Tczewscy rzemieślnicy mogli wyjść poza strefę jednej mili (ok. 5 km) i sprzedawać swoje produkty w całym Królestwie Polskim. Gdańsk rościł sobie jednak prawo do swoistego protektoratu nad Tczewem, podobnie jak nad innymi mniejszymi miastami Prus Królewskich.
Najstarsze cechy i korporacje
Najstarszym cechem Tczewa według zachowanych zapisów byli szewcy. Zachował się odpis dokumentu w tej sprawie z 30 listopada 1358 r. Drugą starą korporacja byli rybacy, którzy nie mogli przyjąć struktury cechu, gdyż nie należeli do „mieszkańców trzeciego stanu”. Wywodzili się oni z ludności miejscowej, która nie uzyskała pełnej przynależności do wspólnoty miejskiej. Trzecia starą korporacja zawodową byli ceglarze miejscy. Zachowała się o nich wzmianka z 1451 r.
Bardzo stary był też cech rzeźnicki. Pierwsza informacja o nim pochodzi z 1443 r. Nieco młodszy jest cech stolarzy, o którym zachował się dokument z 1454 r. Wzmianka o kowalach pochodzi z 1506 r., a cech piekarzy uzyskał swój statut od magistratu w 1601 r.
Rzemieślnicy Tczewa posiadali wyłączność sprzedaży swoich towarów wśród ludności zamieszkującej w odległości jednej mili od miasta. W XVI - XVIII wieku z Gdańska przybywali hurtownicy, którzy próbowali skupywać wyroby tczewskich rzemieślników i sprzedawać je w dalszych okolicach. Władze Tczewa walczyły z takimi procederami, które wzbogacały jednych, a prowadziły do ubóstwa innych.
Spory o placki i bułki
Każdy cech uważał się za równy w „zacności”. Przez „zacność” rozumiano tradycję i władzę ekonomiczną, jaką dysponowała każda korporacja zawodowa.
Najważniejszą gałęzią rzemiosła było warzenie piwa. Obywatele o pełnym prawie miejskim mogli warzyć swoje piwo co trzy tygodnie. Inni mogli warzyć co pięć tygodni. Zawodowych piwowarów był w Tczewie pięciu; za osobnym zezwoleniem pędzono wódkę.
Bardzo rozbudowane było rzemiosło drzewne. Było więc: 4 bednarzy, 5 stolarzy, 2 kołodziei, 2 wiadrowników, tokarz i stelmach.
Piekarze dzielili się na trzy grupy. Byli więc piekarze pieczywa białego, razowca oraz cukiernicy. Pomiędzy nimi trwał trwający dziesiątki lat spór o wypiek placków słonych z mąki pszennej. Stefan Batory w 1577 r. przyznał ten przywilej dla tczewskich piekarzy pieczywa białego. Z czasem pojawił się następny konflikt. Spierano się, kto ma prawo wypiekać bułki. Spór ten został rozwiązany dopiero w czasach... I Rzeczypospolitej (do 1772 r.).
W Tczewie pracowało też pięciu rzeźników, a cech szewców reprezentowali szewcy i... pantoflarz - korkowni. W osobnym cechu zrzeszeni byli kowale i ślusarze.
Produkty drogie, ale dobre
Rzemiosło dawnego Tczewa dzieliło się na odrębne korporacje zawodowe, które broniły zawzięcie swoich przywilejów. W takich warunkach trudno było mówić o możliwości gwałtownego rozwoju produkcji. Produkowano towarów mało, najczęściej drogo, ale dość dobrej jakości.
Rada Miejska Tczewa obawiała się (XVI - XVIII wiek) ekspansji rzemiosła gdańskiego.
Zasadnicze zmiany przyniosła zaraza dżumy (1708-1709), która ograniczyła liczbę odbiorców i samych rzemieślników w mieście.
Wisła bogaciła
Rzemieślnik z Tczewa żądał w XVII wieku za swoje buty 60 groszy. Jedna 96 beczki gdańskiego piwa (sztof, duży kufel) kosztowała w 1580 r. jeden grosz. Ceny piwa, okowity i gdańskiej wódki wzrastały, a możliwości podnoszenia cen produktów rzemieślniczych były ograniczone. Ceny wynikały bowiem z tradycji i zwyczajów trwających całe dziesięciolecia.
Ale już taka sama miara wódki kosztowała 7 groszy. W 1622 r. w okresie największej koniunktury gospodarczej Rzeczypospolitej za parę kurcząt należało zapłacić w Gdańsku 15 groszy. W Tczewie ta cena była zawsze o połowę mniejsza.
W Tczewie uczestnicy spławu Wiślanego zaopatrywali się w produkty spożywcze i wyroby rzemieślnicze zanim jeszcze odwiedzili „drogi” Gdańsk. Tczew przeżywał koniunkturę gospodarczą (były jednak wojenne przerwy w latach: 1626 - 1629, 1655 - 1660) od połowy XV wieku aż do początku XVIII wieku (Trzecia Wojna Północna), gdyż był największym portem rzecznym przed Gdańskiem. Stosunkowo szybko odbudowywano tu różne zniszczenia wojenne w myśl powiedzenia: „Wisła bogaciła”.
Te sąsiedztwo z Gdańskiem popłacało, ale też było ciągłym ekonomicznym zagrożeniem dla samodzielności tczewskiego rzemiosła. Gdańsk bowiem operował kapitałami w całym dorzeczu Wisły. Pożyczał i wielu od siebie uzależniał.
Floren jednostką obrachunkową
Rzemieślnicy z Tczewa pragnęli zachowania stałych cen na swoje wyroby. Było to jednak niemożliwe. Na przestrzeni XVI wieku ceny na płody rolne i surowce wzrosły przynajmniej cztery razy. Patrycjat Gdańska od 1466 r. pragnął podporządkować sobie gospodarczo mniejsze miasta z Pomorza Wschodniego (Prus Królewskich). Rzemieślnikom i kupcom udzielane były pożyczki. Przeważały pożyczki długoterminowe zaciągane w okolicach Wielkanocy, a spłacane w okresie jesiennym. Rozliczano się za pomocą florena (rzadziej grzywny), który był jednostka obrachunkowa o następujących nominałach: 1 floren = 30 groszy = 90 szelągów = 540 denarów.
Reklama
Jak Gdańsk pożyczał i... uzależniał
POMORZE. TROCHĘ HISTORII. Po Pokoju Toruńskim (1466) i przyłączeniu Pomorza Gdańskiego do Królestwa Polskiego zniesiono zawyżone podatki nałożone na ludność przez Zakon Krzyżacki. Tczew uzyskał możliwość kontaktów handlowych z całym dorzeczem Wisły i Niemna, co miało ogromne znaczenie dla jego rzemiosła i kupców.
- 22.08.2008 00:05 (aktualizacja 01.04.2023 10:49)

Reklama





Napisz komentarz
Komentarze