Okazją do wypłynięcia w rejs jachtem „Mazurek” (zaprojektowanym przez męża żeglarki Wacława Liskiewicza, obecnego podczas dwóch spotkań z młodzieżą w „Fabryce Sztuk”), było ogłoszenie przez ONZ 1975 roku Międzynarodowym Rokiem Kobiet.
Piękno Polinezji
Rejs rozpoczął się w marcu 1976 r. i potrwał 2 lata i 3 tygodnie. „Mazurek” wystartował z portu w Las Palmas. Dlaczego linią startu były Wyspy Kanaryjskie?
- Nie zawsze w zimie są odpowiednie warunki do płynięcia po Bałtyku – wyjaśniła Krystyna Chojnowska-Liskiewicz. - Założeniem rejsu było płynięcie ze wschodu na zachód, w strefie wiatrów pasatowych. Przejście przez północny Atlantyk korzystniej było rozpocząć w marcu lub kwietniu, bo od czerwca zaczyna się sezon huraganowy, a nie byłam pewna efektu spotkania „Mazurka” z huraganem.
Z Wysp Kanaryjskich trasa wiodła przez Barbados na Morzu Karaibskim, Kanał Panamski i wyspy Polinezji - Markizy, Tahiti oraz Fidżi.
- Wszystkie wyspy tego rejonu Pacyfiku są przepiękne – zapewniała pani kapitan. - To dawne wulkany, które wyglądają tak, że nagle z wielkiej wody wystają zielone góry. Wielu z turystów chciało by się osiedlić na Tahiti, ale nie ma takiej możliwości. Osoby, którym kończy się wiza są od razu deportowane. Poza tym, żeby wjechać na wyspę trzeba mieć bilet powrotny.
Jacht niczym kaczka
Najdłuższym, bo 3-miesięcznym przystankiem podczas rejsu było australijskie Sydney. W tamtejszym porcie „Mazurek” został wyczyszczony i pomalowany. Po opłynięciu Australii żeglarka wypłynęła na wody Oceanu Indyjskiego.
- Ten ocean jest inny niż Pacyfik i Atlantyk, ma najbardziej gwałtowną i najtrudniejszą pogodę – tłumaczyła Chojnowska-Liskiewicz. - Jego pasaty mają stały kierunek i siłę: albo cały czas wieje bardzo mocno, albo słabo.
Kolejnym etapem była Republika Południowej Afryki.
- Wody koło Kapsztadu uchodzą za jedne z najbardziej niebezpiecznych. Nakładają się tam dwa prądy oceaniczne, czego wynikiem są fale zwane mamucimi, na których mogą się złamać nawet największe statki. Co ciekawe mniejsze jednostki są od nich bezpieczniejsze, bo unoszą się na falach jak kaczka lub korek. Jednak morze to nierówny przeciwnik – nie da się go ani zagadać, ani przewidzieć.
Najdłuższym etapem – 75 dni bez przybijania do brzegu – była podróż z Kapsztadu do Las Palmas.
- Był poważny powód takiego kroku: dwie konkurentki, obie płynące na większych jachtach – wyjaśniła Krystyna Chojnowska-Liskiewicz. - Istniała szansa, że jak będę zwlekać i robić wycieczki po okolicy to mnie przegonią.
Plan Polski powiódł się w 100 proc. - jej największa konkurentka, Naomi James z Nowej Zelandii, zamknęła pętlę dookoła świata miesiąc później. Wracającą do kraju panią kapitan witały w Gdańsku tysiące wiwatujących ludzi.
Spotkanie po latach
Dyrektorka „Fabryki Sztuk” Alicja Gajewska przypomniała, że w kwietniu 1979 r. Krystyna Chojnowska-Liskiewicz była gościem w Zespole Szkół Ekonomicznych. Wydarzenie pamiętają już tylko najstarsi nauczyciele. Po 30 latach na spotkanie z żeglarką również pojawili się uczniowie tej szkoły.
- Mam nadzieję, że to nie są ci sami uczniowie – żartowała pani kapitan.
Reklama
Morze nie do zagadania, spotkanie z Chojnowską-Liskiewicz, która samotnie opłynęła kulę ziemską
TCZEW. Gościem Centrum Wystawienniczo-Regionalnego Dolnej Wisły była Krystyna Chojnowska-Liskiewicz – pierwsza kobieta w historii, która samotnie opłynęła kulę ziemską. Pokonała wówczas 28 696 mil morskich! Wspomnieniom pani kapitan przysłuchiwali się uczniowie tczewskich szkół.
- 29.09.2009 00:00 (aktualizacja 10.08.2023 16:07)

Reklama





Napisz komentarz
Komentarze