W budynku mieszka osiem rodzin, w tym państwo M. i G. Zdaniem naszych rozmówców, problemy wynikające z sąsiedztwa z nimi, trwają od lat.
Krzyki i pijaństwo
Budynek przy ul. Szkolnej od pewnego czasu nie należy już do gminy.
- Wszyscy wykupiliśmy mieszkania, bo powiadomiono nas, że dom zostanie sprzedany razem z nami – mówi jedna z lokatorek. - Zrobiliśmy to za niemałe pieniądze, przy wielu wyrzeczeniach, a te dwie rodziny zapłaciły jakieś śmieszne kwoty. Teraz zdaniem gminy jesteśmy wspólnotą mieszkaniową, choć nic o tym nie wiemy.
Jak wygląda sąsiedztwo z rodzinami M. i G.?
- Musimy znosić ich krzyki, pijaństwo – twierdzi jeden z mieszkańców. - Policja jest tu częstym gościem. Ile paliwa by zaoszczędzili, gdyby posterunek był w Czarlinie... Zdarzało się, że policjanci potrafią interweniować trzy razy dziennie! I to wcale nie my ich wzywamy, ale oni sami. Biją się między sobą, a potem dzwonią po Policję lub pogotowie bez powodu. Dzielnicowi sprawdzą sytuację, a zanim dojadą do komendy rozróba zaczyna się od nowa.
Prawie poszliśmy z dymem
Kilka miesięcy temu jedna z rodzin podłączyła się nielegalnie do instalacji elektrycznej budynku.
- Mąż nagrał to telefonem, ale dochodzenie o usiłowaniu kradzieży energii zostało umorzone, a zdaniem Energii do procederu nie dochodzi, bo w bilansie im go nie brakuje – denerwuje się jedna z lokatorek. - Tylko że to my wszyscy płacimy za tę kradzież. Niektórzy z nas dostawali rachunki sięgające nawet tysiąca złotych za pół roku! To my jesteśmy okradani, a nie Energa. Z czego to zapłacić, gdy w naszych domach się nie przelewa?
20 kwietnia tego roku, nad ranem, w mieszkaniu jednej z rodzin wybuchł pożar.
- Gdyby sąsiad tego nie zauważył, to poszlibyśmy wszyscy z dymem – uważają nasi rozmówcy.
Pożar zaczął się w łazience. Gdy na miejsce przybyli strażacy, z okna mieszkania wydobywał się już gęsty dym.
- Strażacy podali dwa prądy wody na kuchnię, łazienkę, strop między poddaszem a mieszkaniem oraz od strony strychu – wyjaśnia mł. kpt. Zbigniew Rzepka, rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Tczewie. - W akcji brały udział trzy jednostki ratowniczo – gaśnicze z Tczewa oraz zastęp OSP Gniszewo. Ze względu na sile zadymienie i drewniany strop pożar mógł się rozprzestrzenić na cały budynek.
Według mieszkańców przyczyną pojawienia się ognia było zwarcie instalacji elektrycznej, wywołane właśnie kradzieżą prądu. Potwierdzają to strażacy.
- Przypuszczalną przyczyną było zwarcie grzałki elektrycznej w łazience – tłumaczy mł. kpt. Zbigniew Rzepka. - Dowódca akcji stwierdził też nielegalne podłączenie energii elektrycznej. Zwrócił na to uwagę, bo jak zwykle w przypadku pożarów w mieszkaniach przed podaniem prądu wody odłączamy ze względu na bezpieczeństwo strażaków dopływ energii.
Wszyscy rozkładają ręce
- Po tym pożarze prosiliśmy o pomoc gminę w rozwiązaniu problemu z kłopotliwymi sąsiadami, ale zamiast tego rodzina, u której wybuchł pożar, otrzymała pieniądze z GOPS na remont mieszkania – mówi jedna z mieszkanek. - Myśli pan, że wykonali jakieś prace? Wszystko przepili...
Co innego mówi jednak kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej:
- Pogorzelcy otrzymali 1500 zł – informuje Agnieszka Pettke. - Sprawdziliśmy na co zostały one wydane. Pani M. przyniosła paragony za zakup rzeczy potrzebnych do remontu mieszkania. Część rzeczy, jak twierdzi, odkupiła od znajomych, więc na to rachunku nie ma, a my nie mamy podstaw, aby jej nie wierzyć. Rzeczywiście, w tych rodzinach zdarzają się awantury, jest też problem z nadużywaniem alkoholu, ale nie jest to powód, aby odmawiać poszkodowanym pomocy finansowej.
Aby nie doszło do powtórki z kradzieżą prądu i kolejnego zwarcia grożącego wybuchem pożaru, mieszkańcy postanowili wykonać modernizację instalacji elektrycznej. Dofinansowania z Urzędu Gminy nie otrzymali, więc zatrudnili elektryka za własne, uzbierane pieniądze.
- Nie mieliśmy innego wyjścia – rozkładają ręce. - Nie warto być uczciwym obywatelem, płacić regularnie podatki. Lepiej być pijakiem i być na garnuszku opieki społecznej... Wszystkie instytucje, które prosiliśmy o pomoc, ignorują nas. Chyba czekają aż zdarzy się tragedia...
W każdej chwili ściana może runąć
Pogarsza się także stan techniczny budynku.
- Te rodziny zdjęły rynnę na szczytowej ścianie, która przez to przemaka i pęka – mówi jedna z mieszkanek. - Ściana odchyliła się o 13 cm. W każdej chwili może runąć. Oczywiście musimy ją naprawić za własne. Oni są bezkarni, bo za co mają to zrobić? O szczyt z drugiej strony zadbałam sama, ale z jakiej racji mamy zrobić też drugi, nie nasz?
Inspektor nadzoru budowlanego potwierdził znaczne odchylenie części ściany od pionu, w tym komina. Decyzją z 19 maja nakazał przeprowadzenie kontroli, ponieważ stan techniczny budynku może spowodować zagrożenie bezpieczeństwa mienia, życia lub zdrowia mieszkańców.
- Władze gminy przed nami uciekają, nie odbierają telefonów, albo zamykają drzwi pod nosem – twierdzą nasi rozmówcy. - Wezwany budowlaniec chciał protokół o stanie technicznym budynku. Ale gmina podczas sprzedaży mieszkań nic takiego nam nie dała. Sprzedali tę ruderę i teraz umywają ręce.
Mieszkańcy zastanawiają się nad założeniem wspólnoty mieszkaniowej. Wówczas – w przypadku gdyby któryś z lokatorów zalegał długotrwale z czynszem lub zakłócał porządek domowy uciążliwym zachowaniem – wspólnota mogłaby w trybie procesu żądać sprzedaży lokalu w drodze licytacji na podstawie przepisów Kodeksu postępowania cywilnego o egzekucji z nieruchomości.
Z rodzinami M. i G. nie udało nam się porozmawiać.
Muszą rządzić się sami
- Problemy z zachowywaniem się sąsiadów to bardziej sprawa Policji, niż gminy – mówi wójt gminy Tczew Roman Rezmerowski. - Budynek nie jest już nasz, mieszkania są własnościowe, a ustawa o finansach publicznych zabrania nam finansowanie remontów prywatnych nieruchomości.
Jak wyjaśnia wójt, mieszkania zostały sprzedane z aż 95 proc. bonifikatą, po to, aby mieszkańcy zaczęli się rządzić sami, poczuli, że budynek jest ich własnością. Taki kierunek przemian w gminnym zasobie mieszkań komunalnych objęła Rada Gminy. Teraz do samorządu należy tylko 40 lokali, w tym 12 socjalnych.
- Budynek powinien być wspólnotą mieszkaniową, ale mieszkańcy formalnie jej nie założyli, a my ich do tego nie zmusimy. Prosimy o rozsądek. Mieszkańcy muszą się ze sobą dogadać w kwestii remontów, aby nikt nie został bez dachu nad głową.
Sąsiedzi prawie nas spalili! „Wszystkie instytucje, które prosiliśmy o pomoc, nas ignorują...”
CZARLIN. Głośne imprezy suto zakrapiane alkoholem, awantury i kradzież prądu, która zakończyła się groźnym pożarem – tak zdaniem mieszkańców domu przy ul. Szkolnej 7 w Czarlinie (gm. Tczew) wygląda ich codzienność. Przyczyną tych skarg są zachowania ich sąsiadów.
- 25.07.2011 00:00 (aktualizacja 01.04.2023 12:39)

Reklama








Napisz komentarz
Komentarze