Relacja z otaczającej rzeczywistości
„Obiektywem malowane” to różnorodne fotografie, posiadające stylistykę malowanych obrazów. To ukazanie nie tylko Tczewa, ale także otaczającej miasto barwnej przyrody, zwierząt oraz życiowych historii. Możemy podziwiać m. in. zabytki grodu Sambora wpisane w słoneczny, jak i zimowy krajobraz, wnętrza kościołów, tajemnicze, urokliwe uliczki. Iwo Dylkiewicz udowadnia nam, że nasze miasto pomimo wielu niedoskonałości, posiada wiele piękna. Obok fotografii przedstawiających architekturę rozciągają się barwne, ciepłe pejzaże, zwierzęta i portrety dzieci. Autor uchwycił w obiektywie momenty z życia ludzi, te codzienne i te ważniejsze. Ekspozycja to swoista relacja z otaczającej rzeczywistości.
Zatrzymanie ulotnych chwil
- W latach 60. XX wieku powstał w malarstwie nowy kierunek jakim jest hiperrealizm - mówiła Klaudia Lasota z Fabryki Sztuk. - To styl polegający na odtwarzaniu rzeczywistości z fotografii, z niesamowitą precyzją i realizmem. Hiperrealizm nie akceptuje żadnych twórczych ingerencji artysty. Wymaga natomiast ogromnej sprawności technicznej i dokładności. Artyści ci mają niezwykły talent do idealnego odwzorowywania rzeczywistości przy pomocy pędzla i farb. Cień na twarzy, kropla wody na ciele, odbijający się w oczach blask - wszystko jest namalowane. Iwo Dylkiewicz postępuje odwrotnie. Swoje fotografie przekształca za pomocą programów graficznych nadając im stylistykę malowanych obrazów. Bawi się tym, co dostarcza obecna technika. Rekonstruuje zdjęcia, by stworzyć coś zupełnie nowego lub nadać inny poziom odbioru.
Twórczość Iwo Dylkiewicza to przede wszystkim zatrzymanie ulotnych chwil, które również były inspiracją dla wielu malarzy.
Życie jak scenariusz filmowy
Iwo Dylkiewicz to osoba nietuzinkowa, niejedno widział, niejedno przeżył. Jego życie nadawałoby się na scenariusz filmu. Gdy miał 16 lat wyjechał z Tczewa, ponieważ miasto było szare, bure, ponure, bardzo nieatrakcyjne. Mieszkał w Gdańsku, był zawodowym wojskowym, pracował na lotnisku w Rębiechowie. W 1987 r. wyjechał do Francji, następnie do San Diego w Kalifornii, gdzie pracował w fabryce Sony. Zaangażował się w pracę Polskiego Salonu Artystycznego, towarzystwa skupiającego elitę kulturalną San Diego. Męczyły go jednak sny emigranta. Do Polski powrócił w 1998 r. Jak o sobie mówi: „Chodziłem po mieście z aparatem fotograficznym i robiłem zdjęcia spostrzegając to piękno, którego kiedyś nie zauważałem. Dzisiaj wiem, dlaczego Józef, mój ojciec był piewcą i kronikarzem tego miasta”.







Napisz komentarz
Komentarze