Ostatnie lata, to okres przekształceń, niezwykle ważnych i pożytecznych, którym towarzyszą jednak zjawiska zdecydowanie niekorzystne, a nawet groźne dla historycznego krajobrazu naszego miasta. Mam na myśli rozbiórki, które stały się prawdziwą plagą. Rozbieramy budynek biurowy Stoczni Schichaua z 1892/93 r., późniejszą „projektownię” Stoczni Gdańskiej, a przywracamy i chronimy Lenina na bramie stoczniowej!
Sposób na likwidowanie obiektów, będących z reguły autentycznymi świadkami historii, jest prosty:
Budowanie na spalonej ziemi
a) nie wpisać ich lub skreślić z rejestru zabytków,
b) zaniedbując remonty doprowadzić do takiego stanu, by mieszkańcy się wynieśli,
c) pozostawić opuszczony budynek bez należytego dozoru, a gdy już grozi zawaleniem,
d) wyrazić zgodę na rozbiórkę i jak najsprawniej rozebrać.
Można też sprzedać teren inwestorowi (co oczywiście samo w sobie nie jest złe) bez wpisania do umowy obowiązku zachowania autentycznych wartości krajobrazowych i historycznych, a nowy właściciel, za cichą akceptacją władz architektonicznych i konserwatorskich sam załatwi resztę. Po fakcie towarzyszy temu intensywne wmawianie światu, jak bezwartościowy był to obiekt i że nie można mieć pretensji, bo wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Co do tego ostatniego mamy wątpliwości, ale odpowiednie sądy z reguły umarzają sprawę pod pretekstem znikomej szkodliwości społecznej, albo (mieliśmy taki przypadek) „zbyt wczesnego złożenia skargi” – tzn. przed uprawomocnieniem się urzędowej decyzji! Na obrońcach dawnego piękna i historycznych tradycji wiesza się psy i nazywa się ich „hamulcowymi postępu”. Padają wyświechtane komunały o tym, że „miasto nie może być skansenem”, tylko musi się rozwijać. Najwyraźniej w świecie dla tych ludzi (w tym niektórych stojących na wysokich piętrach władzy!) postęp polega na niszczeniu wszystkiego, co jeszcze stoi i budowaniu na wyczyszczonym gruncie, można by powiedzieć – na spalonej ziemi.
Śródmieście – od 1994 r. ma oficjalny status Pomnika Historii
Będąc kilka lat temu na placu Czterech Fontann w Rzymie przeczytałem na ścianie budynku, wzniesionego tuż przed wojną, sentencję, która głęboko zapadła mi w serce: „Zachować stare, budować nowe, jedno w zgodzie z drugim”. Gdzie jak gdzie, ale w Gdańsku powinno to być drogowskazem dla wszystkich władz, wytyczającym działania w każdym miejscu, a szczególnie na terenie historycznego Śródmieścia, noszącego od 1994 r. oficjalny status Pomnika Historii. Przypomnijmy: jest nim cały obszar w ramach nowożytnych wałów i bastionów, a więc od Bramy Żuławskiej do końca Nowych Ogrodów (wraz z nimi, Biskupią Górką i Grodziskiem) i od Bramy Nizinnej poza ulicę Wałową. Na całym tym terenie obowiązują szczególnie ścisłe zasady ochrony dziedzictwa – w tym układu urbanistycznego (sieci ulic) oraz historycznego krajobrazu. W świetle tego aktu nawet likwidacja resztek dawnych ulic na Wiadrowni (teren przyszłego Muzeum II Wojny Światowej) czy nierozpatrywana dotychczas w tym aspekcie budowa „kładki” czyli mostu dla pieszych z Zamczyska na Ołowiankę byłyby naruszeniem prawa. A co powiedzieć o przyjętym niestety przez Radę Miasta, opartym na błędnych podkładkach i uzgodnieniach konserwatorskich planie zagospodarowania północnej części Wyspy Spichrzów? Główne błędy, to niezgodne z historią przerwy w zabudowie, dopuszczenie wysokości wyższych niż Żuraw (!), preferowanie tzw. „rekompozycji w formach współczesnych”, z jednoczesnym potępieniem rekonstrukcji obiektów i zespołów, będących chlubą dawnego Gdańska i istotą tożsamości, niosących głębokie treści historyczne.
Śródmieście, skansenem nie jest i nie będzie
Ale historia nie jest dziś w modzie, więcej: niektórzy przedstawiciele władz mają ją w głębokiej pogardzie. Jak inaczej rozumieć taką np. wypowiedź (po ustąpieniu konserwatora wojewódzkiego): „… po niedługim czasie rozpoczęły się ataki na konserwatora ze strony środowiska, które postrzegało miasto jako skansen – nic nie budować, nic nowego, tylko wierna rekonstrukcja.” Dla autora tej wypowiedzi skansen jest pojęciem pejoratywnym. Być może wynika to z niezrozumienia istoty skansenu jako żywego muzeum. Takim skansenem jest u nas faktoria w Pruszczu i nikt nie zaprzeczy, że jest to obiekt niezwykle atrakcyjny. Przypomnijmy, że krytykowaliśmy wówczas zgodę konserwatora na zamiar budowania dziesięciopiętrowych bloków na Targu Siennym, tuż przed bramą Wyżynną i pokracznej wieży na Targu Rakowym – „przeciwwaga” (tak to określono) dla wieży Mariackiej! To miał być postęp? Nasi adwersarze uważają za nowoczesność tylko zewnętrzną postać budynku. A przecież można pogodzić jedno z drugim i w każdym kształcie, także historycznym, zapewnić nowoczesne wygody i sprawnie działającą infrastrukturę. Szacunek dla dawnego piękna i historii jest jak najbardziej współczesnym wyrazem prawdziwej kultury.
Niezależnie od tego nasze Główne Miasto, a tym bardziej całe Śródmieście, skansenem nie jest i nie będzie. W nowoczesnych wnętrzach lepiej czy gorzej zrekonstruowanych domów mieszkają współcześni ludzie, działają współczesne placówki usługowe i instytucje. Odtworzono najcenniejsze obiekty i piękny historyczny krajobraz ulic.
Rozebrano: kamieniczkę przy Rybakach Górnych, latarnię morską na główce falochronu wschodniego w Nowym Porcie, czy – obecnie – budynek biurowy Stoczni Schichaua z 1892/93 r., późniejszą „projektownię” Stoczni Gdańskiej…
Ale odbudowa nie jest zakończona. Trzeba ją kontynuować na dotychczasowych zasadach, tzn. rekonstruując najcenniejsze obiekty i zespoły w dawnym kształcie zewnętrznym (jeśli ktoś zechce także wewnątrz, to proszę bardzo!). Nie niszczmy efektu odbudowy przez wprowadzanie owych „rekompozycji w formach współczesnych”, które rzadko się udają (np. w otoczeniu Żurawia), a najczęściej przybierają postać niezadowalającą i kłócącą się z historycznym otoczeniem (np. fasady nowego apartamentowca od strony ul. Świętojańskiej). Gdyby wstawiono chociaż kilka historycznych fasad, już efekt byłby inny. Budujmy nowe, ale w zgodzie ze starym! Wiele nowych realizacji w Śródmieściu niestety tej zasady nie spełnia.
Do tego dochodzą rozbiórki. Ileż ich było! Nie starczy miejsca, by wszystkie opisać. Równie bezpardonowo rozbierano obiekty skromniejsze, np. secesyjną kamieniczkę przy Rybakach Górnych, i tak cenne jak latarnia morska na główce falochronu wschodniego w Nowym Porcie, czy – obecnie – budynek biurowy Stoczni Schichaua z 1892/93 r., późniejszą „projektownię” Stoczni Gdańskiej. Tego dawnego konstrukcyjnego mózgu przemysłu okrętowego unicestwiać po prostu nie wolno, bo jest historycznym symbolem światowych osiągnięć (także naszych) w tej dziedzinie, a w czasach Solidarności pamiątką oporu wobec systemu komunistycznego – działań, które przyniosły nam wolność! Jest dziwne i wręcz nienaturalne, że nie uznajemy go za zabytek, podczas gdy przywracamy i chronimy Lenina na bramie stoczniowej! Dodajmy, że przemysł stoczniowy w tym miejscu działa od 168 lat, a Stocznia Gdańska (pod tą nazwą) od 92 lat. Imię jednego z najgorszych zbrodniarzy wszechczasów nosiła zaledwie 22 lata. Czy warto to upamiętniać? Coś tu postawiono na głowie!
Tekst i zdjęcia: prof. Andrzej Januszajtis








Napisz komentarz
Komentarze