- Skąd decyzja o wzięciu udziału w konkursie na stanowisko dyrektora Centrum Kultury i Sztuki w Tczewie?
- Powodów było bardzo wiele, ale najbardziej istotny to moje plany i marzenia, jak również to, co Tczew oferuje takim zapaleńcom jak ja. Panowie prezydenci, oraz samo miasto, dają wiele wspaniałych możliwości. Nie jest to z mojej strony kokieteria tylko fakty. Jeżeli mam szansę realizowania planów w znakomitym budynku, do którego można zaprosić takich artystów, jakich się chce, w którym można realizować wizję, którą układałem sobie w głowie od pewnego czasu, jeżeli dostaję na to dotację i – co najważniejsze – jeżeli czuję, że mam ogromne poparcie ze strony władz, które bardzo chcą zmiany, to są to takie atuty, po które każdy rozsądny człowiek po prostu się schyli.
- Z Pana biogramu wynika, że nigdy nie kierował Pan tak dużą instytucją kulturalną. Nowa funkcja jest więc wyzwaniem?
- Na planie bywało tak, że musiałem kierować 120 osobami. Nie przerażam się więc liczbą osób, którymi będę musiał zarządzać. Podejmując próby reżyserskie i realizując imprezy plenerowe czy teatralne spotykałem się z dużo większą ilością ludzi, a byłem sam. Nie mam przed tym lęku. Po raz pierwszy jestem za to szefem instytucji publicznej. I to jest dla mnie nowość, bo jak dotąd funkcjonowałem w zupełnie innej rzeczywistości wolnego rynku. Odrywam teraz mechanizmy obowiązujące w placówkach publicznych i nie ukrywam, że właśnie to jest dla mnie wyzwaniem.
- Chce Pan, aby CKiS było instytucją, która przede wszystkim powinna pełnić funkcję domu kultury. Jak to rozumieć?
- Jeżeli centrum kultury jest utrzymywane z podatków, panowie prezydenci przekazują te pieniądze osobom, które nim zawiadują, to jest to cząstka tczewian, tego miasta. To jest ich drugi dom, bo przecież za to płacą. Powinni mieć więc taką ofertę, żeby czuli się jak u siebie. Chcę, aby dzieci i młodzież – której mamy tutaj za mało – przekonały się do tego miejsca. Jaki mam plan? Za ścianą powstanie sala baletowa. To dawna galeria, ale odchodzimy od tego, bo Tczew ma już fantastyczną galerię w postaci Fabryki Sztuk. Po co to dublować? To jedyne pomieszczenie, które ma parkiet i jest na tyle wysokie, że można bez obaw wynieść partnerkę do góry podczas ćwiczeń. Można w nim stosunkowo niskim kosztem zawiesić lustra oraz drążek – nie metalowy i nie zawieszony na wysokości męskiej pachy. Musimy przyporządkować grupy zainteresowań do określonych sal. Chcemy im powiedzieć: to jest wasz kąt, wasza sala, tu się realizujcie. Do tej pory grupy taneczne ćwiczyły w kilku miejscach. Jaki jest kontakt emocjonalny z takim miejscem, jeśli naprawdę nie wiesz, gdzie jesteś? Dlatego dawna galeria będzie salą ćwiczeń baletowych, tańca towarzyskiego i nowoczesnego, pantomimy. Obok będzie szatnia, której dotąd brakowało. Musimy też znaleźć takie miejsca dla muzyków, aby ich próby nie przeszkadzały innym. Ich „dziupla” będzie w pomieszczeniach dawnej restauracji, na którą pomysł nie spełnił oczekiwań. Mam listę sześciu zespołów, które chciałyby u nas grać. Daję taką możliwość – przyjdźcie, grajcie, bądźcie z nami, bo to miejsce jest dla was. Uciekam od myślenia o ponurym domu kultury z zamierzchłej epoki, gdzie są stare kandelabry, wszystko się sypie i nic się nie dzieje.
- To oznacza, że kończymy z dużymi imprezami, z których słynęło CKiS za poprzedniego dyrektora?
- Nie. Dyrektor Tadeusz Żmijewski zawiesił poprzeczkę muzyczną bardzo wysoko. Muszę starać się sprostać temu zadaniu, ponieważ wychował sobie publiczność, a ja nie mogę jej zaniedbać. Jednak podział będzie taki, że od poniedziałku do piątku będzie to centrum dla dzieci i młodzieży, osób, które chcą się tutaj realizować. Scena będzie działać w weekendy. Ale uczulam mieszkańców i proszę wszystkich o wyrozumiałość i cierpliwość. Poprzedni dyrektor zawarł wiele umów i muszę je zrealizować, bo nie widzę powodu, dla którego miałbym odrzucić dobre pomysły. Ale mam też tym samym związane ręce, nie mogę zrobić wszystkiego, co chcę w tym pierwszym roku. Dopiero za rok 2013 będę mógł wziąć pełną odpowiedzialność. Budżet, który otrzymaliśmy od prezydenta jest dobry, ale też trudny, bo nie mam środków, aby zrealizować swoje pomysły, skoro najpierw muszę się zająć umowami, które otrzymałem „w spadku”.
- Przyglądał się Pan działalność CKiS za czasów dyrektora Żmijewskiego? Pokusi się Pan o wskazanie plusów i minusów?
- Proszę wybaczyć, ale nie. Na pewno chapeau bas za poziom muzyczny, na który wywindował CKiS. To tyle – nie usłyszy Pan ode mnie żadnej innej oceny.
- Ale na pewno ma Pan pomysły co bezwzględnie należy zmienić w funkcjonowaniu CKiS.
- Trzeba otworzyć drzwi dla wszystkich, mówiąc im: dajemy wam szansę i możliwości, więc róbcie to, co chcecie. Ale mamy też swoje plany. Pierwszy, podstawowy, który realizuję z maniakalnym uporem, to tworzenie pracowni, nie mając pieniędzy np. na remonty. Mam do wyboru - poczekać na pieniądze, zrobić remont i zapraszać ludzi – co potrwa rok, albo wpuścić ludzi do tego, co mamy, na zasadzie „radźmy sobie”. Wybieram drugą opcję. Śpieszy mi się.
- Ma Pan pomysł na wykorzystanie amfiteatru w parku? Obiekt jest dość duży, a niektórzy mówią, że nawet za duży, jak na nasze miasto.
- Będę to omawiał na najbliższym spotkaniu z panem wiceprezydentem Zenonem Drewą. Wyczuwam chęć powrotu do tradycji cotygodniowych imprez w amfiteatrze. Będziemy jeszcze o tym rozmawiać. Mamy zorganizować akcję lato, która może być powiązana z tym obiektem. Ale na to jest jeszcze za wcześnie. Na razie skupiamy wszystkie siły i środki na realizacji planów, które do czerwca przygotował pan Żmijewski, łącznie z koncertem wielkiej gwiazdy podczas Dni Ziemi Tczewskiej. Tutaj też mam problem. To okres Euro 2012. Ceny wynajmu ochrony wzrosły sześciokrotnie, a hotelowych pokojów siedmiokrotnie! Muszę się z tym zmierzyć, bo umowy z artystami zostały już zawarte, ale inne rzeczy nie zostały pozałatwiane.
- Skoro jesteśmy przy Dniach Ziemi Tczewskiej: nie brakuje pretensji lokalnych zespołów, których nie zapraszano w ostatnich latach na scenę podczas tej imprezy.
- Będą mieli okazję, żeby zagrać. Bo przecież DZT to święto tczewian, a ta wielka gwiazda jest tylko wisienką na torcie. Jednak nie mogę odejść od tradycji. Wszyscy chcą pokazu sztucznych ogni – będzie, wszyscy chcą wesołego miasteczka – też będzie. Ale mam też kilka innych, świeżych pomysłów, które mam nadzieję, spodobają się mieszkańcom. Nie chcę na razie ich zdradzać. Najpierw musimy sprawdzić, czy na ich realizację pozwolą warunki techniczne.
- Czy to prawda, że władze miasta zobowiązały Pana do odchudzenia kadry CKiS?
- To są tylko plotki. Nie mam takich zobowiązań. Z ust pana prezydenta usłyszałem tylko, żeby dobrze się wszystkiemu przyjrzeć i podejmować racjonalne decyzje. To zupełnie zrozumiałe, że pan prezydent wymaga tego od pracowników CKiS. Nie usłyszałem, że mam zwolnić połowę zespołu. Proszę pamiętać, że ja pracuję tymi ludźmi, bez nich niczego nie zrobię.
- Pana agencja artystyczna zawiesza działalność na okres sprawowania przez Pana funkcji dyrektora CKiS?
- Inaczej: mój udział w agencji został zawieszony z dniem 1 lutego. Nie mogę prowadzić tej działalności, więc rozwiązałem umowę spółki cywilnej i nie jestem już jej udziałowcem. Ale też mam podpisane pewne umowy i zobowiązania aż do maja, jak cykl spotkań z pisarzami w Fabryce Sztuk. Będę musiał je poprowadzić, ale nie jako współwłaściciel własnej firmy.
- Czego można Panu życzyć?
- Powodzenia. Trzymajcie za mnie kciuki, bo jestem dla tczewian. W mojej osobie położono ogromne pokłady nadziei i zaufania. Nie będę ukrywał, że jest to bardzo miły bagaż, który przez najbliższe kilka sezonów poniosę, ale muszę się z tego rozliczyć i nie mogę zawieść.
Reklama
Krystian Nehrebecki: Drzwi otwarte dla wszystkich
TCZEW. Rozmowa z Krystianem Nehrebeckim, od 1 lutego nowym dyrektorem Centrum Kultury i Sztuki w Tczewie.
- 09.02.2012 09:08 (aktualizacja 01.04.2023 12:42)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze