wtorek, 16 grudnia 2025 15:31
Reklama

Przejechał 3302 km i... jeździ dalej

TCZEW. W trasę wyjechał 9 maja, do Tczewa powrócił 8 czerwca. O jego podróży pisaliśmy na naszych łamach. Krzysztof Szlagowski, naczelnik Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu Urzędu Miejskiego w Tczewie, a prywatnie miłośnik dwóch kółek, dotarł na swoim rowerze do Izraela (Lev Hasharon).
Przejechał 3302 km i... jeździ dalej
W ciągu czterech tygodni pokonał dokładnie 3302 km. Na tak długim odcinku przeżył wiele ciekawych przygód...

- Wrócił pan do domu z ogromną ulgą czy mógłby pan jechać dalej?
- Nie jestem zmęczony. Byłem już nawet na kilku krótkich przejażdżkach, a poza tym codziennie dojeżdżam rowerem do pracy. Jazdą zmęczony nie jest jestem, ponieważ mój organizm przyzwyczaił się do takiego wysiłku. Pewnie - mógłbym pokonać kolejny tysiąc kilometrów, jednak musiałbym wcześniej zrobić przerwę, ale bardziej psychiczną.
- Gdyby jechał pan dalej, kto wie, ile by pana potem z powrotem wróciło...
- Po powrocie ważyłem 75,3 kg, tyle ile w czasach kiedy uczyłem się w ogólniaku. Obecnie, po tygodniu pobytu w domu, ważę już 76,5 kg. Wszystkie diety cud można wrzucić do kosza - grunt to jazda na rowerze!
- W swojej korespondencji wspominał pan o ludziach, którzy ofiarowali pomoc, pozdrawiali pana z jadących samochodów, oferowali noclegi itp.
- Najmilej wspominam chwile spędzone w Turcji, być może dlatego, że spędziłem tam najwięcej czasu. Zresztą w Polsce i na Ukrainie również miałem wiele sympatycznych chwil - u księży w parafiach czy u sióstr w domach zakonnych. Wszędzie dostawałem łóżko i posiłek, a w mojej intencji było nawet odprawione nabożeństwo majowe. A Turcy byli do tego stopnia przyjaźni, że pozwalali mi spać w swoich domach, oferowali łóżko i dzielili się ze mną kolacją. Spałem m.in. u studentów, którzy oddali mi swoje rzeczy: pasek (powiedzieli, że spadają mi spodnie), zegarek (bo mój był obdrapany) oraz bluzę, by było mi cieplej. Miło wspominam również izraelskiego odpowiednika naszego szefa biura promocji, który poza tym, że odebrał mnie z lotniska, to również oprowadził po Jerozolimie. Okazało się, że jest przewodnikiem. Przez ok. 6 godzin chodziliśmy po miejscach w ogóle nie przewidzianych w standardowych trasach wycieczkowych. Dzięki niemu mogłem odwiedzić wszystkie najważniejsze miejsca, m.in. Bazylikę Świętego Grobu. Wiele dowiedziałem się na temat historii i rozwoju Izraela.
- A czy spotkał pan też osoby, którym w jakiś sposób się pan naraził, którzy zamiast butelki wody podarowali panu butelkę... octu?
- Negatywnie na pewno mogę wyrazić się na temat kierowców tirów, którzy mijając mnie - dosłownie na wysokości ucha! - złośliwie trąbili dając mi znać, żebym usunął się z drogi.
- Przydarzyły się panu również zapewne jakieś śmieszne przygody…
- Długo będę wspominał m.in. spotkanie ze studentami. To bardzo ciekawa grupa społeczna, mają bardzo ciekawe pomysły i bardzo fajne podejście do życia. Warto się od nich uczyć trzeźwego spojrzenia na świat. Jeszcze sprawa spożywania alkoholu. W Turcji nie wolno się z tym afiszować. Piwo można wypić w restauracji, ale już nie w ogródku piwnym na powietrzu - takich tam po prostu nie ma. Pije się raczej w wąskich, zamkniętych gronach. Student, który pomógł znaleźć mi Internet i zaproponował nocleg w akademiku, powiedział, że zaprowadzi mnie później na piwo. Po kolacji dwóch innych studentów zapytało mnie czy piłem już turecką rakę i czy bym się z nimi nie napił. Nie piłem, ale czemu nie - spróbuję. Pojechaliśmy do tamtejszego parku miejskiego, gdzie wszystko było już przygotowane: koc, naczynia, zakąski… Sama rake okazała się być niczym innym, jak anyżówką. Ale lepiej nie mówić przy Turku, że ouzo smakuje tak samo - Turek potrafi się w takiej sytuacji obrazić, bo przecież „rake to jest jedna jedyna i niepowtarzalna wódka”.
Inny śmieszny moment, ale to się chyba nie nadaje do publikacji (oczywiście, że się nadaje! - dop. KD) - w pewnym momencie studenci zapytali się czy jestem żonaty. Od razu domyśliłem się o co im chodzi. Powiedzieli mi, że jakbym chciał, to 20 km dalej jest duże miasto, że żona się nie dowie, żebym się nie martwił, że jakbym chciał skorzystać, to dziewczyny tam są bardzo ładne itp. Grzecznie odmówiłem...
I jeszcze ciekawostka - jeden ze studentów, w ramach swojej pracy magisterskiej, zrobił… fiata 126p z klimatyzacją! Samochód stał przed uczelnią, pokazali mi go kiedy wracaliśmy z imprezy w parku. Nie wiem czy klimatyzacja działała, ale z zewnątrz prezentował się elegancko.
- W trakcie wyprawy odwiedził pan w sumie 5 krajów. Który okazał się najbardziej przyjazny rowerzystom?
- Nie jeździłem rowerem w Izraelu, ale jestem przekonany, że tam - patrząc na jakość dróg - jeździłoby się najlepiej. Nie istnieje tam jednak coś takiego, jak turystyka rowerowa. W miarę bezpiecznie można jeździć po Izraelu rowerem jedynie w szabat (w sobotę), kiedy drogi są raczej puste. Pozostałe szlaki, którymi jeździłem, przypominały w zasadzie te polskie (a często były nawet gorsze).
- Który z odwiedzonych krajów okazał się najciekawszy pod względem kuchni? Jakie było najsmaczniejsze danie, które miał pan okazję skosztować?
- Zdecydowanie przypadła mi do gustu kuchnia turecka. Nie wymienię nazwy tego dania, ale był to zestaw, na który składał się ryż (a raczej coś pomiędzy ryżem, a kuskusem) podany z papryką chili, a na drugie danie kabaczki, papryka i cebula zasmażane w głębokiej oliwie. Posiłek zapijało się tureckim odpowiednikiem polskiego kefiru. Ajran (bo tak się to nazywało) był przyprawiany czosnkiem i świeżo pokrojoną miętą. Wszystko to zagryzało się pieczywem - odpowiednikiem naszej bułki paryskiej. Dodatkową atrakcją była świeża cebulowa zamaczana w soli. Nie były to jakieś egzotyczne potrawy, a raczej inaczej podane, przygotowywane i doprawiane.
- Co najbardziej przeszkadzało w codziennej jeździe? Upały, wiatr czy odległości?
- Najbardziej przeszkadzało upalne słońce. Były tak nieznośne, że po godz. 12.00 jechało się już bardzo ciężko. Kręciłem, ale organizm szybko się odwadniał. Musiałem pilnować tego, aby robić częste postoje, wypijać rozpuszczone w wodzie witaminy. Odwodnienie jest dla rowerzysty czymś bardzo niebezpiecznym. Dlatego starałem się zawsze wcześnie wstawać i do południa, do tych największych upałów (35 i więcej stopni) przejechać 80-100 km. Nie spodziewałem się słońca przez tyle dni!
- Najcięższy fragment trasy…
- Najtrudniejszy był przejazd przez Stambuł. 30 km i 3 godziny jazdy - szybciej się nie dało. W centrum, gdzie w zasadzie nie obowiązują zasady ruchu drogowego, trzeba bardzo uważać, by ktoś na ciebie nie najechał oraz abyś ty nie najechał na kogoś. W Stambule drogą poruszają się wszyscy: rowerzyści, rikszarze, motocykliści, piesi…
- Czy w trakcie podróży dopadały pana chwile słabości? Rzucał pan rower, kopał dla lepszego efektu, siadał w przydrożnym barze, zamawiał piwo i mówił: „Koniec, nie jadę dalej, wracam”?
- Nie, nie miewam aż takich napadów desperacji. Bywało natomiast tak, że zsiadałem z roweru, ponieważ stwierdzałem, że dalsza jazda pod górę, której nie widać końca, może się skończyć dla mnie tym, że co prawda zaoszczędzę z 5 minut na czasie, ale kiedy już dojadę na szczyt będę taki zmęczony, że dalej nie dam rady jechać. Wolałem więc zejść i podprowadzić rower. Kiedyś tego nie robiłem, ale wyczytałem w Internecie, że lepiej oszczędzić organizm, a także rower, który podczas jazdy ostrymi wzniesieniami łatwiej może się zepsuć.
- Niedzielny rowerzysta podołałby takiej trasie?
- Myślę że nie. Musiałby wcześnie długo trenować. Organizm znosi pewne obciążenia, ale tylko do pewnego momentu. Później następuje uwalnianie - jak to nazywam - „ukrytej energii”. Ma ją każdy, jednak aby móc skorzystać z jej rezerw, należy wytrenować organizm do tego stopnia, że będzie on wiedział, że z tych rezerw ma korzystać. Dla niedzielnego rowerzysty taka wyprawa, w takim upale, skończyłaby się na pewno nieprzyjemnie.
- Jakieś wskazówki dla tych, którzy chcieliby w przyszłości pokonać ustalone przez pana rekordy...
- Przede wszystkim systematyczna jazda. Warto wskakiwać na rower w chwilach, kiedy ma się czas wolny. Zaczynamy - 3 razy w tygodniu, później staramy się zwiększać obciążenia, odległości - jeździmy tyle, ile kto ma czasu. Organizm przygotowywany jest do wysiłku w trakcie systematycznej jazdy.
- Długo przygotowuje się pan do swoich wyjazdów? Treningi, specjalne diety?
- Moje przygotowania do kolejnej wyprawy zaczynają się po ok. dwóch tygodniach od zakończenia poprzedniej - przede wszystkim pod kątem logistyki, układania trasy, rezerwacji noclegów, wyszukiwania połączeń itp. Przygotowuję się również podczas codziennych przejażdżek rowerem, którego nie odkładam tylko dlatego, że przejechałem nim ponad 3000 km i na najbliższy rok mam już go dosyć. Nie, ja traktuję rower jako środek transportu. W wolnych chwilach jeżdżę też po okolicach Tczewa, aby mój organizm nie odzwyczaił się od wysiłku. To, że jednego dnia obciążenie jest maksymalne, a drugiego zerowe, nie jest dla organizmu dobre. Nie oznacza to, że codziennie muszę przejeżdżać 100 km - chodzi o to, by poddawać organizm stałemu obciążeniu.
- Za rok wyprawa do ostatniego miasta partnerskiego Tczewa - Iliczjowsk na Ukrainie. Co dalej?
- Na pewno nie odstawię roweru. Chciałbym odwiedzić m.in. Skandynawię, która jest bardzo przyjazna rowerzystom, może również Hiszpanię. Będą to jednak typowo indywidualne wyprawy i na pewno nie tak męczące jak ta, z której wróciłem, ponieważ chciałbym wciągnąć w to także moją rodzinę, może znajomych. Inne tempo, inny cel, ale w dalszym ciągu „pod banderą” Tczewa. Uważam, że gdzie tylko można, tam warto promować nasze miasto.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

sąsiad 18.06.2008 22:33
z tego co wiem to w ramach urlopu

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
goSciu 18.06.2008 17:24
Tylko chwalić takie wyczyny mam pytanko czy ten gościu robi te wycieczki w ramach swojego urlopu czy jest delegowany przez urząd żeby powiedział co zrobił dla tczewskiej oswiaty

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
Reklama
Reklama
Reklama
bezchmurnie

Temperatura: 3°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1018 hPa
Wiatr: 11 km/h

Reklama
Reklama
Ostatnie komentarze
Reklama