Ta historia zaczyna się w 1999 r. Małżeństwo wynajmowało mieszkanie przy ul. Kasztanowej, które z powodów finansowych, znacznie zadłużyli. Lokal należał do Spółdzielni Mieszkaniowej w Tczewie, która w 1999 r., wystosowała do sądu wniosek o nakaz eksmisji małżonków wraz z dziećmi.
Czekałam na mieszkanie 14 lat
- Najpierw dostałam pismo z sądu, że spółdzielnia może w każdej chwili przeprowadzić eksmisję. Po pięciu latach i moich prośbach o pomoc, otrzymaliśmy pismo z urzędu miejskiego, że mamy prawo ubiegać się o lokal socjalny. Nie czekałam ani chwili, szybko złożyłam pismo o przyznanie mieszkania. Mąż pracował w stoczni, która upadała dwa razy. W końcu został bez pracy, a ja z małymi dziećmi. Nie stać nas było na opłacenie czynszu. Niestety miastu się nie śpieszyło. W 2009 r. wstrzymali nakaz egzekucji zapłaty za mieszkanie na ul. Kasztanowej i wpłatę ponad 42 tys. zł. Pytałam: „z czego”? W tym czasie miałam już na wychowaniu dzieci i wnuki, bo zmarła nam córka. I tak żyliśmy, aż do tego roku, gdy otrzymaliśmy mieszkanie.
Kobieta jest wdzięczna za lokal socjalny. Jednak warunki w jakich teraz żyje zaczynają coraz bardziej doskwierać.
- Jesteśmy starszymi ludźmi, schorowanymi. Mąż ma Alzheimera, ja wrzody żołądka. Ciężko jest się nam poruszać. Mieszkamy na pierwszym piętrze, na które prowadzą stare schody, z poręczą, za którą ciężko złapać. Dwa tygodnie temu był u nas kominiarz i powiedział, że nie mamy palić w piecu, bo się zaczadzimy. (...)
Napisz komentarz
Komentarze