wtorek, 16 grudnia 2025 12:18
Reklama

Opowiedz swoją historię. Moje dzieciństwo było piekłem

POMORZE. - Pamiętam, nigdy nie zapomnę. Eibel - tak nazywała się moja nauczycielka. Tak okrutnej kobiety nie poznałem przez całe moje życie. Drewnianą trzcinką wymierzała sprawiedliwość na naszych rękach. Palce puchły w ciągu godziny. Gdy nie skutkowały kary przychodził kierownik szkoły, który bił nas po plecach grubym pasem od swoich spodni.
Opowiedz swoją historię. Moje dzieciństwo było piekłem
Rozmowa z Zygfrydem Gajewskim, człowiekiem, który widział i przeżywał  II wojnę światową jako dziecko.
Rankiem 1 września w Pączewie pod Starogardem, na wieść o początku wojny wybuchła panika. Ludzie uciekali przez pola, bali się, że niemieckie lotnictwo zestrzeli. Pod Skórczem zawróciliśmy, było już za późno na ucieczkę na wschód. Niemcy szybko zdobyli Starogard.
Miałem 5 lat, obudziłem się rankiem 1 września, w domu nikogo nie było. Rodzice mieli gospodarstwo, na terenie naszej działki zawsze toczyło się życie od wczesnych godzin porannych. Tym razem cała wieś, wraz z moimi rodzicami, zgromadzona była obok cmentarza, gdzie goniec ze Starogardu poinformował o napaści Niemców na Polskę. Mieszkańcy Pączewa oraz moja rodzina, zabrali podręczne bagaże i rozpoczęła się ucieczka przed najeźdźcą. Biegliśmy polami oraz lasami, tak, aby nie rzucać się w oczy samolotom zwiadowczym niemieckiej armii. Byliśmy już pod Skórczem, ale zmęczenie oraz wolne tempo sprawiły, że zawróciliśmy wieczorem do naszych domów w Pączewie, Niemcy byli już bardzo blisko.

Posterunek gestapo

W nocy z 2 na 3 października 1939 r. tuż za płotem mojego domu, w sąsiedztwie, sprowadziło się gestapo. Zajęli najwyższy budynek we wsi. Bardzo się ich baliśmy, gdyż zawsze mówili do nas podniesionym głosem i grozili wywózką do Sztutowa i Szpęgawska. Mama uspokajała mnie i rodzeństwo, że „pod latarnią zawsze jest najciemniej”. Wiedzieliśmy, że mówienie oraz modlenie się w języku niemieckim jest szansą na przeżycie w tym piekle, które otaczało mój dziecięcy świat.
Komendant posterunku był spokojny, podobnie jak niższy rangą gestapowiec. Wszyscy bali się natomiast Rapela. Chłop miał z 2 metry i dobrze ponad 100 kg wagi. Lubił bić, poniżać, wyzywać. Kiedyś idąc do szkoły nie ukłoniłem się mu, uderzył mnie w twarz tak mocno, że przez kolejne dwa tygodnie byłem głuchy na jedno ucho. Rapel miał tyle samo szczęścia co Adolf Hitler. Wracał rowerem ze Skórcza przez lasy nieopodal Bukowca. Zatrzymał idącego chłopa, który okazał się partyzantem. Gdy Rapel zażądał dokumentów, ten wyciągnął pistolet i strzelił mu w głowę. Niestety, trafił w czapkę, ale huk z pistoletu był taki głośny, że gestapowiec został ogłuszony i upadł na ziemię niczym zabity. Jego żona rozpowiadała potem przez kolejny miesiąc po wsi, ile jej mąż ma szczęścia, i że opatrzność Boska nad nim czuwa.

Niezapomniana szkoła
Eibel - tak nazywała się moja nauczycielka ze Zbiorczej Szkoły Niemieckiej w Pączewie. Tak okrutnej kobiety nie poznałem przez całe moje życie. Nie zapomnę tych „5” i „6” z dyktanda po niemiecku. Kazała nam ustawiać się w rzędzie, po czym drewniana trzcinką, wymierzała sprawiedliwość na naszych rękach. Palce puchły w ciągu godziny, a łzy z oczu płynęły przez kolejne dwie. Gdy nie skutkowały kary Eibel, do klasy przychodził kierownik szkoły, który bił nas po plecach grubym pasem od swoich spodni.

Jesień i zima 1940
W Pączewie każdy polski chłop oraz jego dzieci, musiał obowiązkowo wykonywać prace rolne u niemieckich gospodarzy. Tych Niemców lubiłem jako jedynych w całej wsi. Besarabowie traktowali wojnę jako coś normalnego, wywodzili się bowiem z takich rejonów Europy, gdzie konflikty zbrojne nie były im obce. Dla Besarabów gospodarstwo rolne oraz prace na roli były najważniejszą czynnością życiową. Polacy musieli ciężko u nich pracować, ale oni zawsze odwdzięczyli się ciepłymi posiłkami oraz produktami, które mogliśmy zabierać do domu.
Najgorsze były zimy. Wraz ze starszymi mężczyznami ze wsi, chodziłem do lasu w Bukowcu, aby zbierać gałęzie i wycinać pnie na opał. Zima 1940 r. była bardzo sroga, co drugi dzień przechodziliśmy 6 km w jedną stronę, aby pozbierać drzewo i inne rzeczy, nadające się do spalenia. Czułem się bardzo odpowiedzialny za matkę i siostry, wiedziałem że jestem, obok ojca, jedynym mężczyzną w naszym domu.

Wyroki śmierci
Rapel był okrutnym gestapowcem, doskonale znał język polski. Nakrywał osoby słuchające radia BBC z Londynu, wykonywał wyroki śmierci w lesie w Bukowcu. Nie zapomnę zabójstwa całej rodziny moich sąsiadów. Podarowali naszym partyzantom świnię, za którą zostali zabici przez gestapo. W Pączewie wielu Polaków współpracowało z Niemcami. Donosy oraz skargi były na porządku dziennym. Któregoś razu chłop o imieniu Wojtaś  został skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie za słuchanie radia. Wojtaś posturą przypominał okrutnego Szwaba, ale niestety nie udało mu się uciec. Mimo to, Rapel miał na twarzy liczne zadrapania, przypuszczaliśmy z innymi mieszkańcami Pączewa, że doszło między nimi do szarpaniny. W sumie, wyroki śmierci pochłonęły 12 mieszkańców Pączewa przez cały okres trwania wojny. Na podwórzu budynku, gdzie znajdowało się gestapo, był specjalny dziedziniec, przeznaczony do torturowania więźniów. Nie raz, odsłaniając zasłonę, widziałem zakrwawionych lub nieżywych ludzi, to był okropny widok.

Jedzenie na kartki
Z czasów II wojny światowej najlepiej wspominam okres świąt Bożego Narodzenia. Wtedy wraz z rodzeństwem mieliśmy jedyną okazję w roku, aby porządnie się najeść. Każdego innego dnia nasze posiłki nie wyglądały tak apetycznie jak te wigilijne. Wszystkie rodziny w naszej wsi miały co miesiąc do wykorzystania kartki żywieniowe, podobne do tych z czasów PRL. Polacy kupowali bardziej ubogie produkty, aniżeli Niemcy.
24 grudnia mama z siostrami piekła pierniki oraz inne ciasta, a ja z ojcem stroiliśmy choinkę w jabłka, lizaki oraz świeczki. Wieczerza trwała zwykle do późnych godzin wieczornych. Każdy z nas zdawał sobie wówczas sprawę z tego, iż może to być nasza ostatnia, wspólna taka wieczerza. Na pasterkę jeździliśmy saniami do kościoła w Skórczu, gdzie msze odprawiał niemiecki ksiądz. Ten sam kapłan, raz w miesiącu pojawiał się w Pączewie.

Wodne szczęście
W lutym 1945 r. Niemcy bronili Kociewia swoimi ostatkami. Ostrzał ze strony wojsk rosyjskich był ogromny. Wraz z rodzicami i rodzeństwem wyjechaliśmy do rodziny mieszkającej pod Pączewem, aby ukryć się na kilka dni przed śmiercionośnymi bombami, spadającymi na naszą wieś i okolice. Gdy ofensywa ustała na kilka dni, tata wraz z wujkiem wrócili do rodzinnego domu, aby sprawdzić jak wygląda krajobraz po długich walkach. Po pewnym czasie, moja mama upiekła dla nich chleb, który miałem im zanieść. Worek z chlebem zamocowałem na plecy. Aby dotrzeć do Pączewa, musiałem wpław przepłynąć rzeczkę. W pewnym momencie zatrzymał mnie niemiecki oficer, który jechał konno. Zapytał, co przemycam w plecaku. Gdy zobaczył, że nie mam broni dla polskich partyzantów, puścił mnie i powiedział, że mam prędko uciekać, bo za chwilę wznowione zostaną naloty oraz ostrzał terenów, gdzie właśnie się znajdowałem.

Ofensywa sowiecka 1945
Marzec 1945 r. był dla mnie i mojej rodziny najpiękniejszym miesiącem w ciągu 6 lat ten okrutnej wojny. Dokładnie 4 marca 1945, o godz. 9:30 do Paczewa wjechali pierwsi żołnierze rosyjscy. Radości nie było końca. W miejscu gestapo zrobiono kuchnię wojskową oraz punkt medyczny. W piwnicy, w budynku gestapo ukryci byli wszyscy mieszkańcy Pączewa, którzy w ten sposób uciekli przed ostrzałem niemiecko-rosyjskim. Wśród nich znajdowali się dwaj młodzi żołnierze niemieccy. Jeden z nich miał 18 lat i pochodził z Berlina, drugi natomiast miał 19 lat – był z Bremy. Ci młodzi i przestraszeni, chłopcy nie chcieli już, podobnie jak my wszyscy, tej wojny. Poprosili nas o schronienie, bez zastanowienia zgodziliśmy się. Niestety, Rosjanom była potrzebna piwnica, w której chwilowo zamieszkiwaliśmy. Wówczas wyszło na jaw, że ukrywamy Niemców. Groziła nam śmierć, ale miejscowe kobiety z płaczem poprosiły oficera rosyjskiego o litość. Ten niewzruszony odwrócił się do nas plecami i rozkazał zabrać młodych hitlerowców do niewoli. To była moja ostatnia scena z czasów II Wojny Światowej, którą pamiętam.

Opowiedz swoją historię
Duże zainteresowanie Czytelników wzbudziła publikacja opowieści Władyslawa Zycha, świadka wydarzeń z czerwca i września 1939 r. W redakcji rozdzwonił się telefon. Czytelnicy, zwłaszcza ze starszego pokolenia, wyrażali zainteresowanie takimi publikacjami.  Zwracamy się z prośbą do osób, które chciałyby się podzielić z swoimi wspomnieniami. Napiszcie, zadzwońcie do redakcji Portalu POmorza lub do „Gazety Kociewskiej”. Najciekawsze historie z życia Kociewiaków spiszemy i opublikujemy.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
pochmurnie

Temperatura: 4°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1019 hPa
Wiatr: 11 km/h

Reklama
Reklama
Ostatnie komentarze
Reklama