poniedziałek, 29 kwietnia 2024 16:52
Reklama

Przekształcenia szpitala bez konsultacji z opozycją

POWIAT TCZEWSKI. O swoich obawach, wątpliwościach i alternatywnym pomyśle na prywatyzację Zespołu Opieki Zdrowotnej w Tczewie rozmawiamy z Mariuszem Wiórkiem, byłym wicestarostą, a obecnie radnym Powiatowego Porozumienia Prawicy.
Przekształcenia szpitala bez konsultacji z opozycją
- Jak kluby opozycyjne postrzegają obecną sytuację w Szpitalu Powiatowym w Tczewie?
- Po przyjęciu szeregu uchwał, które rozpoczęły proces prywatyzacji uważamy, że obrany kierunek nie jest dobry dla bezpieczeństwa zdrowotnego mieszkańców powiatu tczewskiego. Wszyscy radni opowiedzieli się za przekształceniami szpitala działającego jako SP ZOZ w lepszą formę organizacyjno-prawną  – spółkę prawa handlowego. Jestem przekonany, że posłuży to poprawie efektywności zarządzania placówką. Kontrowersyjne jest jednak tempo, w jakim te prace następują. Zwłaszcza w świetle obecnych prac rządu. Jako radni „opozycyjnych” klubów sprzeciwialiśmy się trybowi powołania spółki niskokapitałowej, którą bardzo szybko poprzez ostatnią uchwałę Rady Powiatu dokapitalizuje się majątkiem szpitala (bez jego długów), i która do września ma znaleźć inwestora, a następnie podlegać procesowi prywatyzacji.
Nasze wątpliwości wywołały też informacje o wysokości wyceny majątku szpitala przedstawione „na gorąco” na sesji Rady Powiatu Tczewskiego.  Nie było by w tym nic złego, gdyby nie to co obecnie dzieje się w naszym kraju - jedna, wielka, chaotyczna próba prywatyzacji szpitali. Nie znam na świecie kraju, w którym istniałaby model tylko jednej - sprywatyzowanej służby zdrowia. Na rządzie i również lokalnych samorządach spoczywa przecież ustawowa odpowiedzialność za zapewnienie dostępu mieszkańców do usług medycznych. Wątpię, by prywatyzacja była panaceum na wszystkie kłopoty służby zdrowia. Oczywiście na zdrowiu można zarabiać, ale gdzieś jest przestrzeń, w której musi interweniować państwo. Nie wiemy obecnie, jaki będzie koszyk świadczeń gwarantowanych, jakie będą dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne.

- Zarząd powiatu próbuje przeprowadzać przekształcenia w ciemno?
- Nie czujemy się przekonani do słuszności obranej przez Zarząd Powiatu ścieżki prywatyzacyjnej. Dokonuje on prywatyzacji bez konsultacji z klubami opozycyjnymi i komisją zdrowia. Odnoszę wrażenie, że Zarząd Powiatu chce pozbyć się problemów związanych z zarządzaniem służbą zdrowia i przerzucić ją na barki prywatnego inwestora. Zarząd jest odpowiedzialny za zapewnienie ustawowego obowiązku dostępności do stacjonarnej opieki zdrowotnej w powiecie – niekoniecznie poprzez prywatyzację! Być może wkrótce, gdy Sejm przyjmie nowe ustawy, prowadzenie placówek szpitalnych będzie bardziej opłacalne. Może się ponadto okazać, że „pionierskie” działania naszego starostwa były zbyt ryzykowne i nieopłacalne. Niepokój mogą budzić też niektóre dokumenty.

- Jak pana klub postrzega sytuację tczewskiego ZOZ w związku z zamieszaniem, jakie powstało po okresowym zawieszeniu dyr. Janusza Bonieckiego?
- Sytuacja z przedwczesnym zawieszeniem dyrektora (gdyż sąd je uchylił) rzeczywiście wprowadziła pewne zamieszanie. Sąd pozostawił jednak inne środki zapobiegawcze, które oznaczają, że mogło dojść do nieprawidłowości. Mogą one zostać wyjaśnione jedynie w drodze przewodu sądowego. Myślę, że w odbiorze społecznym może to obniżyć wiarygodność kierownictwa ZOZ i rekomendowanego przez nie kierunku przekształceń. Zastanawialiśmy się w rozmowach z radnymi, czy w związku z tym nie należałoby zwolnić tempa  przekształceń. Wydaje mi się, że jeszcze ważniejszą przesłanką, dla której należałoby to zrobić jest głosowany w Sejmie pakiet ustaw zdrowotnych. Być może nowe przepisy pozwoliłyby na poprawę kondycji finansowej naszego szpitala bez przejmowania przez powiat jego długów.
Jako klub radnych Powiatowe Porozumienie Prawicy nie czujemy się odpowiedzialni za przeprowadzany proces, ponieważ jesteśmy od niego skutecznie odsuwani i nie mamy na niego żadnego wpływu. Decyzje zarządu i części radnych są autorytarne.

- Podczas niedawnej konferencji minister zdrowia Ewa Kopacz opowiedziała dziennikarzom o możliwości oddłużenia 1/3 długów polskich szpitali, ale po przekształceniu w spółki prawa handlowego. Wygląda na to, że odnośnie powołania spółek i oddłużeń szpitali obawy klubów KKR i PPP mogą mieć podstawy...
- Rzeczywiście. Nie mielibyśmy większych zastrzeżeń, gdyby spółka była niskokapitałowa, a nie uwłaszczona na majątku. Tak jak chce rząd – majątek pozostaje w rękach powiatu i nie jest wnoszony do spółki. Spółka prawa handlowego może przecież ulec upadłości (błędy w zarządzaniu, niesprzyjające okoliczności). Okaże się wtedy, że wierzyciele zaspokajają się z majątku spółki wniesionego do szpitala. To jest groźne. Prywatyzowane do tej pory szpitale nie są uwłaszczone na mieniu (Malbork, Kwidzyn). Tam spółki dzierżawią majątek od powiatów. Ta droga jest bezpieczniejsza.
Po ostatniej konferencji w Ministerstwie Zdrowia nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów wspomnianego pakietu ustaw zdrowotnych. Wszystko się okaże po procesie legislacyjnym. Pomoc rządu dla szpitali z medialnych zapowiedzi wydaje się zdecydowanie za mała. Minister Ewa Kopacz mówiła o umorzeniu 2,7 mld zł zobowiązań publiczno-prawnych wobec ZUS, Funduszu Pracy czy PFRON, zaciągniętych do grudnia 2007 r. Komornicy skrupulatnie egzekwowali świadczenia naszego szpitala, wobec tego te zobowiązania nie będą w naszym przypadku zbyt wysokie.
Zobowiązania miały być umorzone bądź spłacone w razie przekształcenia ZOZ w spółkę, czyli przejęciu przez nią również tych długów. Skoro nie ma aktu prawnego, a my już przekształciliśmy ZOZ w spółkę, to jeżeli mielibyśmy w naszym powiecie jakiekolwiek zobowiązania publiczno-prawne, to powstaje pytanie czy będą one nam przez rząd zwrócone?

- A może straciliśmy możliwość oddłużenia?
- Stąd nasza propozycja, poczekajmy z przekształceniami do czasu jak będzie znane to nowe  prawo. Inną kwestią poruszoną na konferencji było zwolnienie szpitali z płacenia PIT przez dwa lata. W jaki sposób ustawodawca odniesie się do przekształconych wcześniej szpitali - na razie nie wiemy. Mówi się też, że rząd powinien przekazać szpitale samorządom, a czy te z kolei miałyby  przekazywać docelowo podmiotom prywatnym, to już będzie decyzja samorządów. Sądzę, że taka „spychotechnika” może oznaczać, że ani rząd ani samorządy nie chcą albo nie są w stanie sprostać temu zadaniu.

- Jeżeli nawet rząd oddłużyłby nasz szpital, to pozostałby on bez długów, ale nadal bez możliwości inwestowania w swój rozwój...
- Pytanie brzmi: czy za ochronę zdrowia powinno być odpowiedzialne państwo? Jeżeli tak, to państwo powinno stworzyć mechanizmy inwestycyjne, np. poprzez zwiększony udział samorządów w podatkach, czy bezpośrednie dotowanie wybranych inwestycji z budżetu państwa.
Starosta tczewski Witold Sosnowski podkreślał, że rozmawiał z wojewodą i marszałkiem woj. pomorskiego. Wszędzie słyszał, że nie dostanie pieniędzy na rozbudowę szpitala.
Gdyby była silna determinacja środowisk samorządowych i politycznych oraz przekonanie o konieczności tej inwestycji, rząd czy województwo znalazłoby środki na jej  realizację. Spójrzmy na finansowanie szpitala w Słupsku czy w Chojnicach. Są też możliwości kredytowania czy emisji obligacji. Nic nie stoi na przeszkodzie, by spółka szpitalna podjęła takie kroki. Pytanie czy ma to robić powiat czy właściciel prywatny? Osobiście uważam jednak, że szpital powinien być spółką non profit, czyli taką której właściciele nie są ukierunkowani tylko i wyłącznie na zysk. Taką gwarancję mogliby dać właściciele z sektora publicznego, np. samorządy.

- Wierzy pan, że w obecnych okolicznościach prywatyzacja tczewskiego szpitala się uda?
- Nie wiem. Nie zawsze szybka prywatyzacja jest dobrą drogą. To gra w ciemno. O jej skuteczności przekonamy się dopiero za kilka lat. Jeżeli trafi się inwestor, który zadowoli się niską stopą zwrotu zainwestowanego kapitału efekt może być dobry. Jeżeli jednak inwestor będzie chciał „wycisnąć” co się da, to w świetle nie najmocniejszych zabezpieczeń wynikających z aktu założycielskiego spółki mam pewne obawy co wyniku finalnego. Może się okazać w „czarnym scenariuszu”, że mamy ośrodek zdrowia oferujący np. dochodowe zabiegi upiększające, odchudzające, SPA, dobrą restauracje, hotel i ograniczoną bezwzględnie przestrzeganymi limitami ofertę ochrony zdrowia z mniej dochodowych podstawowych 4 oddziałów szpitalnych (bo nie warto rezygnować z kontraktów z NFZ). Może to przesada, ale takie ryzyko istnieje. Sądziliśmy, że nasza spółka ma się zajmować tylko ochroną zdrowia. Poza tym radni byli bardzo niezadowoleni, że dopiero na sesji 27 maja pokazano im akt notarialny (dzień wcześniej nie zrobiono tego też na komisji zdrowia – przyp. red.), który przed sesją powinien być przedyskutowany z radą.

- A jak powinny przedstawiać się według pana klubu udziały w nowej spółce?
- Dla mnie najlepszym wyjściem byłoby, gdyby właścicielami były podmioty publiczne, samorządy, lekarze i pracownicy. Przynajmniej w pierwszych 5 latach dominującymi właścicielami powinny być gminy i powiat. Jeżeli w tym czasie miałby się pojawić inwestor branżowy (najlepiej zainteresowany tworzeniem sieci szpitali) to na zasadach partnerstwa, a nie większościowego udziałowca. Niechby miał czas na swoje uwiarygodnienie i przekonanie społeczeństwa, że „nie taki diabeł straszny”. Wszystko to kwestia konstrukcji prawnej, w której mniejszościowy udziałowiec mógłby, czerpiąc ograniczone zyski, uzyskać określony wpływ na zarządzanie placówką.       
Zarząd twierdzi, że dla inwestora korzyścią może być wzrost wartości udziałów w czasie. Może się tym zadowolić, ale nie musi. Może natomiast dążyć do otrzymania większej stopy zwrotu zainwestowanego kapitału.

- Obecnie głosowanych jest szereg ważnych dla mieszkańców powiatu tczewskiego uchwał. W Radzie Powiatu często jest tak, że połowa radnych głosuje przeciw, albo wstrzymuje się od głosu. Co musiałoby się zmienić, aby wszyscy radni mogli wspólnie tworzyć lepsze prawo?
- Powinna być wola autentycznego dialogu, a nie traktowanie części radnych jak „wrogów”. Przecież reprezentujemy jedną społeczność lokalną, o której dobro mamy wspólnie zabiegać. Kluby spoza PiS i PO są marginalizowane. Odczuwamy to. Należy rozmawiać i to czasami długo. Ale obie strony muszą tego chcieć i uznać to za roztropny sposób sprawowania władzy. Oczywiście polityka forsowania wszystkiego przez swoich lojalnych „żołnierzy” jest również możliwa i taka się odbywa. Uważam, że nie jest to dobre dla idei samorządności i lokalnej demokracji, w której nie powinno być opozycji, ani koalicji tylko wspólna praca na rzecz mieszkańców i tworzenia dla nich dobrego prawa. My jako społeczność lokalna mamy swojego wspólnego „przeciwnika” raczej w administracji centralnej czy lobby aglomereracyjnym, nie dostrzegających małych i średnich powiatów. Czasem niesłuchanie odmiennego głosu jest błędem.

- Mógłby pan wymienić trzy rzeczy, które należałoby poprawić?
- Leży powiatowa „legislacja”. Apelowaliśmy, aby projekty uchwał trafiały do nas co najmniej na dwa tygodnie przed sesją. Organizacja pracy w niektórych komisjach nie jest najlepsza. Często na komisjach brakuje uchwał, nad którymi powinniśmy pracować i kompetentnych przedstawicieli zarządu. Ważne jest też uzyskiwanie konsensusu. Są dwie metody rządzenia - iłowa i koncyliacyjna. Chciałbym, aby zarząd częściej tą drugą metodą starał się przekonać nas do słuszności swojego stanowiska.

Podziel się
Oceń

bezchmurnie

Temperatura: 19°CMiasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1024 hPa
Wiatr: 17 km/h

Reklama