Problemem stoczniowców zajmujemy się od grudnia minionego roku.
70 podpisów pod pozwem
Ich obawy to pokłosie sporu między syndykiem masy upadłościowej i Stoczni Tczew S.A. (spółka zależna od firmy Zremb-Chojnice), która w październiku 2010 r. zrezygnowała z zakupu przedsiębiorstwa. Wcześniej, przez trzy miesiące, to ta spółka wypłacała pracownikom pensje. Zdaniem Magdaleny Smółki, syndyka masy upadłościowej, umowa przedwstępna nabycia zakładu z 30 lipca 2010 r. jest wciąż ważna, dlatego obecnymi pracodawcami stoczniowców jest Stocznia Tczew S.A. Jej prezes, Jan Gąsowski, uważa z kolei, że w dniu 22 listopada jednostronnym protokołem przekazano majątek i akta pracownicze syndykowi, do którego należy wypłata wynagrodzeń. Dodajmy, że 21 stycznia rozpoczęła się procedura likwidacyjna Stoczni Tczew S.A.
Ponad 70 pracowników stoczni podpisało się pod pozwem o zapłatę zaległych wynagrodzeń przez Stocznię Tczew S.A., złożonym w Wydziale Pracy Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim. Stoczniowcy z niecierpliwością czekają na wyznaczenie terminu rozprawy, jednak dopiero w kwietniu mają się odbyć ich wstępne przesłuchania.
- Pomieszczenia stoczni nie są ogrzewane, oczywiście nie ma też zleceń, więc „do pracy” przychodzimy co kilka, kilkanaście dni – mówią. - Czekamy na wyrok sądu, bo nasza sytuacja finansowa robi się dramatyczna.
Nikt nie płaci składek zdrowotnych
Brak stałej pensji oznacza też dodatkowe problemy.
- Niedawno miałem robiony rezonans magnetyczny kręgosłupa – mówi pan Roman (nazwisko do wiadomości redakcji). - Skoro nasz pracodawca się do nas nie przyznaje i nie otrzymujemy pensji, a więc nie są też płacone za nas składki zdrowotne. Jestem zarejestrowany na kolejne badania w Akademii Medycznej w Gdańsku. Chcę wiedzieć, czy będę musiał za nie płacić. To duże koszty w sytuacji, gdy nie zarabiamy nic. Mam między kręgami przepuklinę i niewykluczone, że czeka mnie operacja. To też kosztuje. Składki zdrowotne były płacone tylko do listopada, kiedy otrzymaliśmy ostatni druk RMUA.
Podobny kłopot co pan Roman mają, lub mogą mieć, pozostali stoczniowcy. Większość z nich pracuje w zawodzie od co najmniej kilkunastu lat, a w tej branży schorzenia kręgosłupa, stawów i kłopoty ze wzrokiem (co dotyczy głównie spawaczy) to rzecz typowa.
NFZ: postaramy się pomóc
- Obawy pracowników stoczni (że będą musieli płacić za pomoc lekarską – dop. red.) są uzasadnione, bo NFZ finansuje świadczenia tylko ze składek osób ubezpieczonych – mówi Mariusz Szymański, rzecznik prasowy Narodowego Funduszu Zdrowia, Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego w Gdańsku.
Osoby udające się do lekarza muszą przedstawić książeczkę ubezpieczeniową lub druk RMUA, który jest ważny do końca miesiąca, w którym go wydano lub za który zapłacono składkę, oraz przez następne 30 dni. Często świadczeniodawcy przyjmują pacjentów bez żądania okazania potwierdzenia ubezpieczenia, ponieważ ich dobrze znają.
- Jednak my i tak wykryjemy, że za tę osobę nie są odprowadzane składki – podkreśla Mariusz Szymański.
Jak sugeruje rzecznik gdańskiego oddziału NFZ, pracownicy, jeśli nadal pozostają w stosunku pracy, muszą się postarać o dokument potwierdzający ich zatrudnienie.
- Wówczas, w myśl ustawy, w razie nieodprowadzenia przez pracodawcę przez okres dłuższy niż miesiąc składki na ubezpieczenie zdrowotne za ubezpieczonego, obciążymy go poniesionymi kosztami udzielonych świadczeń – wyjaśnia Mariusz Szymański. - Proponuję pracownikom stoczni skontaktować się z naszym Wydziałem Spraw Świadczeniobiorców (tel. 58/ 32-18-626, 635, 629). Postaramy się im pomóc.
Stoczniowcy zapłacą za leczenie? Problemów pracowników tczewskiej stoczni ciąg dalszy
TCZEW. Pracownicy tczewskiej stoczni, którzy od listopada nie otrzymują wynagrodzeń, obawiają się, że przez nie uiszczane składki zdrowotne będą zmuszeni do korzystania tylko z prywatnej opieki lekarskiej. A na to ich nie stać. Ich obawy to pokłosie sporu między syndykiem masy upadłościowej i Stoczni Tczew S.A.
- 01.03.2011 00:00 (aktualizacja 11.08.2023 09:07)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze