Marek T. z Tczewa (nazwisko do wiadomości redakcji) po 30 latach stracił pracę. Nie mógł znaleźć nowej posady, więc zarejestrował się jako bezrobotny w Powiatowym Urzędzie Pracy. Po upływie pół roku został skierowany na szkolenie na spawacza, które miało potrwać od 28 maja do 28 lipca 2009 r.
Choroba nie pozwoliła na udział
Niestety, po jednym dniu kursu poważnie zachorował na kręgosłup, co uniemożliwiło mu udział w szkoleniu.
- W Urzędzie Pracy przedstawiłem zwolnienie lekarskie, informując, że w opinii lekarza będzie to długotrwałe leczenie i dobrze by było, gdyby ktoś inny zajął moje miejsce na szkoleniu, aby się nie zmarnowało – wspomina pan Marek. - Chorowałem cały miesiąc przedstawiając kolejne zwolnienia. W międzyczasie w wyniku nieszczęśliwego wypadku poparzyłem sobie nogę i rozpocząłem leczenie w kolejnej poradni chirurgicznej. Aby nie dublować zwolnień nie przyjąłem kolejnego, choć lekarz zapewnił mnie, że to będą dwa miesiące kuracji. 1 lipca 2009 r. miałem stawiennictwo w Urzędzie Pracy. Poszedłem będąc pewnym, że na tym szkoleniu, na które z niezależnych ode mnie przyczyn nie mogłem uczęszczać, ktoś mnie zastąpił. Urzędniczka dała mi skierowanie do pracodawcy, nic nie wspominając o kontynuacji kursu. Niestety, pracodawca, do którego zostałem skierowany, szukał młodego pracownika do przyuczenia zawodu. Oddając po kilku dniach skierowanie do pracodawcy jeszcze raz zapytałem, czy sytuacja z moim uczestnictwie w kursie jest wyjaśniona. Usłyszałem, że wszystko jest w porządku. Do 20 lipca nikt nie powiadomił mnie, nie zadzwonił i nie zapytał, dlaczego nie kontynuuję szkolenia.
Zabrano zasiłek...
Tego też dnia usłyszał od urzędników pytanie, dlaczego samowolnie opuścił szkolenie.
- Dostarczyłem zaświadczenie lekarskie, potwierdzające, iż nadal, od 19 czerwca 2009 r., leczę się w poradni chirurgicznej, ale PUP je zakwestionował, że niby nie jest na odpowiednim druku – opowiada nasz rozmówca. - Potem przyniosłem wystawione na odpowiednim druku zwolnienie lekarskie (ZUS ZLA). Mimo to zabrano mi zasiłek dla bezrobotnych i prawo do ponownego zarejestrowania się przez cztery kolejne miesiące.
Gdy minął ten okres pan Marek w listopadzie minionego roku odwiedził PUP, aby dowiedzieć się, czy może ponownie dokonać rejestracji jako osoba bezrobotna.
- Tymczasem po kolejnych dwóch tygodniach otrzymałem pismo z PUP, że mam zwrócić koszty szkolenia w wysokości 4000 zł i badań lekarskich 40 zł, w sumie 4040 zł – kontynuuje. - Ponieważ niesłusznie zostałem pozbawiony zasiłku dla bezrobotnych oraz możliwości znalezienia pracy, nie mogłem zwrócić nałożonej na mnie decyzją PUP kwoty. Jedynym źródłem utrzymania mojej 4-osobowej rodziny była niewielka pensja mojej żony. Nasz cały majątek to nieużywany 20-letni samochód, a własność domu, w którym mieszkamy, nie jest jeszcze uregulowana postępowaniem spadkowym po dziadkach.
Prośba o umorzenie odrzucona
Marek T. odwołał się od decyzji PUP przedstawiając argumenty, które jego zdaniem przemawiają za możliwością umorzenia w całości kosztów kursu. W kolejnych odpowiedziach na jego odwołania stanowisko nakazujące zapłatę 4040 zł zostało podtrzymane zarówno przez PUP w Tczewie, Urząd Wojewódzki (grudzień 2009 r.), jak i przez starostę tczewskiego (styczeń 2010 r.). Instytucje uznały, że pan Marek zrezygnował ze szkolenia dobrowolnie, więc zgodnie z prawem musi spłacić jego koszty. Zdaniem urzędników wojewody pomorskiego zaświadczenie lekarskie o leczeniu (na okres 19 dni; nieobecność w pozostałych dniach została poświadczona zwolnieniem lekarskim) nie wystarczy do uznania, że tczewianin był niezdolny do pracy z powodu choroby.
- „Żadne przepisy prawa nie zobowiązują urzędników Urzędu Pracy do przypominania bezrobotnemu, że ma kontynuować szkolenie, dzwonienia do niego i pytania się dlaczego nie kontynuuje – stwierdzili urzędnicy wojewody. - W/w przepisy zobowiązują do zwrotu kosztów szkolenia uczestnika, który je przerwał ze swojej winy, nie czyniąc wyjątku dla sytuacji, gdy w jego miejsce wstąpił inny bezrobotny, tj. niezależnie od takiej sytuacji. Przekonanie pana T. o wstąpieniu w jego miejsce innego bezrobotnego jest zatem bez znaczenia prawnego w tej sprawie”.
Marek T. ponownie poprosił o umorzenie kosztów szkolenia, uzasadniając ten krok trudną sytuacją materialną i powołując się na zapisy ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (tej samej, na podstawie której PUP każe mu spłacić koszty kursu). Wymienione są w niej cztery przesłanki, na podstawie których można ubiegać się o umorzenie kosztów szkolenia. Wystarczy spełnienie jednej z nich, aby umorzyć zasądzoną kwotę. Zdaniem naszego rozmówcy zostały spełnione aż trzy przesłanki: brak majątku i innych cennych dóbr materialnych; zarobki jedynego żywiciela rodziny są niewielkie oraz stanowią jedyne utrzymanie 4-osobowej rodziny; postępowanie egzekucyjne przewyższa zasądzone koszty szkolenia.
Przeprowadzony przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Tczewie wywiad środowiskowy potwierdził, że dochody rodziny pana Marka są niewielkie i w przeliczeniu na jedną osobę dają kwotę umożliwiającą ubieganie się o pomoc społeczną.
- Niezasadne jest więc orzeczenie wojewody pomorskiego, w którym stwierdzono, że posiadam majątek i środki na spłatę zasądzonej kwoty – uważa pan Marek.
Mimo to Urząd Wojewódzki podtrzymał wcześniejszą decyzję dodając, że tczewianin może liczyć jedynie na rozłożenie 4040 złotych na raty.
Sąd zauważył uchybienia
Po wielu negatywnych odpowiedziach na wystosowaną przez Marka T. prośbę o umorzenie kosztów szkolenia, tczewianin postanowił szukać sprawiedliwości w wyższej instancji. Bezrobotny skierował sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku. Wyrokiem z 13 maja 2010 r. sąd uchylił decyzję wojewody i starosty uznając, że skarga Marka T. była zasadna.
- „Sąd zauważa, że organy obu instancji nie wykazały na podstawie jakiego z wyżej wymienionych punktów orzekały (chodzi o wspomniane cztery przesłanki zawarte w ustawie – przyp red.) - czytamy. - Fakt ten nie miał wpływu na rozstrzygnięcie, ale świadczy o dużej skali uogólnień, którymi posługiwały się organy”.
W uzasadnieniu sąd nie odniósł się do ustalonej w postępowaniu sytuacji majątkowej skarżącego. Poza jego kompetencjami leży też decyzja o rozstrzygnięciu sprawy.
- Myślałem, że sprawa jest zakończona, ponieważ sędzia po wyroku skierował do mnie słowa: „wygrał Pan tę sprawę”, a po miesiącu wyrok się uprawomocnił – mówi pan Marek. - Nagle po trzech miesiącach Urząd Pracy przysłał pismo w związku z toczącym się postępowaniem wyjaśniającym w mojej sprawie, z prośbą o stawienie się w PUP celem złożenia wyjaśnień dotyczących mojej sytuacji majątkowej, tj. udokumentowania tytułu prawnego do zajmowanego lokalu oraz przedstawienie zaświadczeń o zarobkach moich i członków mojej rodziny.
- Cała sprawa zaczęła się od początku! - kontynuuje nasz rozmówca. - Ponieważ PUP nie przedstawił mi żadnej sensownej oferty pracy zgodnej z moimi kwalifikacjami, którą mógłbym podjąć, intensywnie szukałem pracy na własną rękę. Po licznych rozmowach kwalifikacyjnych sam znalazłem sobie upragnioną pracę. Teraz staram się spłacić wszystkie zaciągnięte zobowiązania, pożyczki i długi, które nagromadziły się, gdy przez blisko 15 miesięcy byłem osobą bezrobotną. Moja walka z PUP w Tczewie ciągnie się już od ponad roku. Czuje się pokrzywdzony i nękany przez urzędników, którzy zamiast pomagać osobom, które straciły pracę i znalazły się w ciężkiej sytuacji życiowej, działają na ich niekorzyść. Cała ta sytuacja, w której się znalazłem, negatywnie wpływa na moje zdrowie zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Nie wierzę już w sprawiedliwość i nie wiem do kogo zwrócić się o pomoc w zakończeniu tej sprawy...
Argumenty nie brane pod uwagę
Po wyroku sądu PUP podjął działania w celu „ponownego ustalenia stanu faktycznego w sprawie”, w tym sytuacji majątkowej rodziny T. W piśmie z Powiatowej Rady Zatrudnienia, które otrzymał pan Marek czytamy, że nie zgłasza się on na wezwania Urzędu Pracy, aby złożyć stosowne wyjaśnienia.
- Jestem osobą pracującą i nie mogę stawiać się w godz. od 8.00 do 14.00, jak życzy sobie PUP, gdyż są to godziny mojej pracy, z której jestem bardzo zadowolony i nie mogę opuszczać swojego stanowiska pracy – wyjaśnia nasz rozmówca. - W mojej sprawie do PUP udała się żona i poinformowała, że pracuję i nie mam możliwości stawienia się w wyznaczonym terminie i godzinach, a pismo zawiera informację, iż przebywam za granicą i tam podjąłem pracę. Kompletna bzdura, nigdy nie byłem za granicą i nie podjąłem tam żadnej pracy. Poinformowałem również tczewski MOPS, że w godz. od 8.00 do 15.00 nie mam możliwości spotkania się z pracownikiem socjalnym. Żadne argumenty i usprawiedliwienia nie są brane pod uwagę.
- 2 listopada otrzymałem kolejne pismo z PUP z informacją o zmianie banku obsługującego konto Urzędu i prośbą o kierowanie wpłat na podany numer konta, bez żadnej podstawy prawnej, czy decyzji – kończy pan Marek.
Sprawa w toku...
Pytania odnośnie sytuacji, w której znalazł się Marek T., wysłaliśmy do dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Tczewie. Zamiast odpowiedzi otrzymaliśmy następujące stanowisko:
- Po rozstrzygnięciu sądu sprawa wróciła do ponownego rozpoznania i jest to normalna procedura z zakresu administracji państwowej – wyjaśnia Elżbieta Płóciennik. - Wskazania sądu w tym zakresie będą uwzględnione w dalszym postępowaniu w tej sprawie i zostanie wydana stosowna decyzja. Wszelkie rozważania zewnętrzne przed zakończeniem toku postępowania administracyjnego są nieuzasadnione.
Bezrobotny z Tczewa przerwał szkolenie z powodu choroby, ale musi zwrócić jego koszty. "Nie wierzę w sprawiedliwość!"
TCZEW. Pan Marek, bezrobotny z Tczewa, rozpoczął kurs spawacza z nadzieją, że nowe umiejętności pozwolą mu znaleźć pracę. W wyniku urazu kręgosłupa i oparzenia nogi nie mógł go jednak ukończyć. Teraz Powiatowy Urząd Pracy w Tczewie, który skierował go na szkolenie, żąda zwrotu kosztów – ponad czterech tysięcy złotych!
- 29.11.2010 10:00 (aktualizacja 22.08.2023 11:36)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze