Na terenie byłej drożdżowni bez zmian. Tak w dużym skrócie można podsumować to, co się dzieje z budynkami dawnej fabryki przy ul. Za Dworcem. Sprawą ponownie zainteresował się powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
Przypomnijmy, że Fabryka Drożdży w Tczewie zakończyła swoją działalność na początku 2007 r. Teren został kupiony przez prywatne osoby.
Zaniepokojeni mieszkańcy
Sprawą pofabrycznych obiektów zainteresowaliśmy się w styczniu ubiegłego roku po serii sygnałów od zaniepokojonych mieszkańców okolicy. Teren drożdżowni stał się mekką złomiarzy, którzy wyrywali przewody elektryczne ze ścian, rozbierali stropy, wyciągali zbrojenia. Stan techniczny budynków znacznie się pogorszył, wystąpiło niebezpieczeństwo ich zawalenia. Złomiarze byli też sprawcami kilku pożarów i groźnego wycieku gazu. Niepokojącą sytuacją zainteresowali się policjanci i strażnicy miejscy oraz inspektor nadzoru budowlanego. W styczniu 2011 r. wysłano do właścicieli nieruchomości pismo z nakazem natychmiastowego zabezpieczenia terenu. 31 stycznia 2011 r. powiatowy inspektor nadzoru budowlanego zawiadomił prokuraturę o nie wypełnianiu obowiązków właścicielskich.
W lutym na terenie drożdżowni odbyła się kontrola PINB z udziałem właścicieli. Efektem było zabicie deskami – a następnie zamurowanie – okien oraz wejść do pofabrycznych budynków. Pojawiły się też tabliczki informujące, iż obiekty grożą zawaleniem i zakazujące przebywania w nich. Większość budynków została przez właścicieli rozebrana, pozostały cztery, w tym dawny budynek biurowy oraz stróżówka.
„Praca” na gruzowisku wre
A jak jest dzisiaj? Na gruzowisko po halach fabrycznych szybko powróciły osoby szukające wszystkiego, co tylko można jeszcze spieniężyć w skupach złomu, co ma jakąkolwiek wartość – metalowe opierzenia, instalacje, wykopane z ziemi rury gazowe i kable, pokrycia dachów, cegły, pokrywy studzienek, deski. Budynki stróżówki to właściwie same ściany. Dachy rozebrano już dawno, podobnie jak część ogrodzenia terenu.
- Budynki stróżówki były rozbierane przez zorganizowaną grupę - opowiadają nam mieszkańcy. - Każdy z członków wydawał się mieć przypisane zadanie: był kierownik, pracownicy wysokościowi (bez żadnych zabezpieczeń!), tragarze i osoby stojący na czatach. Praca wre, zupełnie jak na dwie zmiany. Właściciele działki dają na ten proceder ciche przyzwolenie. Nie muszą płacić za profesjonalną rozbiórkę. Zrobią to zupełnie za darmo złomiarze. Kłopot z głowy, do czasu gdy dojdzie do jakiejś tragedii. To cud, że nikomu jeszcze nic się nie stało. Niedawno, w biały dzień, odpiłowano stojącą przy ulicy barierkę.
(...)
Służby nie reagują?
Ogromne gruzowisko dwukrotnie było miejscem dużych ćwiczeń strażaków, także o skali wojewódzkiej.
- Ten teren to dobry poligon, zwłaszcza dla grup poszukiwawczo - ratowniczych - mówi kpt. Zbigniew Rzepka, rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Tczewie. - Trenujemy zachowania ludzi, sprzętu i zwierząt np. podczas pozorowanych katastrof budowlanych. Co jakiś czas zdarzają się tam drobne interwencje, jak pożary śmieci spowodowane np. wypalaniem kabli. Apelujemy, żeby ludzie nie wchodzili na teren drożdżowni, bo może to grozić utratą życia i zdrowia.
(...)
- Nie otrzymujemy żadnych zgłoszeń od mieszkańców o dewastacji terenu - wyjaśnia asp. sztab. Dariusz Górski, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Tczewie. - Nie dzwonią do nas także jego właściciele, a to na nich spoczywa obowiązek odpowiedniego zabezpieczenia miejsca. Mimo to nasi policjanci doraźnie patrolują drożdżownię, ale trudno, żeby radiowóz stał przez cały czas przed wjazdem na jej teren.
- Od dłuższego czasu nie mieliśmy żadnych telefonów w sprawie drożdżowni, ale nie było przypadku, żebyśmy nie zareagowali na niepokojący sygnał - dodaje Ryszard Wegiera, zastępca komendanta Straży Miejskiej. - Po pana telefonie sprawdzimy jak obecnie na miejscu wygląda sytuacja.
(...)
„Tego nie da się zabezpieczyć”
Gdyby na terenie po drożdżowni doszło do tragicznego wypadku, odpowiedzialność spadnie na jego właścicieli. Mimo to jeden z nich stwierdził w rozmowie z nami, że takie zabezpieczenie nieruchomości, aby nikt nie mógł na nią wejść, jest niewykonalne.
- Żeby upilnować tę działkę trzeba by postawić 10-metrowy płot. I to pod prądem - uważa Jerzy Rudnicki. - Przecież nie będziemy pilnować gruzu. Gdy kilka miesięcy temu moi pracownicy postawili tam bramę, po pół godzinie już jej nie było. Po trzech dniach znikły deski i cegły, którymi zamurowano okna i drzwi budynków. Nie wiem, co jeszcze możemy zrobić.
Nasz rozmówca dodaje, że prawdopodobnie w czerwcu rozebrane zostaną pozostałe budynki po fabryce. Właściciele działki posiadają ważne jeszcze przez rok pozwolenie na rozbiórkę. Co będzie dalej z nieruchomością? Zostanie sprzedana?
- Na dzień dzisiejszy tego nie wiem - odpowiada Jerzy Rudnicki. - Chcieliśmy tam inwestować, ale w takiej dzielnicy to mija się z celem. Mieliśmy w planach budownictwo wielorodzinne, ale zdecydowaliśmy się przenieść ten biznes w inne miejsce. Potrzebne byłyby zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego, a to się nie powiodło. Mnie ten teren już nie interesuje, ale podatki od nieruchomości płacimy regularnie.
Gołym okiem widać, że na terenie po dawnej drożdżowni wciąż występuje zagrożenie zdrowia i życia osób tam przebywających.
- W tym tygodniu planujemy tam kolejną kontrolę, której efektem może być wielokrotna kara pieniężna w myśl ustawy prawo budowlane i kolejne zawiadomienie prokuratury - informuje Leszek Lewiński, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
Więcej w „Gazecie Tczewskiej”,
która wraz z „Dziennikiem Pomorza”, ukazuje się
na terenie powiatu tczewskiego.








Napisz komentarz
Komentarze