Państwo Pomykała mają w Zajączkowie Tczewskim gospodarstwo i sad. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na ich posesji dzieją się niezwykłe rzeczy. Nie chodzi tu o zjawiska nadprzyrodzone, ale fakt, że ich domostwo przyciąga różnej maści czworonogi.
I to nie tylko popularne psy i koty. W zeszłym roku, podczas wyjątkowo śnieżnej i mroźnej zimy, do ich sadu zawitało stado saren...
Rogaci goście z lasu
Przybyły tam w poszukiwaniu pożywienia, które odnalazły w lekko zamarzniętych liściach. Przeważnie wygrzebywały jabłka, ale zdarzały się też... gruszki. Okazało się, że dla „gości z lasu” pokarm w postaci zmrożonych jabłek i gruszek był doskonałym uzupełnieniem brakującego pożywienia. Ciekawe, że poprzedniej zimy z dobrodziejstw ogrodowych korzystały także koty, które nie pogardzały nawet zamarzniętymi ogórkami.
Najzabawniejsza była sytuacja z okresu Bożego Narodzenia w ub. roku. Wtedy w czasie świątecznego śniadania za oknem pojawiały się rogate stworzenia. Dla rodziny było to niezwykłe zdarzenie. Gdy zima minęła okazało się, że przypadki w których stada rogaczy zapędzały się do wiosek gminy Tczew nie należały do rzadkości. W zeszłym roku takie sygnały o „głodnych gościach z lasu” słyszeliśmy także z innych stron powiatu tczewskiego.
Wszędzie biegają razem
W br. doszło jednak do jeszcze bardziej nietypowego zdarzenia. W czerwcu rodzina znalazła na polu porzuconą amstaffkę. Właściwie to nie państwo Pomykała znaleźli amstaffkę, dokonał tego... wilczur Egon, który do nich należy.
Egon czuł się widocznie samotny i musiał uznać, że w gospodarstwie Pomykałów znajdzie się miejsce dla jeszcze jednego czworonoga, ponieważ przyprowadził amstaffkę wprost do domu swoich gospodarzy.
Gdy państwo Pomykała zorientowali się, że zwierzę zostało porzucone, postanowili je przygarnąć. Było trochę obaw, bo historię porzuconego psa usłyszeli dopiero jakiś czas po znalezieniu znajdy. Zastanawiali się czy psa przyjąć, bo przecież mógł komuś uciec, a tym samym była obawa, że właściciel się odnajdzie.
- Wkrótce dowiedzieliśmy się od sąsiadki, że widziała bordowe audi, z którego starsza kobieta i mężczyzna wyrzucili zwierzę i odjechali z piskiem opon – wspomina Krystyna Pomykała. – Nasz pies, przywieziony z Koźlin wilczur Egon, bardzo lubi amstaffkę. Nowego psa nazwaliśmy Sonia. Wtedy była zaniedbana – miała zapalenie ucha, chorobę skóry, jakiś rodzaj grzybicy...
Dodajmy, że osoby, które porzucają psy w podobny sposób, co opisani właściciele audi, zgodnie z prawem mogą zostać ukarani karą do roku pozbawienia wolności. Znajda trafiła pod opiekę weterynarza, który podał jej antybiotyk na zapalenie ucha.
Dla wilczura Egona amstaffka stała się prawdziwym towarzyszem zabaw. Wszędzie biegają razem. Wilczur jakby się nią opiekował. Do tego pies groźnej rasy od początku burzył utarty stereotyp.
Przyjazna i oddana
Wcześniej rodzinie Pomykałów padła bardzo oddana dobermanka Sara, postanowili więc przyjąć porzuconego psa.
- Amstaffka jest bardzo łagodna – mówi pani Krystyna. – Do ludzi bardzo przyjaźnie i ufnie się zachowuje. Do tej jednak pory, mimo że jest silniejsza, nie zdołała sobie Egona podporządkować... Wilczur jest bardzo zazdrosny o Sonię, gdy tylko okazujemy jej z mężem sympatię od razu łapie ją za ucho i podgryza, ale nie robiąc jej krzywdy.
Włodzimierz, mąż pani Krystyny, nie obawia się, że nowe zwierze coś komuś zrobi. Uważa, że ma ono pokojowe nastawienie. Z drugiej jednak strony amstaffka jest cięta na koty, które muszą przed nią uciekać.
- Mamy dwa kocury, które co prawda trzymają się z daleka od psów, ale były już starcia – wspomina Włodzimierz Pomykała. – Sonia, któregoś dnia przyszła mocno podrapana, ale póki co wszystkie koty... żyją.
Nie chciała mieszkać na dworze
- Myślę, że Sonia trzymana była kiedyś w domu, bo na początku nie chciała mieszkać na dworze – relacjonuje pan Włodzimierz. - Ale w domu brudziła, więc postanowiliśmy, że zamieszka na podwórzu. Amstaffka na oko nowych właścicieli ma około pół roku, z kolei Egon – w grudniu skończył dwa lata. Egonowi pewnie podoba się nowa koleżanka, ale ta gdy miała cieczkę pogoniła go. Raz tak go ugryzła, że aż zapiszczał.
- Ludzie porzucają psy, kiedyś moja siostra znalazła nad ranem psa przywiązanego do drzewa - uzupełnia pani Krystyna. – Okazało się, że amastaffy lubią chleb z mlekiem, co nas zaskoczyło. Dajemy jej suchą karmę, karmimy kaszą. Zdecydowaliśmy się, że Sonia zostaje z nami, choć to potężne zwierzę i je trzy razy tyle co nasz wilczur.
Wiemy, że zatrzymanie psa tej rasy to duża odpowiedzialność, ale co by z nim było? Ludzie boją się trzymać amstaffy. Pewnie poprzedni właściciele nie mogli sobie poradzić ze zwierzęciem. Szkoda by było psa z takim charakterem gdzieś oddawać. Może zostać u nas. Może czuje, że mu się poszczęściło...
Sonia uratowała życie Egonowi!
Jakiś czas temu sytuacja się odwróciła, bo wilczur Egon został potrącony przez samochód. Nie mógł się ruszyć i leżał tak jakiś czas na polu. Aż do czasu gdy odnalazła go amstaffka Sonia! Potem przyprowadziła państwo Pomykałów do rannego towarzysza.
Dzięki temu uratowało mu życie.
Historia przyjaźni wilczura Egona i porzuconej amstaffki Soni
TCZEW. - Dowiedzieliśmy się od sąsiadki, że widziała bordowe audi, z którego starsza kobieta i mężczyzna wyrzucili zwierzę i odjechali z piskiem opon – wspomina Krystyna Pomykała.
- 16.01.2012 00:00 (aktualizacja 01.04.2023 12:42)

Reklama








Napisz komentarz
Komentarze