Młodzi mężczyźni z Sochaczewa, którzy na co dzień działają w stowarzyszeniu L'ombelico del Mondo, tym razem występują w roli nietypowych wolontariuszy. W ramach przedsięwziętej przez siebie akcji „Do Gdyni na szczudłach” przemierzają średnio 20 km przez jakieś 8 godzin dziennie, każdego dnia już od trzech tygodni.
- Idziemy dla Kubusia, brata naszej koleżanki, który urodził się ze skomplikowaną wadą serca wymagającą leczenia i rehabilitacji – tłumaczy Sebastian Przybyłowicz, który zapewnia dwóch szczudlarzom wsparcie techniczne. – Mamy nadzieję, że dzięki naszemu marszowi jak największa ilość ludzi dowie się o Kubie i dorzuci choćby mały grosz.
Koszt dwuletniej pełnej rehabilitacji chłopca to 50 tys. zł. Prócz datków wrzucanych do puszek można wesprzeć leczenie chłopca przelewem na konto fundacji Serce Dziecka (z dopiskiem „Jakub Sajdak”), której to Kuba jest podopiecznym. Na swoim fanpage’u szczudlarze dokładnie informują, jak można pomóc chłopcu: www.facebook.com/DoGdyninaszczudlach.
Do osiągnięcia celu – dotarcia do Gdyni – pozostało im już niewiele kilometrów do przejścia. Ani buty przybite gwoździami do szczudeł, ani odklejające się podeszwy i niespodziewane wpadanie w przydrożne rowy nie zniechęciły ich do kontynuowania wyprawy. Dobrze wspominają całą trasę, podczas której trafiali na wielu życzliwych ludzi oferujących pomoc.
- Dzięki pomocy dobrych ludzi mieliśmy gdzie spać, wykąpać się i mogliśmy coś zjeść – opowiada Jeremiasz Aftyka. – Kiedy spotkały nas kłopoty i okazało się, że nie mamy jak się przeprawić przez Wisłę w Gniewie, z pomocą przyszedł nam ksiądz, którego poznaliśmy na początku naszej wyprawy. Dzięki jego pomocy mogliśmy też przenocować w hotelu na gniewskim zamku. Chyba tylko dwa razy spaliśmy w namiocie w szczerym polu.
Dziś szczudlarze idą z Tczewa do Pruszcza, by w końcu dotrzeć do Trójmiasta, w którym do 1 czerwca będą promować akcję ratowania czteroletniego Kubusia.
- Każde 10 złotych może pomóc, to przecież nie taki duży wydatek, a gdy zbierze się je wszystkie razem, Kuba przez dwa lata będzie miał gwarantowaną najlepszą opiekę – wyjaśnia Grzegorz Zażdżyk. – Niewykluczone, że po powrocie z wyprawy podejmiemy się kolejnej takiej akcji.









Napisz komentarz
Komentarze