sobota, 13 grudnia 2025 22:36
Reklama

Dramat i nadzieja zapomnianego dzieła

POMORZE/Skórcz. Historia śmierci dziadka stała się inspiracją stworzenia monumentalnej rzeźby. Był katowany na śmierć. Tortury i zabicie było z pewnością karą za działalność dziadka przed wybuchem wojny. O Piotrze Tyborskim, rzeźbiarzu ze Skórcza głośno nie tylko na Kociewiu. Rzeźbi w drewnie i kamieniu, głównie granitowym.
To wystawa w Gdańsku, to uroczystość na którą artysta przygotowuje specjalną pracę. Niestety zapomniano o dziele, które zrobiło z niego znanego i szanowanego artystę. „Dramat i nadzieja” rzeźba, którą oglądano już na międzynarodowych wystawach, leży zapomniana w garażu artysty. Piotr Tyborski chce przywrócić jej blask i świetność.
Jego prace ozdabiają kościoły, miejsca pamięci czy parki. Ostatnia jego praca trafiła do Mirotek na uroczystość upamiętnienia śmierci Jana Górskiego zamordowanego w Katyniu. Pamiątkowa tablica stanęła w Szkole Podstawowej razem z „Drzewkiem Pamięci”.

Zapracowany artysta

Piotr Tyborski pochodzi ze Skórcza, tutaj mieszka, pracuje, uczy rzeźby młodych artystów. Na co dzień przypomina o sobie mieszkańcom mijającym skórzecką fontannę, która wyszła spod jego rąk. Zamiłowanie do rzeźby wyniósł z domu, gdzie od młodych lat pracował razem z ojcem. Zamiłowanie do drewna, najczęściej używanego w pracy materiału, nabył w zakopiańskim liceum im. Antoniego Kenara. Rzeźbi nie tylko w drewnie, ale i kamieniu, głównie granitowym. Studia ukończył w Gdańsku  w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, na wydziale rzeźby, pracowni prof. Franciszka Duszeńki. Jak każdy artysta pracuje od rana do późnego wieczora. Umówienie się z nim na spotkanie to już sukces. W pracowni można podejrzeć go w akcji, ale także zobaczyć finalne efekty jego pracy.
- Tutaj znajdują się Maria i Jezus bez rąk, rzeźby, które znalazły się na ołtarzu, na którym w 1999 r. Ojciec Święty Jan Paweł II odprawiał mszę podczas pielgrzymki do Polski – opowiada Piotr Tyborski. – Tutaj z kolei znajdują się moje ulubione prace. Zwłaszcza te kinetyczne, przedstawiające ruch i przemijanie.
Jednej z rzeźb artysty nie udało mi się zobaczyć. W garażu obok pracowni w kilkunastu skrzyniach leży największa praca artysty, „Dramat i Nadzieja”. Największa nie tylko gabarytowo.

Zginął za to, co robił
W 1995 r. Piotr Tyborski przygotowywał się do zakończenia studiów na gdańskiej PWSSP. Jak każdy student 5 – letnią naukę chciał zakończyć mocnym akcentem. Marzył o monumentalnej pracy, która mogła rozpocząć jego przygodę ze sztuką przez duże „S”. Historia rodziny przywoływała pamięć tragicznie zmarłego dziadka artysty.
- Zainspirowałem się historią mojego dziadka – opowiada artysta. – Przed wojną zakładał szkoły w Pruszczu Gdańskim, był nauczycielem i społecznikiem. Kiedy wybuchła wojna, zatrzymano go natychmiast, jeszcze 1 września. W końcu trafił do Oświęcimia i tam zginął. Interesowała mnie historia, a tym bardziej losy mojej najbliższej rodziny. Tą pracą dyplomową chciałem oddać mu hołd, jednocześnie pokazać mój sprzeciw przeciwko złu tego świata.
Któregoś dnia w okresie zbliżającego się końca studiów Piotr Tyborski zupełnie przypadkowo dowiedział się o prawdopodobnym biegu zdarzeń, które miały miejsce w ostatnich miesiącach życia jego dziadka. Student do tej pory znał tylko numer więźnia obozu z Auschwitz.
- Przywieziono go w lutym, ale na zdjęciach, które udało się odszukać widać, że on, jak i grupa więźniów przywieziona w tym samym czasie są w pasiakach wiosenno – letnich – tłumaczy Piotr Tyborski. – Dostał nr 16 (…) i z pewnością trafił do bloku nr 10 lub 11. To mogło oznaczać tylko jedno. Był katowany na śmierć. Nie powieszono go, ani nie trafił do komory gazowej. W 1940 r. nie zabijano w ten sposób w Oświęcimiu. Tortury i zabicie było z pewnością karą za działalność dziadka przed wybuchem wojny.

„Dramat i nadzieja”

W przygotowaniu pracy dyplomowej pomagał artyście ojciec – pierwszy nauczyciel praktycznej pracy w drewnie, człowiek, w pracowni którego kilkuletni Piotr zaszczepił zamiłowanie do rzeźby.
- Początki przygotowywania pracy były trudne – opowiada Piotr Tyborski. – Zaczęło się od biegania do profesorów z projektami i ciągłymi poprawkami. W końcu ta praca przestawała być moja. Nie wyrażała tego, co chciałem nią powiedzieć. Skończyło się przykrą kłótnią z promotorem.   
Ale prac nie zatrzymano. Artysta zaczął poszukiwania form wyrazu artystycznego. Szukał kluczy, które doprowadzą odbiorcę do odczytania zapisanego w rzeźbie przekazu. Musiał zmierzyć się z horrorem wojny, dramatem ludzi zamkniętych w obozach, a więc czasami, których nie doświadczył, i które tak trudno było zrozumieć. Prace, które tworzy do dziś nie odbiegają artystycznie od tego, co przyświecało Piotrowi Tyborskiemu 15 lat temu. W jego twórczości dominuje sztuka mocnych symboli.
- Zastanawiałem się czego najbardziej brakowało więźniom – mówi Piotr Tyborski. - W końcu wpadłem na pomysł, żeby rzeźba była w kształcie chleba. Całość została podzielona na części jak kromki, porcje wydzielane więźniom. Na całym bochenku wypaliłem w negatywie postaci, ciała ludzi. To część, którą można zatytułować „Dramat”. Ale jest też i „Nadzieja”. To dłonie, które wyrzeźbione zostały na szczycie bochenka. Sięgają do góry, do Boga w nadziei nowego życia.
Praca nad rzeźbą ruszyła na długo przed akceptacją projektu przez profesora. Artysta nie zwątpił i doprowadził projekt do końca. Dzieło została obronione, studia zakończone z wyróżnieniem. „Dramat i nadzieja” to rzeźba kinetyczna, monumentalna. Całość pracy porusza silnik zainstalowany w tylnej części pracy. Porusza poszczególne części (kromki) rozdzierając „spalone ciała” na części. Jednocześnie ręce wydają się rzeczywiści sięgać nieba.        

Znaleźć godne miejsce
„Dramat i nadzieja” to ogromna rzeźba. Na jej złożenie potrzeba 3 dni. Składa się z 1000 śrub i kilkunastu skrzyń -  części. Rozłożona w całości była zaledwie kilka razy. Rok po zakończeniu studiów przez artystę rzeźba trafiła na Europejską Wystawę Kultury i Sztuki w Kopenhadze „Art. Genda 96”. W tym samym roku można było zobaczyć ją jeszcze dwukrotnie. Najpierw w bazylice Mariackiej w Gdańsku, a następnie w galerii GTPS w Gdańsku, która otwierała Jarmark Dominikański. Od tamtego czasu słuch o niej zaginął. Leży poskładana i zapomniana w niewielkim garażu. Piotr Tyborski chce, alby rzeźba znalazła godne jej miejsce.  
- Chciałbym, żeby ktoś się nią zainteresował, jej miejsce powinno być w muzeum, a nie w garażu – mówi artysta.  

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
słaba mżawka

Temperatura: 8°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1019 hPa
Wiatr: 26 km/h

Reklama
Reklama
Ostatnie komentarze
Reklama