O wrażeniach z wyjazdu do Stanów Zjednoczonych mówi Arkadiusz Moczur z Tczewa.
Jak mrówka na 5. Avenue
Mimo, że od wizyty w Stanach minęło już trochę czasu wciąż powracam pamięcią do chwil spędzonych w tym niesamowitym kraju. Wraz z ówczesną narzeczoną odwiedzałem jej rodzinę w Nowym Jorku. To niesamowite miasto wrażeń, kolorów, rozbłyskujących neonów, ludzi wszelkiej narodowości, pisku opon. Początkowo Nowy Jork wydawał mi się jedną wielką dżunglą - jezdni, skrzyżowań, budynków, okraszonych zgiełkiem aut i nawoływaniem w różnych językach. Kiedy stanąłem na środku Piątej Alei miałem wrażenie, że jestem jedynie mrówką patrzącą na wielkie gmachy. Najpierw zagubiony i onieśmielony z dnia na dzień coraz bardziej zaczynałem być…nowojorczykiem.
Pokochać NJ, mimo... brudu
Jak się okazało, wcale nie trzeba dużo, by nim zostać. Wystarczy mówić chociaż parę zdań po angielsku, uwielbiać hot dogi i... pokochać to miasto. Życie mieszkańców skupia się wokół Manhattanu, pozostałe dzielnice - Brooklyn, Bronx, Queens i Staten Island to jakby przedmieścia. Pogoda była bardzo ładna, chociaż nie mogłem czasem wytrzymać dużej wilgotności powietrza. Poruszałem się oczywiście metrem – polecam, bardzo szybko i sprawnie można dostać się w dowolne miejsce. Najlepsze są oczywiście pociągi ekspresowe m.in. F i E , którymi można dojechać do ważniejszych miejsc na Manhattanie. Co można zobaczyć: Dolny Manhattan i jego imponujące biurowce, Wall Street, widok na Brooklyn i mosty (Brooklyn i Manhatan Bridge). Na 5 Avenue – fantastyczne sklepy, Katedra Św. Patryka, Rockefeller Center itp. Niesamowite wrażenie robi Time Sq – zwłaszcza nocą. Każdy turysta musi oczywiście odwiedzić Central Park - faktycznie robi ogromne wrażenie w zestawieniu z architekturą. To oczywiście kropla w morzu miejsc godnych zwiedzania. Nowego Jorku nie da się całego zwiedzić w tydzień, ani nawet w dwa tygodnie. Czasami można odnieść wrażenie, że to miasto bardzo przepełnione, zatłoczone, nie można w nim swobodnie zaczerpnąć oddechu. Niestety, zgodzę się ze stwierdzeniem, że jest... brudne, czasami też niemiło pachnie.
Energiczni i sympatyczni
Bardzo mile zaskoczyli mnie nowojorczycy. Przesympatyczni i niezwykle pomocni. A przy tym ciekawi! Gdy tylko zauważyli, że zaglądam do przewodnika pytali, czy nie potrzebujemy pomocy i czy się nie zgubiliśmy. A przy tym są bardzo szybcy, wręcz rozpiera ich energia. Wciąż rozmawiają przez telefon. To nieodłączny wizerunek mieszkańców – z telefonem przy uchu i wielkim uśmiechem na ustach. Na co zwróciłem też szczególną uwagę – kobiety w Nowym Jorku są przepiękne! Szczupłe, nienagannie ubrane, zupełnie jakby dopiero wyszły od fryzjera i kosmetyczki. Tam jednak jest mnóstwo salonów piękności, masażu, fitness klubów, sklepów ze zdrową żywnością i „nail barów”, a to wszystko za naprawdę niską cenę (oczywiście patrząc na ich zarobki).
Kebaby jedzą... Latynosi
Co mnie też bardzo zdziwiło – te piękne kobiety, wystylizowane w ciągu dnia i wieczora – nie boją się wyskoczyć rano do pobliskiego sklepu bez makijażu, w domowym dresie i wałkach na głowie. I wciąż wyglądają pięknie! W Europie panuje opinia, że w USA pełno jest grubych zatłuszczonych kebabami kobiet i mężczyzn. Nic bardziej mylnego – na ulicach spotkałem ich tyle, co na polskich ulicach. A kebaby jadają tam tylko Latynosi. I to właśnie europejscy turyści wybierają tam ogromne porcje niezdrowych hamburgerów i litrowe kubki z coca colą. Nowojorczycy raczą się zdrowym jedzeniem ze wszystkich stron świata.
Miałem to szczęście, że byłem świadkiem parady smoków w Chinatown. To był porywający spektakl pełen barw, konnych powozów z tańcami. Samo Chinatown mnie rozczarowało – ot mnóstwo sklepów z biżuterią, podróbkami perfum i restauracyjkami z niekoniecznie dobrym jedzeniem. Oczywiście odwiedziliśmy też mnóstwo wesołych miasteczek. Widok Nowego Jorku nocą jest nie do opisania. Miliony światełek z ogromnych drapaczy chmur, błyszczące neony. Rewelacja. Jestem zafascynowany tą metropolią!








Napisz komentarz
Komentarze