To może oznaczać - jeśli nie wrócą do pierwszej wersji dofinansowania na poziomie 80 proc. - że zostaniemy „na lodzie”, a nasze wysiłki spełzną na niczym. Gorzej - bo i tak zostaniemy z nierozwiązanym problemem śmieci.
Sprzeciw samorządowców
Decydenci zmienili zasady w trakcie składania wniosków. To normalnie nie powinno mieć miejsca, ale w tym przypadku, niestety, miało. I pocieszeniem nie jest to - jak mówi wiceprezydent Tczewa Mirosław Pobłocki - że w takiej samej sytuacji są wszystkie wnioski „śmieciowe” w Polsce. Także m.in. gdański, gdzie już rozpoczęto inwestycje mimo niewiadomej jaką jest poziom dofinansowania. Bo choć w Warszawie zdecydowano, że poziom dofinansowania będzie sięgał 40 proc. (a nie jak miało być pierwotnie 80 proc.), to jednak samorządowcy ostro sprzeciwiają się takiemu obrotowi sprawy. Za utrzymaniem zasad, według których wnioski zostały przygotowywane i złożone, opowiadają się także władze województwa pomorskiego i sejmiku.
Nie będzie kosztownego prezentu
Przypomnijmy, że tczewska inwestycja obejmowała mieszkańców czterech powiatów i nosiła miano zakładu regionalnego. Tylko takie zakłady miały szansę uzyskania dofinansowania do swoich projektów, bo taki był warunek UE. Jednak w sprawę, oprócz Ministerstwa Ochrony Środowiska oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wmieszał się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. I to on stwierdził, iż wnioski o dofinansowanie do projektów „śmieciowych” należy kwalifikować jako pomoc publiczną, nie przekraczającą 40 proc. wartości inwestycji.
To oznacza, jak mówi prezydent Tczewa Zenon Odya, iż sam Tczew nie udźwignie inwestycji za 160 mln zł (z której to kwoty według najnowszej wersji dofinansowanie ma wynieść 40 proc.). I według prezydenta nie ma to większego sensu, by nasze miasto miało sprawić ościennym gminom i powiatom taki prezent. Jeżeli nie będzie dofinansowania na poziomie 80 proc. to zgodnie ze słowami Zenona Odya, zakład zgodny z obecnym projektem w Tczewie nie powstanie.
Będą gigantyczne kary?
To może oznaczać, iż będzie trzeba opracować nową koncepcję zagospodarowania śmieci. Być może ograniczoną jedynie do naszego obszaru. Oczywiście władze miasta i spółki Zakład Utylizacji Odpadów Stałych w Tczewie nie czekają z założonymi rękami. Regularne pisma do wszystkich możliwych decydentów oraz wizyty w Warszawie, także we współpracy z władzami województwa oraz ościennych gmin i powiatów, to wszystko co można w tej sytuacji zrobić. Pozostaje czekanie.
- 40-procentowe dofinansowanie wniosków „śmieciowych” oznacza zagrożenie dla większości podobnych naszemu projektów w całym kraju – podkreśla Mirosław Pobłocki. - To ma dalsze konsekwencje, bo przecież za chwilę będziemy jako państwo płacić gigantyczne kary za niedostosowanie się w wyznaczonym czasie, który mija, do wymogów ochrony środowiska i gospodarki odpadami. Polska podpisała stosowne zobowiązania wobec Unii Europejskiej dotyczące stopnia odzysku odpadów i recyklingu odpadów, oraz nie składowania nieprzetworzonych odpadów na wysypiskach. W tych zobowiązaniach są też określone kary finansowe za ich niedotrzymanie.
Zabezpieczyć interesy mieszkańców
– Chciałbym liczyć w takim kontekście na zwiększoną interwencję finansową ze strony ministerstwa bądź Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska – zaznacza wiceprezydent Tczewa. - Zatem do tych 40 proc. te instytucje powinny dopłacić drugie tylko, by poziom finansowania wniosków został utrzymany w wysokości 80 proc. Oczywiście jest to jedynie hipoteza, ratująca projekty „śmieciowe” w skali kraju. Gdyby to było niemożliwe, wówczas my jako Tczew nie jesteśmy w stanie zrealizować naszego projektu.
M. Pobłocki twierdzi, że my jako gmina miejska zrobiliśmy wszystko, by spełnić wszystkie „wyśrubowane” wymogi unijne. I spełniliśmy, co pokazuje dobrze przygotowany wniosek. Czy to daje satysfakcję? Jeśli już, to raczej smutną. Jednak wiceprezydent jest przekonany, że musimy zabezpieczyć interesy mieszkańców, budując choćby nową kwaterę na odpady spełniającą wszystkie normy unijne, a tym samym dopuszczoną do użytkowania. Powodem jest konieczność zamknięcia do końca przyszłego roku obecnie istniejącego składowiska.
Zaczniemy wszystko od nowa?
- Bez względy na to co będziemy w niedalekiej przyszłości robić z naszymi śmieciami, musimy mieć kwaterę na odpady, by zabezpieczyć miasto w stopniu minimalnym – przekonuje M. Pobłocki. – Już niedługo wszystko co zostanie wyrzucone do śmieci, zanim trafi na składowisko, będzie musiało zostać dokładnie posegregowane i wydzielone na elementy nadające się do ponownego przetworzenia i dopiero to, z czym nic kompletnie się zrobić nie da, będzie mogło zostać składowane. Jednak mają być to minimalne ilości.
Nam zostaje tylko czekać do końca roku na decyzję odpowiedzialnych za stan śmieci w Polsce urzędników państwowych. A potem albo realizować nasz projekt w takim kształcie w jakim został przygotowany, albo… zaczynać wszystko od nowa. Jednak tym razem nie będzie mogło to trwać latami. Kary finansowe jakie mogą Polskę dosięgnąć są tuż tuż. A wówczas za niezrozumiałe decyzje urzędników w Warszawie zapłacimy wszyscy.
Reklama
Projekt do śmieci? Co dalej z projektem regionalnego zakładu utylizacji odpadów...
TCZEW. Kilka lat zajęło przygotowywanie w Tczewie projektu dotyczącego budowy zakładu utylizacji śmieci, obejmującego swym zasięgiem cztery powiaty, a więc zgodnego z wysokimi wymogami stawianymi przez UE. Gdy projekt jest już dopracowany – decydenci stwierdzili, iż zmienią wysokość dofinansowania takich projektów!
- 27.09.2008 00:37 (aktualizacja 01.04.2023 11:04)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze