Czy dopracowany pod każdym względem i spełniający stawiane przez Unię Europejską wymogi projekt może wylądować - nomen omen - w śmieciach? Owszem, może - jeżeli znacznie zmniejszona zostanie wysokość jego dofinansowania. W obliczu takiej sytuacji stanęły władze naszego (i nie tylko) miasta.
Radni nie mogli uwierzyć w to, czego dowiedzieli się z naszego materiału. Sprawę wyjaśnili podczas ostatniej sesji Rady Miasta zastępca prezydenta Tczewa Mirosław Pobłocki oraz Marian Cegielski, prezes Zakładu Utylizacji Odpadów Stałych.
Kosztowna pomoc publiczna
- Nie wiem czy czytaliśmy ten sam artykuł, ale ja nie znalazłem w nim sformułowania, które sugerowałoby, że projekt nie będzie realizowany - uspokoił radnych Mirosław Pobłocki. - Chodzi o co innego: o to, że decyzją Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta projekt „śmieciowy” zaliczony został do kategorii projektów zw. z pomocą publiczną. Innymi słowy Urząd uznał, że gospodarka śmieciowa jest gospodarką komercyjną, czego konsekwencją jest automatyczne obniżenie poziomu dofinansowania z 80 do 40 proc.
Z treści naszego tekstu wynikało również, że trwają w chwili obecnej intensywne próby zmiany stanowiska Urzędu.
- Sprawa wyszła już poza granice Polski - wyjaśnił wiceprezydent. - Ministerstwo Rozwoju Regionalnego wystąpiło do Komisji Europejskiej wnosząc o to, aby wnioski „śmieciowe” nie były zaliczane do projektów dot. pomocy publicznej. Jeżeli się uda, a w opinii wielu zorientowanych osób jest to prawdopodobne, nasz wniosek będzie wówczas realizowany dalej.
Czekamy na opinię
Projekt „śmieciowy” nie wylądował więc - jak można by wywnioskować z tytułu naszego poprzedniego materiału - w koszu. W chwili obecnej czekamy na opinię Komisji Europejskiej. Jeżeli jednak się nie uda, to…
- …zostaniemy na 40-procentowym poziomie dofinansowania - rozłożył ręce Mirosław Pobłocki. - Jest to dla nas bardzo poważne zagrożenie, ponieważ ani my, ani żadne inne polskie miasto nie jest w stanie zorganizować tak dużej inwestycji. Za przykład posłużyć może nam miasto Gdańsk, które rozpoczęło inwestycję na własne ryzyko, licząc na to, że w trakcie realizacji projektu sprawa się rozstrzygnie i że jednak dostanie 80-procentowe dofinansowanie. Gdańsk realizuje swoje zadanie na poziomie 300 mln zł i w przypadku wersji 40-procentowego dofinansowania miasto - biorąc pod uwagę, że jest już zaangażowane w budowę stadionu na Euro 2012 - będzie miało bardzo poważny problem.
Co jeżeli się nie uda?
- Co się stanie jeżeli projekt „śmieciowy” rzeczywiście zostanie potraktowany na zasadach pomocy publicznej i miasto nie będzie stać na jego realizację z własnych środków? - spytał radny Zbigniew Urban. - Czy istnieje jakaś alternatywa? Czy panowie prezydenci brali pod uwagę, że projekt może nie uzyskać akceptacji?
Odpowiedź, wg wiceprezydenta Pobłockiego, jest prosta:
- Co jeżeli dofinansowanie pozostanie na poziomie 40 proc.? Po prostu nie będzie nas na to stać. Nie wiadomo jednak jaką wersję ustawy o gospodarce śmieciami i jaką zmianę ustawy o utrzymaniu porządku i czystości przeforsuje Sejm. Od tych decyzji będzie zależało nasze kolejne posunięcie. W skrajnym wypadku zrezygnujemy z budowy zakładu utylizacji. Śmieci wywożone będą wówczas gdzie indziej, przez co znacznie wzrośnie opłata za kilometr. Śmieciarki nie będą już pokonywać odległości 4km, a 40 km.
Będziemy bronić się do końca
W Brukseli „o sprawę” walczył niedawno Marian Cegielski, prezes Zakładu Utylizacji Odpadów Stałych.
- Kiedy dowiedzieliśmy się, że nasz wniosek „śmieciowy” powinien dotyczyć pomocy publicznej, zaczęliśmy protestować - przypomniał radnym. - Na nic zdały się jednak głosy naszego sprzeciwu. Zaatakowaliśmy więc stanowczo i wtedy głos w sprawie zaczęli zabierać ministrowie i posłowie. Na życzenie ministra rozwoju regionalnego powstała grupa, której zadaniem jest pozyskanie większego niż 40-procentowe dofinansowania. Grupa wytypowała delegację do Brukseli, w której uczestniczyłem m.in. ja. Choć nasz wniosek jest w chwili obecnej opiniowany, napotkaliśmy w Unii na wiele niewidzialnych barier…
„O co tej Unii tak naprawdę chodzi - o to, by w Polsce było czysto czy o to, że czepiamy się jakiegoś paragrafu?” - zastanawia się prezes Cegielski. Wciąż jednak wierzy w sukces:
- Bronimy się do końca i jestem przekonany, że nam się uda. Do budowy zakładu utylizacji śmieci możemy przystąpić w każdej chwili. Liczymy na większe dofinansowanie, ale z drugiej strony jesteśmy przygotowani na najgorszy scenariusz. Jeżeli nasz projekt nie zostanie zrealizowany, to stworzymy tylko stanowisko do segregacji odpadów. Zachęcam jednak do pozytywnego myślenia - nic więcej zrobić nie możemy, ale sądzę, że projekt w każdej chwili może ruszyć.
Unia gani za niesubordynację
Bez względu na to, czy uda się wybudować w Tczewie obejmujący cztery powiaty regionalny zakład utylizacji śmieci, i tak powstać będzie musiało nowe składowisko.
- Do końca 2009 r. musimy zamknąć stare składowisko, które - choć jest jednym z najlepszych składowisk w województwie - nie spełnia wszystkich wymogów, które narzuciła nam UE, a które zaczną obowiązywać od 2010 r. - wyjaśnił Mirosław Pobłocki. - Na składowisko będą mogły wówczas trafiać odpady tylko i wyłącznie po segregacji. Jeżeli nie dostosujemy się do nowych zasad, Unia nałoży na nas wysokie kary.
Nowe, zgodne z normami unijnymi składowisko będzie dla miasta - jak twierdzi zastępca prezydenta - pewnym „zabezpieczeniem” na wypadek fiasku głównego projektu „śmieciowego”.
- Składowisko musimy wybudować niezależnie od tego, czy uda się wybudować zakład utylizacji - stwierdził Mirosław Pobłocki.
Reklama
Jakie dofinansowanie dla projektu „śmieciowego” w Tczewie?
TCZEW. Dwa tygodnie temu ukazał się w „Gazecie Tczewskiej” artykuł na temat projektu „śmieciowego”, dotyczący budowy regionalnego zakładu utylizacji śmieci, do którego realizacji może w ogóle nie dojść...
- 17.10.2008 00:05 (aktualizacja 01.04.2023 11:13)

Reklama





Napisz komentarz
Komentarze