Podczas zimy pracownicy pomocy społecznej raz w miesiącu (wspólnie z policją) odwiedzają kloszardów - tam gdzie ci starają się żyć. Są to najczęściej namioty na obrzeżach miasta, stare opuszczone pustostany, baraki, altany, nawet kanały...
Odwiedziliśmy jedno z takich miejsc. Jeszcze parę tygodni temu jadąc linią nr 19 (dawną drogą krajową nr 1), można było dostrzec duży namiot i światła wokół niego. Znaleźliśmy pozostałości po obozowisku: dużo śmieci, puszki po konserwach i słoikach, butelki po alkoholu. Zauważyliśmy też pozostałości po namiocie i stare, mokre materace.
Chcą coś zmienić
W piątek w stołówce MOPS-u było ich zaledwie 11. Kilka osób, mimo próśb prowadzących, przybyła nietrzeźwa, o co mieli pretensje inni uczestnicy spotkania. Doszło między nimi do sprzeczki – na szczęście zakończonej pokojowo.
Odnieśliśmy wrażenie, że spotkała się tam zaledwie mała grupka z tej wykluczonej tczewskiej społeczności. Przyszły osoby dość otwarte, chcące zmienić swój los na lepszy, tylko nie wiedzące jak... Mimo przeciwności losu nie całkiem się poddające, próbujące coś zmienić.
- Czasem jest tak, że spotkam kumpla i zaczynam picie od nowa – powiedział jeden z bezdomnych. - Prawie wyszedłem na prostą, bo znalazłem pracę. Ale jak właściciel firmy zobaczył mnie tak brudnego nie pozwolił mi pracować... Mieszkam w takich warunkach, że nie mogę o siebie zadbać. Przez te kłopoty piję.
Martwi się o obiad...
Mężczyzna przez całe 1,5-godzinne spotkanie wracał do wątku, że znalazł pracę, ale boi się ją podjąć. Obawiał się, że pracując... straci szansę na skorzystanie z darmowego obiadu w MOPS.
- Nie martw się - pocieszał go znajomy. - Najwyżej pójdziesz do mnie na blok i odbierzesz swój obiad, bo ci go zabiorę. Te obiady ci nie przepadną.
Spotkanie prowadzili pracownicy MOPS: Ewa Troka (od lata koordynuję pracę na rzecz bezdomnych), Beata Wasiliew, specjalista pracy socjalnej i Łukasz Chwalin, psycholog. Wszyscy przekazują wiedzę terapeutyczną: jak będąc w takiej sytuacji poradzić sobie w otaczającej nas rzeczywistości. Informują też o schroniskach, wypytują o innych bezdomnych, którzy marzną gdzieś w pobliżu. Ale nikt nie chce o nich mówić. Niechętnie ujawniają nawet gdzie sami mieszkają...
Alkohol i paliwo lotnicze
Każdy z zebranych otrzymał w MOPS ciepły posiłek - bagietkę i zupę, a psycholog omówił zgubne skutki nałogów, które najczęściej doprowadzają do bezdomności.
- Głównym celem tej terapii jest przekonanie bezdomnych, aby aktywniej poszukiwali pracy, co może w dalszej perspektywie pomóc im wrócić do normalnego życia z rodzinami i przyjaciółmi - mówiłą Ewa Troka. - Głównym problemem jest alkoholizm, którego skutkiem w wielu przypadkach jest odrzucenie przez środowisko i rodzinę.
Ale bezdomni odurzają się też znacznie gorszymi rzeczami. Piją m. in. „paliwo lotnicze”. To groźna dla zdrowia mieszanina substancji podobnych do dopalaczy. 1 litr takiego paliwa kosztuje 10 zł.
10 zł na przeżycie
Poszczególne punkty lekcji aktywizującej psycholog zapisywał na płachtach papieru. Na arkuszu raz po raz pojawiały się, zapisywane czarnym pisakiem, zwroty: rzeczy pilne i niepilne, ważne i mniej ważne. Rozważano też kwestia kosztów życia.
- Zastanówmy się, ile pieniędzy potrzeba, by przeżyć miesiąc? Jakie są źródła moich dochodów? - pytał Łukasz Chwalin.
Od razu pojawiły się: zasiłek z MOPS, zbieranie złomu, surowców wtórnych, pomoc rodziny, oszczędności na czarną godzinę.
- Moje miesięczne wydatki wynoszą 450 zł – powiedział jeden z bezdomnych. - Dziennie trzeba wydać najskromniej jakieś 10 zł. Zawsze kupuje trochę pasztetowej i serka topionego...
- To ty bogaty jesteś – podsumował go kolega.
- 80 proc. naszych działań przynosi 20 proc. rezultatów – ciągnął psycholog. - Trzeba robić wszystko, by odwrócić proporcje. Jest taka zasada SMART, która mówi ze trzeba osiągnąć cel. Ma on być prosty i mamy dać sobie na niego trochę czasu.
Starszy mężczyzna, o twarzy i wyglądzie mocno pokiereszowanym życiem, odparł na to zrezygnowany:
- Emeryci i renciści mają mieszkania... Mają płacone! A co ja mam? W piątek zupkę... I nie mam gdzie mieszkać!
Inni krzyknęli mu: „Uspokój się!”, „A czyja to wina?”.
Nikt nie pomógł po powodzi
Jedna z rad terapeutów polegała na tym, by cały dzień osoby bezdomnej wypełniały jakieś konstruktywne działania: staranie o drobne środki, jakaś praca, zbieranie złomu, surowców...
Pewnego mężczyznę zdenerwowała obietnica rządu pomocy dla wszystkich powodzian:
- Premier powiedział, że żaden z powodzian nie pozostanie bez pomocy... Mam 15 cm wody w mojej altanie. Brodzę w wodzie. Meble po zeszłorocznej powodzi spaliłem. Została mi stara wersalka, na którą położyłem cały dobytek. Woda wszystko mi zniszczyła! Napisałem o tym pismo do Urzędu Miejskiego. Odpowiedzieli, że skierowali kolejne pismo do Urzędu Wojewódzkiego, który dał odpowiedź, że nie udzieli pomocy na podtopienia. Zostało mi zatem te 200 zł z MOPS. Mam ochotę napisać do kancelarii premiera ile warte są jego obietnice.
Mężczyzna ma i tak sporo szczęścia. Przyjął go w swoim niewielkim mieszkaniu w bloku kolega. On załatwia wyżywienie. Jakoś żyją...
Niektórzy bezdomni chcą podjąć pracę. Ktoś miał szansę na zatrudnienie w warsztacie stolarskim, ale zwyrodnienie stawów uniemożliwia mu stanie 8 godzin przy deskach. Jedna z kobieta próbowała podjąć pracę przy rozładowywaniu towaru w supermarkecie, ale brakowało jej na badania sanepidowskie... Pracownicy socjalni od razu poinformowali, że na takie badania można zdobyć pieniądze z MOPS.
Sytuacja bezdomnych w Tczewie od lat się nie zmienia. Nie ma tu schroniska dla bezdomnych, ani tzw. docieplarni, gdzie osoby bez mieszkania mogłyby się choćby ogrzać. Nie mówiąc o publicznej łaźni, gdzie każdy bezdomny mógłby się za darmo wykąpać.
Czy wystarczy węgla?
Tadeo ma 50 lat. Mówią na niego Niemiec, bo takie ma pochodzenie. Został bezdomnym, gdy opuścił mieszkanie po śmierci żony (umarła na raka piersi).
- Nie chciałem mieszkać z teściową, która obwiniała mnie o śmierć żony. Mam 300 m kw. własnego ogródka na działce i altanę, w której mieszkam. Grzeję się piecykiem kaflowym. Z MOPS dostałem na zimę 250 kg węgla. Ale na ile to wystarczy? Zostało mi już tylko 50 kg.
Tadeo ma przeszłość piłkarską, gdy ktoś w to powątpiewał od razu podniósł głos:
- Mój brat grał w Kaszubi i Lechii, a ja sam w Wiśle Tczew, Zagłębiu Sosnowiec i Arce Gdynia. Niestety, nabawiłem się kontuzji i kariera skończyła się. Ale jeżdżę na mecze. Słucham też w radiu relacji z rozgrywek. U mnie na działce wiszą białoczerwone szaliki i niemiecka flaga. Na działce odwiedziła mnie już pani Hania z MOPS i mój młodszy brat, który jest trenerem. Dowozi też ludzi na lotnisko. Jakoś radzi sobie w życiu.
Miał dyplomy i odznaczenia z czasów kariery sportowej, ale te zostały w domu żony. Na spotkania w MOPS chodzi od października 2010 r. Na razie mu się podobają. Może zwierzyć się ze swoich problemów. Zasiłek ma do końca marca.
Gdyby była praca...
- Zostałem bezdomnym, bo miałem niedobre relacje z ojcem - wyjaśnia Andrzej. - Dotyczyły braku pracy i możliwości zarobkowania. Musiałem opuścić dom... Przebywam w altanie na działce brata, jest ogrzewana prowizorycznym piecykiem. Zima nie stanowi problemu. Za zdobyte pieniądze kupuję węgiel i mam ciepło. Nawet policja i straż miejska nie zmuszają mnie do przeniesienia się do schroniska.
Środki na życie zdobywam zbierając butelki, złom i makulaturę. Nie chodzę do schronisk, bo tam musiałbym spełniać pewne warunki. Wolę mieszkać na swoim. Na spotkania w MOPS chodzę chętnie, pomagają mi w życiu. Jedyny problem to znalezienie pracy. Ludzie od razu szufladkują mnie jak popatrzą na twarz.
10 zł na przeżycie. Jedenastka bezdomnych z Tczewa chce zmienić swój los
TCZEW. Liczbę bezdomnych w Tczewie szacuje się na ok. 65. Raz w tygodniu (w piątek) Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej organizuje dla nich spotkanie aktywizujące oraz obiady. Dla zebranych jest to jednak tylko chwila wytchnienia od trudów codziennego życia. Nie wszyscy chcą korzystać z tej szansy...
- 14.02.2011 00:00 (aktualizacja 01.04.2023 12:37)

Reklama










Napisz komentarz
Komentarze