O problemie drożdżowni piszemy od stycznia ub. roku, kiedy pofabryczne obiekty zostały opanowane przez grupy złomiarzy.
Nie zważając na swoje bezpieczeństwo wyrywali oni przewody elektryczne, rozbierali stropy, wyciągali zbrojenia. Z ziemi wykopano rury gazowe i kable, znikły metalowe opierzenia, pokrywy studzienek, także cegły i deski. Potraktowane w taki sposób budynki zaczęły grozić zawaleniem.
Złomiarze wywołali też kilka pożarów i groźny wyciek gazu. Niepokojącą sytuacją zainteresowali się policjanci i strażnicy miejscy oraz inspektor nadzoru budowlanego. Wysłano do właścicieli nieruchomości pismo z nakazem natychmiastowego zabezpieczenia terenu, a powiatowy inspektor nadzoru budowlanego zawiadomił prokuraturę o nie wypełnianiu obowiązków właścicielskich. Większość pofabrycznych budynków zostało rozebranych, wejścia do pozostałych zamurowano i zabito deskami, ale nie zraziło to złomiarzy przed powrotem na gruzowisko.
Łamią prawo
W minionym tygodniu – w obecności właścicieli – odbyła się kolejna kontrola powiatowego inspektora nadzoru budowlanego.
- Właściciele zostali zobowiązani do uporządkowania terenu oraz jego zabezpieczenia - mówi Leszek Lewiński, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. - Decyzja ta ma rygor natychmiastowej wykonalności. Dodatkowo zostali ukarani mandatem.
Podczas kontroli stwierdzono to, co widać gołym okiem: teren jest nieuporządkowany i niezabezpieczony. Obiekty są rozbierane bez żadnego zabezpieczenia przez osoby trzecie, co potwierdził obecny na miejscu kierownik budowy (właściciele posiadają ważne pozwolenie na rozbiórkę), który zapewniał, że o zaistniałej sytuacji informował policję.
- Osoby te łamią prawo, ponieważ wchodzą na teren prywatny - przypomina Leszek Lewiński. - Właściciele zadeklarowali, że uporządkują teren po drożdżowni w najbliższym czasie. Czekają też na decyzję konserwatora zabytków. Jeżeli w ciągu dwóch tygodni stwierdzimy brak działań, to odbędzie się kolejna kontrola. Na razie wniosek do prokuratury nie zostanie skierowany.
Rozbiórka w czerwcu?
Gdy niedawno rozmawialiśmy z jednym z właścicieli nieruchomości, usłyszeliśmy, że takie zabezpieczenie terenu, aby osoby niepowołane nie mogły tam wejść, jest niewykonalne.
- Żeby upilnować tę działkę trzeba by postawić 10-metrowy płot. I to pod prądem - stwierdził Jerzy Rudnicki. - Przecież nie będziemy pilnować gruzu. Gdy kilka miesięcy temu moi pracownicy postawili tam bramę, po pół godzinie już jej nie było. Po trzech dniach znikły deski i cegły, którymi zamurowano okna i drzwi budynków. Nie wiem, co jeszcze możemy zrobić.
Nasz rozmówca dodał, że prawdopodobnie w czerwcu rozebrane zostaną pozostałe budynki po fabryce.








Napisz komentarz
Komentarze