Przekroczenie granicy z Węgrami oznacza dla imigrantów osiągnięcie podstawowego celu – nieskrępowanej szlabanami drogi na zachód. Stąd bez problemów mogą przedostać się do Niemiec, Skandynawii czy na Wyspy Brytyjskie. Media regularnie informują o imigrantach przewożonych przez kierowców ciężarówek. Nieoficjalnie mówi się, że droga do „ziemi obiecanej” to koszt rzędu 2,5 tys. zł od osoby. Na początku sierpnia brytyjskie służby zatrzymały tira, w którym podróżowało 18 uchodźców. W połowie września francuscy mundurowi udaremnili dalszą jazdę kierowcy przewożącemu dziewięciu imigrantów z Syrii i Iranu. W obu przypadkach za kierownicą siedzieli Polacy.

„Co ty do jasnej cholery robisz tu po nocy!?"
Inspekcja Transportu Drogowego w ostatnim czasie nie odnotowała podobnych przypadków na terenie naszego kraju, ale wątpliwe, by problem nie istniał. Niewykluczone że przybysz napotkany w lesie pod Rakowcem dostał się tym sposobem do naszego kraju i czekał na dalszy transport.
- W ostatni czwartek ok. godz. 20 wyjechałem na polowanie – relacjonuje myśliwy. – Na wąskiej drodze, która odbiła od „jedynki” w las, zauważyłem jakiś świecący punkt. Było ciemno. W pierwszej chwili pomyślałem, że ktoś postawił znicz. Gdy podjechałem bliżej, zza drzew wyskoczył człowiek wymachujący rękami. Włos na głowie mi się zjeżył. Zatrzymałem się.

Rolnik struchlał. Pierwsze co przyszło mu do głowy, to że w lesie grasuje podpalacz.
- Krzyczę do niego przez szybę: „co ty do jasnej cholery robisz tu po nocy!?" A on nic. Przystawiał ręce do uszu, dając do zrozumienia, że nie rozumie co mówię. Dopiero wtedy zauważyłem, że to żaden znicz, tylko niewielka kuchenka z kwadratowym naczyniem. Mężczyzna wyraźnie pokazywał, by nie rozjechać mu urządzenia. (...)
Więcej na ten temat znajdziesz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!








Napisz komentarz
Komentarze