Co się działo na peronie
8 lipca. Była 23.00, kiedy to czekając na przyjazd teściowej z córką siedziałem w poczekalni w głównym korytarzu prowadzącym na perony. Dwie ławki zajęte były przez śpiących bezdomnych. Leżeli plackiem. Usiadłem więc na pierwszą wolną ławkę. Na jednej z ławek siedzieli mężczyzna i kobieta (wydawała się dużo młodsza od mężczyzny). Obok nich stał wózek zakryty pieluchą. Co jakiś czas z wózka wyłaniała się mała nóżka dziecka. Nic w tym nie było by nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że para wyglądała na bezdomnych...
Nieschludny brudny ubiór. Wózek też nie grzeszył czystością. Zdumiałem, jak zobaczyłem, że ludzie ci sprawiają wrażenie totalnie naćpanych. Mężczyzna trzymał w ręku białą rurkę, kobieta wsypywała coś do niej. Wszystko wyglądało więc na to, że przygotowują jakiś narkotyk. Nie byli pijani, ich oczy i zachowanie wskazywało na to, że są odurzeni narkotykami.
Po kilku minutach dworcowym korytarzem przechodzili policjanci z ochroną. Jeden z policjantów zwrócił uwagę na wózek i tych ludzi, jednak nie podszedł. Udałem się na peron, gdyż zbliżała się godzina przyjazdu pociągu. Przed oczami miałem wciąż obraz wózka, małego dziecka i upojonych „czymś” „rodziców”. Mężczyzna, który był z tą kobietą wszedł po jakimś czasie na peron. Przeszedł przez całą długość peronu ginąc w ciemnościach pod jedną z ostatnich wiat. Na peronie było pusto, więc wolałem wrócić do poczekalni. Kobieta, wózek i dziecko byli w tym samym miejscu. Mężczyzna wrócił po chwili. Wtedy wstała kobieta i szurając butami po betonowej posadzce udała się w to samo miejsce co wcześniej jej partner. Zaczęła grzebać w śmietniku. Wróciła. Z podpartymi głowami siedzieli tak kilka minut. Do czasu kiedy dziecko zaczęło płakać. Coś poburczeli do siebie, po czym wstali i z wózkiem zeszli na peron.
Widok był porażający. Bałem się, że spadną z tym wózkiem ze schodów. Szli bardzo powoli, ich wyraz twarzy nie pozostawiał wątpliwości, że coś brali... W głośnikach zabrzmiała zapowiedź pociągu, na który czekałem. Udałem się więc na peron. Para z wózkiem była na samym końcu. Płacz dziecka rozlegał się po całym peronie. Zanim pociąg się zatrzymał zadzwoniłem na policję i poinformowałem o całym zdarzeniu. Miałem mieszane uczucia. Z jednej strony radość z przyjazdu córki z wakacji a z drugiej obrazek płaczącego dziecka, które noc spędzić ma na peronie... Dziecko nie miało więcej niż kilka miesięcy... Dziecko, które nie mogło czuć się bezpiecznie... Na pewno nie z tymi ludźmi. Ile w mediach jest informacji o tragediach, którymi głównymi bohaterami są małe dzieci i ich pseudo-rodzice. A, że z tymi ludźmi coś było nie tak wiedzieli wszyscy świadkowie, jednak nikt nie reagował...
Widziałem, że na peron weszło dwóch panów w jaskrawożółtych kamizelkach z napisem Straż Ochrony Kolei. Szukali tych ludzi. Powiedziałem im gdzie oni są. Wychodząc z budynku dworca widziałem też nadjeżdżający radiowóz policji. Pomyślałem więc, że wszystko już będzie w porządku, że zbadają tych ludzi na obecność narkotyków i alkoholu i zabiorą dziecko w bezpieczne miejsce, choćby do czasu wytrzeźwienia rodziców(?) i rozprawy w sądzie...
Zdaniem policjantów dziecko było spokojne
Na drugi dzień reporter chciał wyjaśnić sprawę. W policji dowiedział się, że było... inaczej. O szczegóły interwencji i dalsze losy niemowlęcia zapytaliśmy rzecznika Powiatowej Policji w Tczewie. Owszem, policjanci byli, wylegitymowali dorosłych i... zostawili ich razem z dzieckiem na dworcu...
- Faktycznie o godzinie 23.09. otrzymaliśmy zgłoszenie (odsłuchałem je i dzięki za obywatelską postawę i reakcję). Oficer dyżurny niezwłocznie po otrzymaniu zgłoszenia skontaktował się z funkcjonariuszami SOK, którzy pełnili służbę na peronach. Oni byli tam pierwsi. Po chwili dojechali do nich policjanci. Wskazanych przez Pana ludzi wylegitymowano. Zdaniem policjantów dziecko było spokojne. Nie stwierdzono też, aby ci ludzie zachowywali się jak po narkotykach. Niemniej jednak nie bagatelizujemy żadnego zgłoszenia. Dlatego skierujemy w tej sprawie pismo do sądu rodzinnego w którym zawarta będzie informacja o podejrzeniu zażywania narkotyków przez rodziców tego dziecka. W takich wypadkach sąd kieruje do miejsca zamieszkania kuratora który sprawdza sytuację. Sąd może tez nakazać poddanie się badaniom na zawartość narkotyków w organizmie - odpisał Dariusz Górski – rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Tczewie.
Nie wiem, może takie są procedury, jeśli nawet, to co byłoby, gdybym następnego dnia dowiedział się z mediów, że na dworcu PKP w Tczewie doszło do tragedii, w której coś stałoby się temu bezbronnemu dziecku?
Nasuwa się pytanie, jak bardzo niespostrzegawczy musieli być policjanci, żeby nie zauważyć, że coś jest nie tak? Pozostaje tylko mieć nadzieje, że dziecko to czeka jeszcze lepsza przyszłość...
- Pismo trafi do sądu na początku przyszłego tygodnia, najpierw policjanci z zespołu ds. nieletnich z nimi porozmawiają, w takich wypadkach angażujemy też pracownika socjalnego - zapewnia rzecznik tczewskiej policji.
Co się działo na peronie - z dzieckiem pod wpływem narkotyków?
TCZEW. Dworzec PKP w Tczewie nie należy do miejsc, w których warto przebywać, szczególnie w nocy. Podróżnych czekających na pociąg często zaczepiają bezdomni, narkomani i alkoholicy proszący o „drobne”. Jednak to co miało miejsce w nocy wyjątkowo zbulwersowało podróżnych.
- 12.07.2010 00:10 (aktualizacja 01.04.2023 12:33)
Reklama






Napisz komentarz
Komentarze