Pod obeliskiem złożono kwiaty i wieńce. Odczytano "Apel poległych". Pod przewodnictwem metropolity gdańskiego abp Sławoja Leszka Głódzia odmówiono modlitwę w intencji pomordowanych. Na ich cześć kompania Marynarki Wojennej oddała trzy salwy honorowe.
List od prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który z powodu choroby odwołał swoją wizytę w Gdyni, przeczytał prezydencki minister Maciej Łopiński.
"Komunistyczny system w Polsce nigdy nie miał prawnej, ani moralnej legitymacji do sprawowania władzy. Jednak wydarzenia Grudnia'70 ostateczne obnażyły prawdę o charakterze i wyobcowaniu ówcześnie rządzących o tym, że za głoszonymi przez nich ideologicznymi sloganami kryje się w istocie brutalna przemoc" - stwierdził w liście prezydent Kaczyński.
Lech Kaczyński podkreślił, że dzięki ofiarom Grudnia'70 dziesięć lat później powstał w Polsce ruch społeczny Solidarność.
Prezydent nawiązał w swoim liście także do upadku stoczni w Gdyni i Szczecinie. "Wspólnie chcę postawić dobitne pytanie, czy odpowiedzialni za polski przemysł stoczniowy uczynili wszystko, aby uratować istniejący tu potencjał gospodarczy, aby kontynuować produkcję i ocalić miejsca pracy (...) Dramatyczne pytanie o przyszłość stoczniowców i polskich stoczni nie może pozostać bez odpowiedzi" - napisał Lech Kaczyński.
Przewodniczący międzyzakładowej komisji NSZZ Solidarność Stoczni Gdynia Dariusz Adamski wezwał do zaprzestania dyskusji, czy generał Wojciech Jaruzelski jest dziś bohaterem narodowym, czy też zdrajcą. Jak podkreślił, tego typu spory są skandalem i uwłaczają pamięci zamordowanych w grudniu 1970 r. na Wybrzeżu.
- W 1970 r. urzędującym ministrem obrony narodowej był Wojciech J. i bez jego przyzwolenia czy rozkazu nie użyto by broni nawet w tamtym porządku prawnym. A jeśli użyto by bez zgody, to czy była jakakolwiek reakcja tego niby generała z honorem? Zbrodnia pozostanie zbrodnią, a zbrodniarz zbrodniarzem - podkreślił Dariusz Adamski.
Lider "Solidarności" stoczniowców przypomniał, że robotnicy ginęli w grudniu 1970 r. za hasło "pracy i chleba", które dziś w wolnej Polsce nadal jest aktualne. - Można zabić kulą, ale można też zadać śmierć społeczną w białych rękawiczkach i pod krawatem, nie ratując skutecznie miejsc pracy, powodując zagrożenia zepchnięcia na margines - powiedział Adamski.
Adamski powiedział, że obecna sytuacja stoczni w Gdyni i Szczecinie to rezultat "bezradności, politykierstwa, impotencji decyzyjnej wszystkich ekip rządzących od 2002 r.".
Rocznicowe obchody w Gdyni kontynuowane były po południu. W kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa odprawiona została msza św. Po zakończeniu nabożeństwa jego uczestnicy przeszli przez centrum Gdyni pod Pomnik Ofiar Grudnia obok Urzędu Miejskiego, gdzie złożono kwiaty i odczytano "Apel poległych".
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W Gdyni śmierć poniosło 18 osób. Jedną z ofiar był młody Zbigniew Godlewski - nazwany w kultowej piosence "Jankiem Wiśniewskim". Godlewski został zastrzelony w trakcie starć w rejonie stacji kolejki SKM Gdynia Stocznia. Jego ciało zostało przeniesione na czele pochodu robotników ulicami Gdynia: Czechosłowacką, Marchlewskiego, Dworcową, 10 lutego i Świętojańską pod siedzibę Miejskiej Rady Narodowej przy ulicy Czołgistów (obecnie ul. Piłsudskiego). (Interia.pl)
Reklama
Tam, gdzie "Janek Wiśniewski padł"
GDYNIA. Tradycyjnie, 17 grudnia o godz. 6, mimo przeraźliwego zimna, przed pomnikiem Ofiar Grudnia '70, w pobliżu stacji SKM Gdynia-Stocznia, niedaleko zlikwidowanej Stoczni Gdynia, gdzie przed 39 laty padły pierwsze strzały do robotników, uczczono rocznicę tej tragedii.
- 18.12.2009 00:03 (aktualizacja 21.08.2023 11:57)

Reklama





Napisz komentarz
Komentarze