- Najpierw pisali smsy, że przelew został „puszczony”, a pieniądze będą lada dzień na koncie. A środków jak nie było, tak nie ma do dziś – żali się Henryk Cucura. – Gdy zauważyli, że nie da się dłużej oszukiwać, obiecali, że pieniądze wyślą najszybciej jak to możliwe. Znów na obietnicach się skończyło. W końcu wysłałam do nich dzielnicowego, bo nie chcą mnie wpuścić do własnego mieszkania. Jedyne co mi pozostało to wypowiedzieć umowę. Kaucji nie wziąłem, bo zobowiązali się odświeżyć mieszkanie po poprzednikach.
To nie pierwszy przypadek, gdy „szarpie się” z najemcami
Wcześniej Henryk Cucura miał lokatorów, którzy nie zapłacili ostatniego czynszu, co gorsza narazili go dodatkowe wydatki.
- Po pewnym czasie przyszło wyrównanie za ogrzewanie. 700 zł! – mówi mężczyzna. - Zimą siedzieli przy otwartym oknie, a ogrzewanie pracowało na „full”. Za wodę też musiałem dopłacić prawie 400 zł. Wszystko poszło na moje konto. Lokatorzy zostawili klucz w skrzynce. Wyjechali do Niemiec.
Jeszcze wcześniej miał problemy ze wynajmowanym sklepem. Gdy kontakt z najemcą się urwał poszedł na policję i oddał sprawę do sądu. Naliczono nawet odszkodowanie w wysokości 15 tys. zł, ale sprawę umorzono, bo najemca nie miał z czego oddać.
Tczewianin nie boi się nagłośnienia problemu – mówi, że z każdym podpisuje umowę, nie robi interesów na czarno. Zauważa jednak, że „na rynku” coraz częściej zdarzają się klienci, którzy z góry zakładają, że nie będą płacić. Przypadkowo dowiedział się, że obecni, kłopotliwi lokatorzy, mieli w podobny sposób zwodzić właściciela lokum na Czyżykowie. (...)
Cały tekst przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!









Napisz komentarz
Komentarze