Tczewianin będzie wyprowadzał jednego z piłkarzy na meczu Hiszpania - Irlandia na PGE Arena w Gdańsku (14 czerwca).
Ogromny stres
W finale wzięło udział 300 dzieci. Warszawskie konkurencje były identyczne z półfinałowymi w Gdańsku. Odbywały się pod gołym niebem. Niestety, pogoda nie dopisała. Cały dzień padał deszcz i było zimno. Impreza zaczęła się o godz. 9 rano i w formie rodzinnego pikniku trwała do godz. 19. Dzieci oprócz konkurowania w zawodach miały mnóstwo innych atrakcji: piłkarzyki, gra FiFA12 na PS3, gry i zabawy z piłką. Dało się jednak odczuć ogromny stres, zwłaszcza wśród... najmłodszych zainteresowanych. Każde dziecko było już tak blisko upragnionego celu.
- My, jako rodzice byliśmy nieco spokojniejsi – mówi Aleksandra Borkowska, mama Szymona. – Widzieliśmy, czego możemy się spodziewać. Kiedy przed finałem weszłam na forum McDonald’sa przeczytałam, że niektórzy rodzice... wynajęli trenerów dla swoich pociech.
- Ja się trochę też przygotowywałem - przyznaje Szymon. - Uczyłem się imion i nazwisk piłkarzy, przygotowywałem się do konkurencji „Szybki jak strzała”, do slalomu. I to się przydało, bo w swojej grupie w tej konkurencji zająłem pierwsze miejsce. Bardzo się bałem, że nie dostanę się do Eskorty. Na końcu zawodów wszyscy uczestnicy stanęli na murawie i sędzia główny wyczytywał nazwiska tych, którzy się dostali. A potem był mecz uczestników eskorty i 11 trenerów.
Boisko w ogródku
- Syn od najmłodszych lat uwielbiał zabawy z piłką – wspomina Krzysztof Borkowski, ojciec Szymona. - Mając niespełna 2 lata nie było wyjazdu, na który nie zabierałby piłki. Na ostatnią majówkę zabrał ich z pięć. Uwielbia grać „w nogę”. Całkiem nieźle jak na 7-latka gra w siatkówę (nieraz udało mu się wygrać z żoną i córką Mają), lubi koszykówkę, na trampolinie potrafi spędzić kilka godzin. Od ub. roku jeździ na rolkach. W tym roku wspólnie z żoną zabieraliśmy go na lodowisko, gdzie też nieźle sobie radził. Szymon nigdy się nie nudzi. Rano jak wstaje, to pierwsze co robi to kopnie ze dwa razy piłkę. Bardzo aktywnie spędza czas, co sprawia że miał już... kilka kontuzji. Ale jest bardzo odporny na ból!
Lubi też rysować, grać w gry planszowe (w warcaby chyba najbardziej). Biliskich angażuje do wspólnych zabaw z piłką. Nieraz zdarzały się sytuacje, kiedy wszyscy byli zmęczeni grą. Wszyscy - oprócz Szymona. W formularzu zgłoszeniowym, jaki wysłaliśmy do McDonald’sa, trzeba było napisać, jakie jest największe marzenie dziecka. Odpowiedział: Marzę o własnym domku i ogromnym podwórku, w którym będzie prawdziwe piłkarskie boisko.
Według taty, Szymon pokonał tylu rywali w wyścigu do Dziecięcej Eskorty, dzięki ogromnemu zamiłowaniu do piłki nożnej.
- Uparcie dążył do celu i udało się. Jest silnym, szybkim i zwinnym dzieckiem. Jak to udowodnił w półfinałach w Gdańsku - potrafi podejmować dobre decyzje. Już przed wejściem na stadion w Warszawie zapytał mnie, w jaki otwór bramki ma strzelać gole. Odpowiedziałem, że sam musi zdecydować. Wiedziałem, że podejmie dobrą decyzje i tak się stało. Wiem, że strasznie dużo nerwów kosztował go ten finał w Warszawie, ale było warto. Jestem z niego bardzo dumny.
To tylko piękny sen?
- Jak sędzia wyczytywał moje nazwisko, nie wyszedłem, bo nie wiedziałem gdzie mam podejść – relacjonuje Szymon. - Wszyscy myśleli, że mnie nie ma. Kiedy wywołano mnie drugi raz wyszedłem i odebrałem certyfikat.
- Później Szymon przyznał, że nie wyszedł, bo wydawało mu się, że to tylko piękny sen... - śmieje się Aleksandra Borkowska.
Dla Szymona, który sam jest dobrze zapowiadającym się piłkarzem – zawodnikiem Gryfa Tczew, jest to nie lada sukces i ogromne wydarzenie. Niestety, marzenia chłopca nie spełniły się do końca, bo nie wyprowadzi swojego idola, Wojciecha Szczęsnego.
- To nic. Teraz chciałbym wyprowadzić Davida Villa, który jest piłkarzem Hiszpanii (niestety, jest on kontuzjowany i raczej nie zagra – przyp. red.).
Za powodzenie 7-latka trzymała kciuki cała rodzina i znajomi, także z przedszkola.
- Pani przeczytała wszystkim, co było napisane na certyfikacie – cieszy się Szymon. – Oni we mnie wierzyli i mówili, że na pewno uda mi się dostać do Eskorty.
Co sądzi tata, który trenował kolarstwo o piłkarskiej pasji syna?
- Zawsze mi zależało, żeby Szymon zajął się aktywnie jakimś sportem – twierdzi Krzysztof Borkowski. - Sam do dzisiejszego dnia milo wspominam wyjazdy na zgrupowania. Dzisiaj ważną sprawą dla dziecka jest pożyteczne spędzenie wolnego czasu. Gdy tylko skończył 4 latka wiedzieliśmy, że piłka nożna to sport, który polubi. Nie namawiałem go do kolarstwa. To ciężki sport i jest jeszcze za mały. Napastnik - to chyba byłoby coś dla niego. Mam nadzieję, że tyle zapału i serca zawsze będzie wkładać do swojej pasji. Wspólnie oglądamy wyścigi kolarskie. Chętnie słucha moich opowiadań, jak jeździłem na rowerze. Zresztą od zeszłego roku jeździmy na rowerach. Tylko czasami się denerwuje, bo uważam że za szybko jeździ. Wtedy żona zadaje mi pytanie: a ty potrafisz wolno jeździć? Ma to chyba po mnie...
Szymon dziękuje
- Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki w czasie półfinału w Gdańsku i finału w Warszawie. Moim rodzicom; siostrze, która mnie rozśmieszała w drodze do Warszawy; babciom i dziadkom - trzymali za mnie kciuki; cioci Grażynie - wierzyła we mnie od początku, wujkowi Konradowi - za dobre rady, wujkowi Mateuszowi - za maskotę, która przyniosła mi szczęście. Moni, Dorci. Dziękuję też nauczycielkom z przedszkola „Czwóreczka” - paniom: Marzence, Bogusi i Lucynce oraz wszystkim koleżankom i kolegom.







Napisz komentarz
Komentarze