Pod koniec września do naszej Redakcji przyszedł 37-letni Paweł, który w ubiegłym roku przeprowadził się z Tarnowa do Starogardu Gd. Nasz Czytelnik postanowił opowiedzieć o tragicznej historii jaka go spotkała w 2014 roku. - Muszę to wreszcie z siebie wydusić, uwolnić swoje emocje – mówił pan Paweł.
Przeklęty rok 2014!
Rodzina pana Pawła już od Gwiazdki planowała swoje wakacje. Tym razem plan był taki, aby spędzić je w kraju, trochę nad morzem a trochę w górach. Miały to być kolejne wspólne wakacje, które przejdą do historii i zapiszą się w rodzinnym albumie pod postacią zdjęć na długie lata. Niestety, życie postanowiło napisać swój scenariusz – zupełnie inny niż wyobrażał sobie nasz Czytelnik.
- To miały być niezapomniane wakacje. Chcieliśmy spędzić je całą rodziną w Polsce – mówi zamyślony 37-latek. - Planowaliśmy je już od Gwiazdki. Pracowaliśmy oboje z żoną, a w tym czasie córeczką opiekowała się babcia. W planach na przyszłość była budowa domu, który zapewni nam spokój i ciszę. Z tego powodu nasz budżet na wakacje nie był zbyt wielki. Postanowiliśmy jechać nad polskie morze i w góry. Kasia ciągle pytała, kiedy będą wakacje i kiedy pojedziemy – dodaje nasz Czytelnik.
Wymarzone wakacje w górach
Gdy nadeszła wiosna plan nabrał realnego znaczenia. Rodzina pana Pawła zaczęła dokładnie planować swój wakacyjny odpoczynek.
- Moja żona swój urlop rozpoczęła tydzień wcześniej. Ja musiałem dokończyć jeszcze kilka projektów. Pierwszym punktem na naszej wakacyjnej mapie miały być Tatry. Domek mieliśmy zarezerwowany już od wiosny – opowiada ocierając spływającą po policzku łzę mężczyzna. - Wszystko miało być idealnie. Nie wiem czym zawiniłem, że spotkało to akurat mnie... Żona dwa dni przed wyjazdem postanowiła odwiedzić swoich rodziców, a ja w tym czasie chciałem pomalować mieszkanie. Niestety do dziadków nie dojechała...
Cztery nieodebrane połączenia
Dwa lata temu w lipcu doszło do tragicznego wypadku, w którym zginęła kobieta i 11-letnie dziecko. W tym momencie życie naszego Czytelnika legło w gruzach. Wiadomość o tym zdarzeniu obróciła życie 37-latka o 180 stopni.
- Żona wyjechała wcześnie rano. Do pokonania miała ponad 240 kilometrów. Poszedłem jak co dzień do sklepu po świeże pieczywo. Gdy wróciłem do domu zobaczyłem, że na telefonie widnieją 4 nieodebrane połączenia z numeru mojej żony. Oddzwoniłem i w słuchawce, usłyszałem męski głos. Był to policjant, który powiedział żebym usiadł, bo ma mi do przekazania złą informację. Samochód, którym podróżowały, najprawdopodobniej wpadł w poślizg i zjechał z drogi uderzając w betonowy płot. Zapytałem go czy są całe. Odpowiedział, że wysłali do mnie patrol policji, który wszystko wytłumaczy mi na miejscu. To była najtragiczniejsza wiadomość jaką kiedykolwiek usłyszałem – wzdycha mężczyzna.
Reklama
Tragiczny wypadek zabrał mi rodzinę. W jednej chwili zawalił się cały świat
Było pochmurne środowe popołudnie. Redakcyjną ciszę przerwało ciche pukanie do drzwi. W progu stanął mężczyzna, któremu, jak nam później opowiedział, świat zawalił się z dnia na dzień. W 2014 roku stracił on bowiem żonę i małe dziecko w wypadku samochodowym. Pan Paweł do dnia dzisiejszego nie może pogodzić się z utratą swoich bliskich.
- 08.10.2016 05:00 (aktualizacja 01.04.2023 11:53)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze