- Zastępca był pani prawą ręką, zawsze mogła pani na niego liczyć?
- Tak. Zawsze mogłam na niego liczyć, na jego pomoc i na jego lojalność. Także na jego dobre serce i rozum. Nie wiem, naprawdę nie wiem co się w tej dobrej, biednej głowie porobiło... To dla mnie ogromna tragedia. Traktowałam go jak młodszego brata i ufałam. Jesteśmy wszyscy w szoku po tym co się stało. Nie wiem jak to będzie w przyszłości. Na pewno będę musiała powołać nowego zastępcę. Sama ze wszystkimi obowiązkami nie dam rady, nie jestem w stanie się rozdwoić. Na razie muszę sobie to wszystko poukładać w głowie.
- W ciągu ostatnich dni zauważyła pani w zachowaniu burmistrza coś niepokojącego, co wskazywało, że może dojść do takiej tragedii?
- Wojtek nakręcił się sprawą, która na to nie zasługiwała. Na pewnie nie w takim stopniu. Faktem jest, że zostały przekroczone środki zaplanowane w budżecie. Ale ponieważ większe było wykonanie dochodu, można było dokonać przesunięć, co się zresztą stało na ostatniej sesji. Bezsprzecznie pracownik próbował obejść zapisy mojego zarządzenia i ustawy prawo zamówień publicznych. Dostałam właśnie zestawienie dokumentów i przyznam szczerze, że nie było się czym nakręcać. Nikt niczego nie ukradł, nikt nie zdefraudował tych środków. Urzędnik, który miał pilnować budżetu tego nie zrobił, a mój zastępca wziął to na siebie. Niepotrzebnie.
- W międzyczasie zastępca oddał się do pani dyspozycji.
- Właśnie nie wiem dlaczego. Powiedziałam, żeby się nie martwił i nie podchodził do tego tak emocjonalnie. Starałam mu się to wytłumaczyć, ale on jak widać nie chciał słuchać starszych od siebie.
- Brała pani pod uwagę możliwość zwolnienia wiceburmistrza?
- Absolutnie. W ogóle nie przyszło mi to do głowy. (...)
Cały wywiad przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej.









Napisz komentarz
Komentarze