Do redakcji GK zgłosił się mieszkaniec Skarszew. Jego zdaniem, sytuacja na terenie zakładu wymaga natychmiastowej interwencji.
- Wiem się z nieoficjalnego źródła, że właściciel nie zadbał o prawidłowe odprowadzanie wody z terenu gorzelni – mówi skarszewiak. – Temat zainteresował mnie, ponieważ najprawdopodobniej woda deszczowa, czy ta na wiosnę z roztopionego śniegu trafiała wprost do kanalizacji. Jeśli tak rzeczywiście jest, to płacimy za nią my, mieszkańcy. Nie rozumiem dlaczego mielibyśmy dokładać się do rachunków nieistniejącej gorzelni. To oczywiste, że ewentualne koszty powinien ponosić właściciel. Proszę o zainteresowanie się tą sprawą i wyjaśnienie stanu faktycznego.
Zdaniem anonimowego informatora na interwencje niewzruszony pozostaje Gminny Zakład Wodociągów i Kanalizacji.
- Wielokrotnie dzwoniłem i do GWiK, jednak nie było żadnej reakcji – skarży mieszkaniec.
Gorzelnia czysta – w oczach WiK
Skarszewska gorzelnia zawiesiła działalność kilka lat temu. Właściciela zakładu nie trzeba miejscowym bliżej przedstawiać, ponieważ początki jego interesu, jak i samo funkcjonowanie zakładu wzbudzało i wzbudza wiele kontrowersji. Niestety jakiekolwiek próby kontaktu z Panem B. pozostają bez odpowiedzi. O wyjaśnienie poprosiliśmy więc kierownika gminnego WiK Janusza Marszałka. Po zbadaniu sprawy odpowiedź kierownika była jednoznaczna.
- W tym rejonie miasta, jak i na terenie zakładu system burzowy działa jak najbardziej w porządku – tłumaczy stanowczo Janusz Marszałek. – Jeżeli chodzi o osiedle Sikorskiego mieszkańcy są rozliczani za wodę i ścieki zgodnie z licznikami. Nie ma obaw, że ktoś płaci zawyżoną kwotę z powodu sytuacji na terenie gorzelni. Tam wszystko działa zgodnie w prawem.
Kierownik Marszałek tłumaczy sytuację skanalizowania miasta. Rejonowi osiedla Sikorskiego przeciwstawia śródmieście, gdzie cały czas funkcjonują kanały ogólnospławne, czyli na ścieki i deszczówka łącznie.
- W centrum sytuacja nie wygląda najlepiej – mówi Janusz Marszałek. - Tam rzeczywiście mieszkańcy mogą mieć pretensje. Miasto powoli przymierza się do inwestycji, ale jak zawsze brakuje środków. Wszelkie prace są obecnie na etapie projektowania. Kiedy zostaną rozpoczęte, trudno dzisiaj prognozować.
Były pracownik potwierdza obawy
W międzyczasie udało nam się skontaktować z jednym z byłych pracowników skarszewskiego zakładu. Niespodziewanie okazuje się, że mężczyzna potwierdza obawy mieszkańców osiedla. Jego zdaniem jest zagrożenie, że woda deszczowa zamiast do rzeki trafia do oczyszczalni ścieków.
- Na terenie zakładu są trzy zbiorniki o głębokości nie większej niż 60 cm – tłumaczy były pracownik gorzelni. – Są to tzw. odstojniki, które już od dawna wypełnione są błotem i piachem. Z tego co pamiętam, właściciel tylko raz polecał ich wyczyszczenie i było to krótko po tym jak kupił zakład.
Do zakładu nie ma wstępu, teren jest własnością prywatną. Od ulicy oddziela go wysoki płot. W opinii kierownika WiK wszelkie rewelacje na temat sytuacji na terenie zakładu są wyssane z palca.
- Gorzelnia ma jeden duży zbiornik na odcieki technologiczne, do którego podłączona jest burzówka – tłumaczy. – Wszystko co się tam zgromadzi trafia do rzeki. Powiedzmy sobie wprost. Życzę innym zakładom w Skarszewach tak dobrej sytuacji w zakresie odprowadzania wody deszczowej.
Reklama
Nie chcą płacić za „gorzelnianą” wodę – mieszkańcy żądają wyjaśnienia sytuacji w gorzelni
SKARSZEWY. Skarszewska gorzelnia, od kilku lat zamknięta, wzbudza kontrowersje wśród lokalnej społeczności. Mieszkańcy osiedla Sikorskiego twierdzą, że płacą za wodę z gorzelni, która zamiast do burzówki trafia do kanalizacji. Proszą o zbadanie sprawy. Właściciel gorzelni nie chce wypowiadać się w sprawie, pojawiają się rozbieżne wersje tego co dzieje się na terenie zamkniętego zakładu.
- 18.05.2011 00:00 (aktualizacja 01.04.2023 12:38)

Reklama





Napisz komentarz
Komentarze