Wiadukt nad torami powstaje w ramach modernizacji linii kolejowej E-65 z Warszawy do Gdyni, którą pilotują PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. Przetarg na budowę 28 km tczewskiego odcinka wygrało konsorcjum sześciu firm z PKP Energetyką Sp. z o.o. na czele. Prace miały się zakończyć do 15 grudnia, lecz z powodów atmosferycznych potrwają dłużej. Na razie w Małym Miłobądzu funkcjonuje nadal przejazd kolejowy, ale już wkrótce gotowe będzie skrzyżowanie bezkolizyjne.
Błota nie brakuje
Mały Miłobądz liczy blisko 200 mieszkańców. Do wsi prowadzi – nie licząc dróg gruntowych – praktycznie tylko jedna trasa, łącząca miejscowość z Miłobądzem, gdzie mieszkańcy robią zakupy, chodzą do kościoła i korzystają z opieki lekarskiej.
- Przed budową wiaduktu droga była w przyzwoitym stanie, ale jej nawierzchnia została zniszczona przez ciężki sprzęt – uważa Anna Jaworska. - Teraz, gdy spadł śnieg, to tego nie widać, ale wcześniej, po opadach deszczu, droga zamieniała się w ogromną kałużę. Wracając pieszo z Miłobądza byliśmy cali w błocie. Gdy przyjdzie odwilż znowu wszystko się powtórzy.
- Rozumiemy, że podczas tego typu prac błota nie brakuje, ale gdy koło Goszyna, gdzie mam rodziców, budowano autostradę, to tamtejszą drogę czyszczono codziennie – dodaje Krzysztof Błaszkowski. - U nas to się nigdy nie zdarzyło. Pojawiły się plotki, że kierowcy dowożący dzieci do szkoły gimbusem przestaną to robić ze względu na zły stan drogi. We wsi nie ma sklepu. Ta droga to nasze połączenie ze światem.
Na dojazd do domów narzekają też mieszkańcy czterech gospodarstw położonych na końcu wsi, dokąd prowadzi zwykła droga gruntowa, która teraz prowadzi na wiadukt.
- Po deszczu w ogóle nie można tam dojechać – podkreśla Anna Jaworska. - Idąc z wózkiem do rodziców, którzy tam mieszkają, nie miałam żadnych szans, aby pokonać ten odcinek. Mam nadzieję, że po zakończeniu prac wykonawca utwardzi tę drogę.
Mieszkańcy dodają, że w rozwiązaniu problemów nie mogą liczyć na władze gminy i swojego sołtysa. Uważają, że mieszkają w zapomnianej wsi...
Płacą za brak sygnału
Mieszkańców Małego Miłobądza irytuje też zachowanie robotników, którzy - ich zdaniem - bez pozwolenia wchodzą na prywatne działki, zostawiając tam hałdy ziemi, czy materiały budowlane.
- Rurę z wiaduktu położyli tak, że woda zalała nam cały ogródek – żali się jedna z mieszkanek. - Nie zareagowali na moje prośby, aby to zmienić. Oni po sobie w ogóle nie sprzątają. Są aroganccy i traktują nas jak ludzi niższej kategorii.
Podczas realizacji inwestycji robotnicy uszkodzili kable rozdzielcze, będących własnością Telekomunikacji Polskiej, dlatego od 24 października mieszkańcy nie mogą dzwonić z telefonów stacjonarnych ani korzystać z Internetu. Mimo to, muszą płacić rachunki...
- Telefony mieliśmy mieć przywrócone do 6 grudnia, ale tak się nie stało – mówi Agnieszka Brzeska. - We wsi jest sporo osób starszych, które nie mają komórek. Gdyby komuś przytrafiło się coś złego i trzeba było wezwać lekarza, to nie ma jak, bo stacjonarne są odłączone.
Jak wyjaśniają przedstawiciele TP S.A., naprawa uszkodzonych kabli leży po stronie inwestora.
- Wielokrotnie monitowaliśmy w tej sprawie do przedstawicieli PKP – informuje Liliana Ciechanowicz – Kulesza, szef Biura Prasowego Grupy TP w Gdańsku. - Z najświeższych informacji, które otrzymaliśmy, wynika, że w czwartek, 9 grudnia, rozpoczęły się prace naprawcze, które jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem powinny potrwać do wtorku, 14 grudnia, włącznie.
Jak się dowiedzieliśmy w ostatni wtorek – tuż przed oddaniem tego numeru „GT” do druku - - sygnału telefonicznego jeszcze we wsi nie było. Co więcej, sygnał zniknął w gospodarstwach leżących na końcu wsi, które do tej pory mogły korzystać z telefonów stacjonarnych. Mieszkańcy nadal nie mogą też korzystać z Internetu.
- Od końca października mleko dla dziecka zamawiałam przez Internet właśnie w domu rodziców. Teraz nawet tam nie mogę tego zrobić – rozkłada ręce Anna Jaworska.
Z powodu blisko dwumiesięcznego braku sygnału telefonicznego i internetowego mieszkańcy Małego Miłobądza mogą jednak liczyć na rekompensaty.
- Każdy z klientów powinien złożyć reklamację pod bezpłatnym numerem Błękitnej Linii 19393 – tłumaczy Liliana Ciechanowicz – Kulesza. - Przepraszamy naszych klientów za utrudnienia z tytułu braku dostępu do internetu i telefonów stacjonarnych, wynikłe nie z winy TP.
Zalane pole, zablokowany wyjazd
Inwestycja w Małym Miłobądzu najbardziej uprzykrzyła życie jednemu z tutejszych rolników. Drogę prowadzącą na wiadukt wykonano w taki sposób, że nie może on wyjechać kombajnem na swoje pole.
- Drugi wyjazd z mojego gospodarstwa jest zbyt wąski dla kombajnu z założonym hederem – wyjaśnia pan Wojciech (pełne dane do wiadomości redakcji). - Nie rozumiem dlaczego na etapie projektowania inwestycji nie spotkano się z jej sąsiadami.
Ale to tylko jeden z kilku problemów pana Wojciecha.
- Na mojej stacji CPN między zbiornikiem a dystrybutorem wstawiono... lampę – dodaje rolnik. - Wystarczy iskra i wybuch gotowy! Na szczęście na razie nie ma tam benzyny ani oleju. W lipcu prosiłem o wstrzymanie prac na czas żniw rzepaku, bo inaczej będą płacić odszkodowanie za plony. Ale nie posłuchali. Robiąc przepusty pod torami woda zalała 1,5 hektara mojego pola. Nie mogłem po żniwach zasiać. Rura, która miała odprowadzać wodę rowem do oczyszczalni do dzisiaj leży nie zainstalowana. W wyniku ich prac ziemnych woda zalała mi też kiszonkę.
Nasz rozmówca próbował porozumieć się z wykonawcą prac w kwestii odszkodowania za poniesione straty, jednak bezskutecznie. Jak podkreśla, na stanowisko inwestora czekał cztery miesiące. W końcu sprawę zgłosił do prokuratury.
Dla mieszkańców wsi symbolem nieudolności robotników jest zdarzenie sprzed trzech tygodni.
- Po dużych opadach deszczu postanowili położyć na części drogi asfalt – wspomina jeden z mieszkańców. - Na drugi dzień musieli go zrywać. Góra asfaltu do dzisiaj leży przy drodze do Miłobądza.
„Prosimy o cierpliwość”
Konflikt między mieszkańcami a wykonawcą inwestycji trwa od kilku miesięcy. Podczas największego natężenia prac mieszkańcy donieśli do Powiatowego Zarządu Dróg, że ciężkie pojazdy niszczą już i tak nie będącą w dobrym stanie drogę. PZD postawił znaki ograniczające tonaż, ale kierowcy nie zwracali na nie uwagi. Mieszkańcy informowali więc o łamaniu przepisów policjantów, a na wykonawcę posypały się mandaty.
- Był to jedyny manewr, którym mogliśmy zmusić wykonawcę do podpisania z nami porozumienia – tłumaczy Maria Witkowska, dyrektor PZD.
Porozumienie o naprawie uszkodzonych w wyniku inwestycji dróg podpisało Starostwo Powiatowe w Tczewie oraz Urząd Gminy Tczew.
- W myśl umowy co tydzień otrzymujemy raport o stanie naszych dróg, z których korzystają pracownicy budujący wiadukt – wyjaśnia Henryk Łucki, zastępca wójta gminy Tczew. - Kontrolujemy to na bieżąco i interweniujemy, gdy trzeba. Być może nie zaspokaja to oczekiwań mieszkańców Małego Miłobądza, ale do zakończenia budowy prosimy o cierpliwość. Już teraz będę apelował do wykonawcy o zachowanie większej czystości prac. Po zakończeniu budowy dokładnie sprawdzimy stan naszych dróg. W przypadku zniszczeń zostaną naprawione.
- Mamy stały kontakt z wykonawcą prac, który w myśl umowy jest zobowiązany do usunięcia dokonanych zniszczeń – dodaje Maria Witkowska. - Mieszkańcy muszą jeszcze poczekać na ostateczne zakończenie budowy i zmianę pogody. Na pewno będziemy pilnować wyegzekwowania zapisów porozumienia. Droga jeszcze przed remontem nie była w najlepszym stanie, ale wskutek intensywnych przejazdów ciężkiego sprzętu jej stan się pogorszył.
O naprawie dróg zdecyduje pogoda
3 grudnia w Tczewie odbyła się konferencja poświęcona podsumowaniu prac wykonanych na tczewskim odcinku linii kolejowej E-65, w którego skład wchodzą wiadukty w Małym Miłobądzu i Różynach (pow. gdański). Korzystając z okazji zapytaliśmy przedstawicieli PKP PKL S.A. o problem trapiący mieszkańców wsi.
- Na pewno tych dróg nie zniszczyliśmy w takiej skali, w jakiej opisują to mieszkańcy, a raczej je naprawiliśmy – zaznaczył Andrzej Krawczyński, zastępca dyrektora projektu ds. modernizacji linii E-65 na odcinku Gdynia – Warszawa. - Przykład to właśnie droga do Małego Miłobądza, która wygląda dużo lepiej niż przed rozpoczęciem naszej inwestycji. Natomiast były próby wymuszenia na nas, żebyśmy te drogi przykryli dywanikiem asfaltowym. Sytuacja jest jasna – nie ma na to środków. Uniemożliwiano nam wręcz budowę wiaduktu w Małym Miłobądzu poprzez ograniczanie ładowności, wprowadzano policję, aby kontrolowała przejazdy i niestety przez dwa miesiące mieliśmy przestój. Nie można od nas żądać zajmowania się budową dróg. Od tego są ich zarządcy.
Jednak oczekiwania mieszkańców nie są aż tak wygórowane. Chcą po prostu, aby drogi były na powrót przejezdne.
- Wszystkie drogi w obrębie budowy po jej zakończeniu, z których korzystały pojazdy ciężkie, bo takie zobowiązanie podpisaliśmy ze starostą tczewskim i wójtem gminy Tczew, zostaną doprowadzone do stanu przejezdności – zapewnia Damian Makowski, kierownik kontraktu LCS Tczew. - Kiedy? Decyduje o tym pogoda.
Po zakończeniu prac drogi będą podlegały odbiorowi przez urzędników Starostwa Powiatowego i Urzędu Gminy Tczew. To w dużej mierze od nich będzie zależało, po jakich drogach będą się poruszać mieszkańcy miejscowości.
Reklama
Inwestycja, która miała podnieść jakość życia okazała się utrapieniem
MAŁY MIŁOBĄDZ. Budowa wiaduktu w Małym Miłobądzu (gm. Tczew) spędza sen z powiek mieszkańcom wsi. Narzekają na bałagan, zniszczone drogi i brak sygnału telefonicznego, spowodowany awarią, za którą obwiniają robotników. Jeden z poszkodowanych w wyniku inwestycji rolników chce dochodzić swoich praw przed wymiarem sprawiedliwości.
- 21.12.2010 00:00 (aktualizacja 28.07.2023 15:43)

Reklama







Napisz komentarz
Komentarze