Okazją do spotkania był wydany niedawno biograficzny wywiad – rzeka z Janiną Paradowską, „A chciałam być aktorką...”, przeprowadzony przez Martę Stremecką. Dostanie się do szkoły aktorskiej było wielkim marzeniem późniejszej dziennikarki.
- Moja mama tego nie chciała - powiedziała Janina Paradowska. - Lekcje przed egzaminami brałam u znanej krakowskiej aktorki Anny Lutosławskiej, która po jakimś czasie stwierdziła, że jestem niekompatybilna, bo mam śmieszny głos, a wygląd pasujący do ról heroin. Wiele lat później, na pogrzebie Jerzego Turowicza, przyznała, że powiedziała tak po rozmowach z moją mamą...
Krakuska i powstanie
Paradowska ukończyła Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, następnie studiowała podyplomowo dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Tych studiów jednak nie dokończyła, ponieważ wciągnęła ją praca w „Kurierze Polskim”.
- Zaczynałam od noszenia materiałów do zecerni, potem pracowałam w sekretariacie i w końcu trafiłam do działu miejskiego, gdzie pisałam o cenie pietruszki na straganach - wspominała Paradowska, przepytywana przez Krystiana Nehrebeckiego. - Potem zajęłam się polityką. Musiałam się sporo nauczyć.
Wśród pracowników „Kuriera Polskiego” nie brakowało byłych żołnierzy Armii Krajowej i Powstania Warszawskiego, którego historii – jako krakuska – praktycznie nie znała. W 1968 r. została wysłana przez redakcję do stacjonujących w Czechosłowacji polskich żołnierzy pacyfikujących Praską Wiosnę.
- Bardzo wielu rzeczy nie rozumiałam. Napisałam wtedy jakiś bardzo głupi tekst, którego się wstydzę do dzisiaj - przyznała publicystka.
W PZPR i „Solidarności”
Mimo że należała do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej była jednocześnie szefową „Solidarności” w należącym do Stronnictwa Demokratycznego Wydawnictwie Epoka”.
- Wiedzieliśmy, że prędzej czy później musi dojść do konfrontacji władzy z „Solidarnością” – opowiadała.
Po wprowadzeniu stanu wojennego zrezygnowała z członkostwa w PZPR. Została zweryfikowana negatywnie. Do pracy wróciła po kilku miesiącach. W 1981 r. przeszła do redakcji „Życia Warszawy”. Dziesięć lat później dołączyła do zespołu redakcyjnego „Polityki”.
- To tytuł, w którym każdy dziennikarz chciał pracować.
Paradowska mówiła też o nietypowych hobby. Jej mąż Jerzy Zimowski zbierał koguty, a ona anioły i ciuchy (- Nawet dzisiaj po przylocie kupiłam sobie sukienkę - dodała), oboje książki – nałogowo.
- Jacek Merkel, z którym mój mąż był internowany w Strzebielinku, twierdził, że mąż przeczytał wszystko. Często kupował trzy egzemplarze tej samej książki, mówiąc, że może kiedyś je rozdamy. Nigdy tak się nie stało.
Organizatorami spotkania literackiego z cyklu „Rozmowa o książce” byli Fabryka Sztuk i Agencja Artystyczna R&K Nehrebeccy.








Napisz komentarz
Komentarze