-Tuż po 20-tej do nas i do sąsiadów przyszli strażacy i poprosili aby wszyscy domownicy opuścili natychmiast swoje mieszkania. Pozamykaliśmy okna, drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Wyczuwaliśmy w powietrzu gryzący dym. Trudno było swobodnie oddychać. Bardzo mocno łzawiły nam oczy. Do domów wróciliśmy około 22.30 – informuje mieszkanka Karpin.
Zakład w tej wsi istnieje od 1993 roku. Od tamtego czasu w jego sąsiedztwie wybudowano kilkanaście domów jednorodzinnych i wciąż powstają nowe.
Według informacji uzyskanych od strażaków, bezpośrednio na niebezpieczeństwo zatrucia oparami kwasu azotowego byli narażeni mieszkańcy trzech budynków. Ogółem ewakuowano 7 osób.
Na miejscu zdarzenia pojawił się również inspektor Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku.
-Dziwi nas, że wcześniej nie było zdecydowanej reakcji ze strony mieszkańców czy władz, że na tym terenie przechowywana jest góra chemikaliów. To jest potencjalne zagrożenie dla mieszkańców – poinformował Jarosław Stańczyk naczelnik wydziału WIOŚ w Gdańsku.
Mieszkańcy przyznają natomiast, że po wypadku obawiają się o swoje zdrowie i życie.
-Teraz, jak doszło do tego wycieku, to żadna z rodzin mieszkająca w pobliżu tego zakładu tak tego nie zostawi. Będziemy interweniować gdzie tylko to będzie możliwe. Stale widzimy jak są tam palone jakieś opakowania, a w powietrzu unosi się żrący dym. Nie jest też tak, że nie zwracaliśmy na to uwagi właścicielowi zakładu. Mówiliśmy, że pracownicy robią jakieś ogniska, palą śmieci, a cuchnący dym rozchodzi się po okolicy. Zawsze otrzymywaliśmy informacje, że palone były drewniane opakowania. Jeśli tak rzeczywiście było to dlaczego śmierdziało nawet w domach? Palone drewno takiego zapachu nie daje – mówią mieszkańcy Karpin.
Więcej w papierowej wersji „Kuriera Kwidzyńskiego”
Napisz komentarz
Komentarze