Nadal nie mogą się otrząsnąć po tragedii. Nie mogą zamieszkać w swoich domach, prowadzić normalnego życia, a strach nie pozwala im spać.
Gdyby nie pomoc sąsiadów i władz gminy – obie rodziny nie poradziłyby sobie z ogromem nieszczęścia, jaki ich dotknął.
To było jak trzęsienie ziemi
Boroszewo 30, gmina Tczew – stary niewielki parterowy domek, z frontowej strony świeżo pomalowany na żółto. Widok powyżej okien jest przerażający – nie ma połowy dachu, komina i górnej części ściany. Sterczą tylko kikuty. Trudno opisać rozpacz rolniczej rodziny państwa Dysarz, mieszkających tu od 40 lat.
- Mama była sama w domu, ja byłem w pracy, a tata pojechał do miasta – relacjonuje drżącym głosem syn państwa Dysarz, Grzegorz. – Było ok. godz. 16 lub 17, w piątek, gdy nagle zrobiło się ciemno. Mama usłyszała straszny hałas, tak potworny jakby to było trzęsienie ziemi. Przerażona wybiegła na podwórze, na którym leżała duża część dachu naszego domu, trochę cegieł. Wokół szalała wichura unosząca ze sobą w powietrzu różne przedmioty, połamane gałęzie, nawet drzewa. Nie było gdzie uciekać! Mama nie wiedziała co robić, co się dzieje, kiedy to się skończy. I była zupełnie sama.
Gdy przyjechałem na miejscu była już nasza ochotnicza straż pożarna z gminy i sąsiedzi. Zadzwoniłem do kolegów ze wsi, którzy natychmiast przybyli z pomocą, by zabezpieczyć to co zostało.Wszystkim im bardzo dziękuję. Trzeba było rozebrać resztę komina, trochę górnej części domu, kawałek ściany bocznej i pozostałości stwarzającej niebezpieczeństwo.
Żona nadal w szoku
Pan Kazimierz Dysarz, mimo że minęły już ponad dwa tygodnie od tej nawałnicy, nadal nie może się uspokoić. W tym dniu swoim starym oplem w drodze do Starogardu uszkodził pojazd. Może przez to nie wrócił do domu na czas, gdy żona sama musiała stawić czoło tragedii.
- 10 minut wichury, a dramat na całe lata. Co byśmy zrobili bez pomocy ludzi? Aż nie chcę myśleć co byłoby, gdyby taki wiatr przyszedł w innej porze roku! Gdyby nie ludzie i ich dobroć, której doświadczyliśmy, chyba byśmy się załamali, tak jak żona. Teraz boi się przebywać w pobliżu budynku, popłakuje, nadal jest w szoku. Obecnie nie mamy gdzie mieszkać. Na szczęście kiedyś przywiozłem stare drewniane malutkie altanki, nawet nie sądziłem że do nich przyjdzie nam się schronić. W jednej śpi syn, w drugiej my. Ale tak się nie da żyć, więc musimy się uporać z odbudową nim przyjdą chłody. Chciałem dom ubezpieczyć, ale nie zdążyłem wpłacić pierwszej raty. Sam choruję na serce i w szpitalu byłem w tym roku już trzy razy. Teraz znowu muszę jechać do szpitala do Gdańska.
Po tej wichurze pojechałem do Urzędu Gminy. Ot tak, bo już sam nie wiedziałem co robić i gdzie się zwrócić o pomoc. Aż byłem zdziwiony, że zostałem przez wójta gminy przyjęty natychmiast, bez umówienia się. Wiem, że mamy dobrego wójta, bo chodziłem na spotkania sołeckie, gdzie omawiane były z nim różne sprawy z wójtem i wiele udawało się dla wsi załatwić. Ale to inna rzecz niż prośba o pomoc we własnej sprawie.
Niezbędna dokumentacja budowlana
Co gmina może w takiej sytuacji zrobić? Tzw. narzędzi systemowych w takich indywidualnych przypadkach nie ma. Gdy nie ma się ubezpieczenia, traci się wszystko! Ale najważniejsze, by we władzach samorządowych zasiadali ludzie, a nie urzędnicy. Wówczas można pomoc innym.
Jak się dowiedzieliśmy, poprzez pewne przesunięcia w finansach gminy, wójt zadecydował - za zgodą samorządu - o przekazaniu pewnej kwoty na najpilniejsze potrzeby dla rodziny Dysarz. Ale to kropla w morzu potrzeb, bo budynek poszkodowanej rodziny się rozpada. By dom można było w ogóle remontować, trzeba zlecić uprawnionej firmie wykonanie opracowania budowlanego wraz z opinią o stanie budynku i dokładne podanie planów remontu. I za to zapłacić... Dopiero po otrzymaniu takiej dokumentacji należy udać się do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego i odpowiednich urzędników. Ale rodziny rolników na to nie stać. W trybie pilnym wójt Roman Rezmerowski zlecił wykonanie takiej dokumentacji jednej z gdańskich firm. Następnie dostarczył ją Irenie i Kazimierzowi Dysarz.
- Co mam powiedzieć, jak za to dziękować? - mówi wzruszony pan Kazimierz, gdy jego żona stoi obok i płacze. - Nas na to nie stać, taka dokumentacja kosztuje ok. 3000 z. Jesteśmy bardzo wdzięczni wójtowi jako człowiekowi. O tym jacy są ludzie naprawdę można się dowiedzieć wtedy, gdy przydarzy się nieszczęście.
Zdążyć przed zimą
Wójt woli sprawy nie komentować. Kwituje ją krótko, że nie pomaga po to, żeby o tym pisano. Bo nie chce spotkać się z opinią, że robi to, bo się zbliżają wybory.
- Jeszcze znajdą się i tacy, którzy powiedzą, że tę wichurę sam ściągnąłem, by się na wybory wypromować - dodaje. - Nikomu z nas się nie przelewa, ale stracić dach nad głową, dom, to najgorsza rzecz jaka może się zdarzyć. Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Jeśli mogę to pomagam nie tylko jako wójt, ale jako ja, Roman Rezmerowski. Bo urzędy często mają związane ręce różnymi przepisami. Ludzi trzeba wspierać, bo nikt nie wie, kiedy sam będzie potrzebował pomocy.
Teraz rodzina Dysarz potrzebuje wszelkiej pomocy pozwalającej doprowadzić dom do zamieszkania. Zanim przyjdzie jesień i zima. Budynek wymaga wzmocnienia ścian, odbudowania górnej krawędzi, postawienia komina, nowej konstrukcji dachowej i pokrywy dachowej (dachu).
Wszyscy, którzy dysponują materiałami budowlanymi: pustakami, cegłówkami, mocnym drewnem, cementem, wapnem, dachówką itd. – mogą wesprzeć rodzinie Dysarz. Adres: Boroszewo 30, gmina Tczew, powiat tczewski.
Podpalacz chciał nas spalić?
Krótko po tej wichurze w pożarze domu i zbudowań gospodarczych w Małżewku (gmina Tczew) niemal zginęła matka z córką. Najgorsze, że było to podpalenie, więc ktoś zdawał sobie sprawę, że ludzie mogą się spalić, a jednak dokonał tego makabrycznego czynu. Mieszkanka domu jest zastraszona. Do pożaru doszło w nocy - poszła z dymem stodoła oraz chlewnia, w której było 65 świń. Tylko dzięki reakcji sąsiadów i ochotniczej straży pożarnej, udało się uratować zwierzęta i ludzi. Jednak kilka sztuk padło.
- Spałyśmy z córką, pozostałych domowników akurat tej nocy w domu nie było - opowiada Wiesława Mezgier. - Tzn. męża z dwiema córkami. Spałyśmy bardzo mocno i gdyby nie sąsiad z góry, który walił do drzwi i krzyczał, na pewno byśmy zginęły w tym pożarze! Bo gdy wybiegłyśmy z domu, stodoła była już spalona, a płomienie zaczynały obejmować naszą część mieszkalną. Tylko dzięki temu, że wiatr wiał w drugą stronę, dom zaczął palić się później, bo ogień poszedł na stodołę. Tam się chyba zaczęło. Mieszkamy tu od niedawna, wynajmujemy ten dom. To co nas spotkało jest straszne. Ciągle nie mogę dojść do siebie. Boję się przebywać w domu, boimy się nocy. Boję się cokolwiek mówić. Co jeszcze może się stać?
Pani Wiesława jest rencistką, choruje. Obecny jej stan po tragedii jeszcze się pogorszył. Pozostałych członków rodziny też. Trudno im normalnie żyć w strachu o swoje życie. Wiesława Mezgier mówi, że trudno jest jej prosić o pomoc. Dlatego my apelujemy w imieniu tej rodziny. A jeżeli ktoś ma wiedzę o podpalaczu może - zachowując pełną anonimowość - podać tę informację policji.
Stracili cały dobytek
Dom państwa Mezgier jest w połowie zalany, a wyposażenie nie nadaje się do użytku. Prąd został przywrócony w części domu. Górę budynku zamieszkuje emerytowany strażak, który jako pierwszy zobaczył pożar i ratował sąsiadki.
Wiesława Mezgier mówi, że nie zna tu zbyt wielu ludzi, a tym bardziej urzędników gminy. Dlatego zdziwiła się, gdy zajechał do nich jakiś człowiek i zapytał czego potrzebują i czy nie przydałby się im niemal nowy segment. Jak się okazało był to wójt Roman Rezmerowski. Nam powiedział tylko, że te meble to wspólna pomoc z komendantem straży pożarnej w Tczewie Waldemarem Walejko.
Apelujemy do naszych Czytelników, by i w tym przypadku nie pozostali obojętni - w pokojach stały łóżka i inne wyposażenie, teraz nie ma nic. Jeśli ktoś dysponuje meblami w dobrym stanie i chce pomóc tej rodzinie, może skontaktować się z panią Wiesławą, by ustalić co dokładnie jeszcze jest potrzebne. Nr tel. 0-721/ 093-003.
Mogłyśmy się spalić żywcem! Po nawałnicy w Boroszewie wiatr zerwał z domu połowę dachu
TCZEW. Trzy tygodnie temu nagła wichura jaka przeszła przez teren gminy Tczew pozostawiła po sobie nie tylko straty w drzewostanie, ale i ludzką tragedię w Boroszewie. Krótko po tej nawałnicy, pożar jaki wybuchł w nocy w Małżewku, unieszczęśliwił kolejnych mieszkańców.
- 30.06.2010 00:00 (aktualizacja 10.08.2023 13:13)

Reklama









Napisz komentarz
Komentarze