W związku z ulokowaniem projektowanego Muzeum II Wojny Światowej na obszarze historycznego Śródmieścia Gdańska prasa donosi o kontrowersjach, związanych z jego rozmiarami. W tym sporze zdecydowaną rację ma Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków, stojący na straży panoramy Śródmieścia, noszącego – czy się komu podoba, czy nie – status Pomnika Historii.
„O wyglądzie (muzeum) nie może decydować układ urbanistyczny dawnej osady rybackiej”. Takie słowa padły podobno z ust wiceprezydenta miasta, odpowiedzialnego za rozwój przestrzenny i kształt architektoniczny Gdańska.
Zadziwiający brak orientacji w historii i topografii naszego miasta?
Przykro mi bardzo, ale jeżeli relacja prasowa jest wierna, to kryje się za nimi zadziwiający brak orientacji w historii i topografii naszego miasta. Przypomnijmy dzieje terenu, na którym ma stanąć to niewątpliwie ważne i potrzebne Muzeum. Mowa tu o rejonie między Kanałem Raduni (od mostu Wapiennickiego do mostku w przedłużeniu ul. Na Dylach) z jednej strony, a ulicami Stara Stocznia i Wałową z drugiej. Tutejszy układ urbanistyczny nie ma nic wspólnego z żadną „osadą rybacką”. Teren ten, to dawny „Dwór Wiadrowników” (Eimermacherhof), po polsku częściej określany jako Wiadrownia. W roku 1540 przydzielono go rzemieślnikom, wyrabiającym drewniane cebry i wiadra. Wiadrownicy oddzielili się od bednarzy i utworzyli własny cech, a w 1560 r. Rada Miasta nadała im statut. Jako sztukę mistrzowską musieli wykonać wiadro z klepek dębowych. Bednarze, którzy jako jedyni mieli dotąd prawo wykonywania beczek z dębiny, wystąpili z protestem i w końcu doprowadzili do tego, że Rada nakazała wiadrownikom używanie wyłącznie drewna sosnowego lub lipowego.
Robota była niełatwa i słabo wynagradzana. W 1670 r. skarżącym się czeladnikom podwyższono zapłatę do 2 florenów za kopę wiader, ale odebrano prawo do napiwku i postawiono warunek: jeżeli ktoś nie wykona 60 wiader w ciągu tygodnia, dostanie za nie tyle, co dotąd. Z biegiem czasu na Wiadrowni powstały warsztaty, szopy i domy mieszkalne. Tutejsza siatka ulic, będąca dziś pod ochroną (jak w całym historycznym Śródmieściu), ukształtowała się w XVII w. Przedłużenie ulicy Na Dylach (od mostku do Wałowej) stanowiła ulica Piekary, zwana też Wielką Piekarską (Grosse Bäckergasse), kończąca się u zbiegu Wałowej i Brabanku – dzisiejszej Starej Stoczni. Odgałęziały się od niej równoległe do Brabanku ulice Wielka (Grosse Gasse) i Mała (Kleine Gasse).
Malowniczy bulwar nad brzegiem Kanału Raduni
Nad brzegiem Kanału Raduni biegł niezwykle malowniczy bulwar Wiadrownia Nad Radunią (Eimermacherhof an der Radaune). Na początku stały tu tylko warsztaty i szopy. Pierwsze stałe domy przy Piekarach powstały w 1640 r., przy Wielkiej w 1649, przy Wiadrowni w latach 1653–1664. Największą ozdobą Wiadrowni był aż do ostatniej wojny Dwór Wiadrowników – dom szeregowy z lat 1733–39. Były tu 24 mieszkania jednopokojowe z kuchnią, o powierzchni 32–36 metrów kwadratowych, rozmieszczone na dwóch kondygnacjach, przy czym gdańskim obyczajem każde – górne czy dolne – miało osobne wejście wprost z ulicy. Dwór Wiadrowników różnił się jednak od pozostałych domów szeregowych tym, że poziomy wejść z ulicy były zróżnicowane: drzwi do górnych mieszkań były umieszczone o kilka schodków wyżej. Poza tym miały stylowe formy i uroczą dekorację. Odchylana górna część drzwi służyła do sąsiedzkich pogaduszek. Podobne rozwiązanie podziwiamy dziś na Helu, ale nie zapominajmy o datach powstania. Drzwi na Wiadrowni były wzorem dla tych na Helu.
Urok Wiadrowni i całej tej okolicy nad Radunią i Motławą odnajdujemy w dawnych opisach i wspomnieniach. Oto fragment jednego z nich, zatytułowanego Wodna romantyka: „Łódki! Od nich zaczyna się najpiękniejsza pora roku. Tak więc w końcu lutego, kiedy wystrojeni w odświętne spodnie trębacze jeszcze nawet nie myśleli, by dla przywitania wiosny wygrzebać ze schowków buczące bąki, spieszyliśmy na Wiadrownię, żeby wypożyczyć łódź, (przy czym) często brakowało nędznego miedziaka do okrągłej sumy. Piękne aż do płaczu były przejażdżki w rozedrganej ciszy wieczoru, gdy na niebie gasło ostatnie światło słoneczne, gdy w domach na brzegu nie zapalono jeszcze lamp...”
Ulica Karpia zasługuje na odbudowę
Dalej czytamy, że w łódkach siedziały zakochane pary, często w towarzystwie muzyka umilającego przejażdżkę grą na harmonii. Tak było aż do ostatniej wojny. Co stoi na przeszkodzie, by i dzisiaj tak pływać? Wody nam nie brakuje...
Ważny jest także kontekst historycznej przestrzeni. Po drugiej stronie Raduni biegnie ulica Karpia (Karpfenseigen). Zabudowana malowniczymi domkami emerytowanych kapitanów żeglugi, do 1945 roku była jedną z najpiękniejszych – nie tylko w Gdańsku. Piękne nadwodne ulice były istotą tożsamości Gdańska. Jak dotąd odbudowano – i to nie do końca – tylko ciąg Nabrzeży nad Motławą – Długiego i Rybackiego. Ulica Karpia, a przynajmniej jej odcinek od zbudowanej po wojnie szkoły do zbiegu z Wapiennicką, gdzie stała Szkoła Nawigacyjna – pierwsza na ziemiach polskich! – ze wszech miar zasługuje na odbudowę. Wskazane byłoby tutaj to, czego w Śródmieściu nadal się nie robi (błąd!): proponowanie odbudowy poszczególnych kamieniczek indywidualnym inwestorom. Wierzę, że się to uda i ulica Karpia odzyska dawne piękno.
Jaki z tego wszystkiego wniosek dla bryły Muzeum na Wiadrowni? Do wszystkich niezbędnych w tym historycznym miejscu warunków i ograniczeń konserwatorskich należy dodać postulat, by elewacja Muzeum od strony Raduni jak najsilniej nawiązywała do dawnych form.
Przypominanie, ale i odwracanie skutków okropności wojny jest miarą kultury
Już słyszę w myśli zbiorowy krzyk przeciwników przywracania historycznego piękna: To, że coś było, nie jest argumentem! Odpowiadam: Nie dlatego, że było, tylko dlatego, że było piękne, a w tym przypadku także niezwykłe. Warto chyba mieć coś pięknego i jedynego w swoim rodzaju, a nie jeszcze jeden wieżowiec, jakich wszędzie pełno? Wiadrownia była nieodłączną częścią wspaniałego dziedzictwa Starego Gdańska, zniszczonego w tym miejscu przez wojnę. Godzi się, by powstające Muzeum Wojny w miarę możliwości to dawne piękno przywróciło. Przypominanie, ale i odwracanie skutków okropności wojny jest czymś więcej niż tylko szczytną powinnością – jest miarą kultury.
Reklama
Od Wiadrowni do Muzeum Wojny
GDAŃSK. W łódkach siedziały zakochane pary, często w towarzystwie muzyka umilającego przejażdżkę grą na harmonii. Co stoi na przeszkodzie, by i dzisiaj tak pływać? Wody nam nie brakuje...
- 23.03.2010 00:00 (aktualizacja 01.04.2023 12:33)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze