- Skoro nie wylosowałem biletu na mistrzostwa EURO 2012, to pojechałem na spotkanie eliminacyjne do Mistrzostw Europy w koszykówce, które w przyszłym roku rozegrane zostaną w Słowenii – opowiada Wojciech Adamczyk z Tczewa. - W starciu z ekipą Belgii chciałem na własne oczy zobaczyć jak gra Marcin Gortat i reszta naszych kadrowiczów.
As biało-czerwonych z... bujną brodą
Kupiłem bilet, spakowałem szalik, narodową flagę i po raz pierwszy pojechałem do Ergo Areny. Obiekt zrobił na mnie duże wrażenie, choć parkiet wyglądał w sumie na dość niewielki. Miałem bardzo dobry widok oraz wgląd na polską ławkę rezerwowych. Coraz bliżej meczu, coraz gorętsza atmosfera. Na łuku widowni pojawiły się dwa kluby kibica. Na górze - loże, pewnie dla VIP-ów, a jeszcze wyżej wielkie ekrany z podglądem na parkiet. Około 20 minut przed pierwszym gwizdkiem wyszli na rozgrzewkę zawodnicy, w tym wyczekiwany przez tłumy Gortat. Zaskoczył mnie... swoją bujną brodą. Wkrótce okazało się, że to naprawdę gracz o nieprzeciętnych umiejętnościach.
Dobry początek, wszyscy zjednoczeni
Konferansjer w czerwonym fraku z białym orłem na plecach zaczął zabawiać ludzi. Co mnie zdziwiło, trybuny nie były zapełnione do ostatniego miejsca, ale w tej hali spokojnie mieści się kilkanaście tysięcy ludzi. Podczas prezentacji obie ekipy przywitano brawami, potem rozbrzmiały hymny Belgii i Polski. Oczywiście ten drugi odśpiewany przez wszystkich na stojąco. Spiker zachęcał do dopingu, a kibice skandowali: Polska, Polska!!! Mecz rozpoczął się udanie dla naszych, mieliśmy przewagę (21:17 w pierwszej kwarcie), ale od razu zauważyłem, że spotkanie będzie trudne do wygrania. Atmosfera wydarzenia szybko mi się udzieliła i już po kilku minutach głośno dopingowałem Polaków śpiewając w rytm przyśpiewek płynących z sektorów klubów kibica. Tu wszyscy byli zjednoczeni i oczekiwali zwycięstwa naszych. Przy każdej przerwie technicznej starałem się wsłuchać to, co mówi trener, ale doping i muzyka nie pozwalały na to.
Skrzypaczka i meksykańska fala
Pomiędzy kwartami konferansjer kazał osobom z konkursowymi koszulkami jak najdłużej kręcić piłkę na palcu... Zwycięzca osiągnął wynik 5 sekund i w nagrodę dostał koszykarskie buty dowolnego modelu z jednego ze sportowych sklepów. Koniec drugiej kwarty, 15 minut odpoczynku dla graczy, dla naszych zdartych już gardeł i bolących od klaskania dłoni. Na tablicy remis, a na parkiecie kolejny konkurs! Wylosowano wśród publiczności piłkę oraz koszulkę z autografami polskich zawodników. Niestety, znowu nie wygrałem. Zdobywcy nagród odebrali je z rąk znanego koszykarza, Filipa Dylewicza. W tym czasie na środku boiska pojawiła się skrzypaczka o pseudonimie Alexa, która umilała nam oczekiwanie na wznowienie gry. Koniec przerwy, robimy meksykańską falę, głośno śpiewamy, dopingujemy i świetnie się bawimy, pomimo niezbyt korzystnego wyniku.
Wierzyliśmy do końca...
Na naszej ławce rezerwowych robi się nerwowo, Marcin Gortat próbuje odrabiać straty, lecz nie ma wsparcia, a sam meczu nie wygra. Belgowie odskakują z wynikiem, doping robi się... coraz głośniejszy. Wreszcie udało się! Kilka dobrych akcji, rzut za 3 punkty i wszyscy wyskoczyli w górę wrzeszcząc JEEEST!! Blisko do końca, cała sala na stojąco obserwuje mecz, emocje sięgają zenitu! Jednak Belgowie uciekają na kilka punktów. A my ciągle wierzymy w dobry rezultat... Wreszcie końcowa syrena i... 64:57 dla gości. Wszystkim jest smutno, choć widowisko było fantastyczne. Na pamiątkę zostało mi mnóstwo zdjęć i... bolące gardło. Myślę, że każdy prawdziwy kibic powinien choć raz wybrać na taki mecz – koniecznie na żywo. Gorąco polecam to tczewianom, bo do tej wspaniałej hali mamy w sumie blisko!







Napisz komentarz
Komentarze