Wydaje się to niezbędne, jeśli Polska ma być normalnym krajem - obecna sytuacja podważa wiarę obywateli w Państwo, skłania wielu obywateli do nieetycznych zachowań na granicy prawa lub ewidentnego złamania prawa. Oczywiście nielogiczne wyroki wyrządzają wymierne krzywdy wielu ludziom, a podane niżej przypadki raczej nie są wyjątkowe. Są one też wykorzystywane jako oręż w walce politycznej, co powoduje dezorientację wyborców i może powodować wybór nieudolnych polityków. Jakie mogłyby być mechanizmy eliminacji z zawodu ludzi nie nadających się do pełnienia tej funkcji, jaka procedura byłaby najlepsza?
Źle się dzieje w państwie prawa - Polacy mają już dość koszmarnego
wymiaru sprawiedliwości. Jego słabość po roku 1989 ma różne oblicza.
Pojawia się na etapie wykrywania przestępstw, często tych
najpoważniejszych. Zdumiewa wysoka "umieralność" wśród skruszonych
przestępców, którzy zdecydowali się na współpracę z wymiarem
sprawiedliwości. Podobnie zdarza się wśród funkcjonariuszy organów
ścigania i pracowników zakładów karnych, którzy otarli się o
najgłośniejsze z nierozwiązanych spraw dwudziestolecia. Lista
mechanizmów łamania praworządności w wymiarze sprawiedliwości obejmuje
20 pozycji, znalazły się na niej tak poważne zarzuty jak: zamierzone
"fabrykowanie" spraw, przeciąganie postępowań, nadużycia procedury,
selekcja świadków i dowodów, dowolności w protokołowaniu,
niedostatecznie uzasadnione akty oskarżenia, tendencyjność składów
orzekających czy nierzetelność organów odwoławczych, nie wyczerpuje
jeszcze bogactwa możliwych uchybień. Coraz więcej Polaków widzi, że
posiadany prestiż społeczny, pełniona funkcja, status majątkowy czy
choćby rozgłos celebryty mają wpływ na sposób, w jaki funkcjonariusze
organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości reagują na najbardziej nawet
oczywiste przekroczenie przez kogoś prawa. O społecznej randze problemu
najlepiej świadczy liczba różnych stowarzyszeń oraz inicjatyw lokalnych,
które na terenie całego kraju zakładają osoby z głębokim poczuciem
skrzywdzenia przez polski wymiar sprawiedliwości.
http://fakty.interia.pl/news/zle-sie-dzieje-w-panstwie-prawa,1454240
Opłakany stan sądownictwa w Polsce na przykładzie procesu reżysera
Grzegorza Brauna. W kwietniu 2008 r. Grzegorz Braun został zatrzymany
przez policję będąc przypadkowym świadkiem demonstracji o charakterze
politycznym . Z chwilą złożenia skargi na działalność policji został
oskarżony o czynną napaść, znieważenie i poturbowanie 4 policjantów.
Filmy przedstawiają argumentację reżysera (wszystkie rozprawy utajnia
sędzia Barbara Kaszyca).
http://www.youtube.com/watch?v=toHUi6euXqE
Ogromna niegospodarność w banku Pekao S.A. zarządzanym przez byłego
premiera Bieleckiego? W 2006 r. Pekao SA sprzedał 75 proc. akcji swojej
spółki zależnej ds. zarządu nieruchomościami Pekao Development sp. z
o.o. włoskiej firmie Pirelli RE za zaledwie 60 mln złotych. Następnie
Pekao SA oddał Pirellemu na 25 lat prawa pierwszeństwa, pierwokupu i
wyłączności na wszystkie nieruchomości i projekty deweloperskie grupy
Pekao oraz na nieruchomości klientów banku obciążone hipoteką z tytułu
pobranych kredytów. Wartość tej ostatniej umowy szacuje się na co
najmniej 4 mld złotych. Czy Bielecki w praktyce oddał kilka miliardów
złotych za 60 mln zł? Prokuratura i sąd odmówiły ścigania sprawców, choć
nie zapoznały się z dokumentami. Sprawą zajął się poseł PiS Zbigniew
Kozak. Oddanie przez bank kontroli nad nieruchomościami hipotecznymi
klientów zewnętrznej firmie jest działaniem na szkodę kredytobiorców. W
razie przejściowych kłopotów klienta ze spłatą kredytu bank jako
kredytodawca jest zazwyczaj zainteresowany tym, aby kondycja
kredytobiorcy się poprawiła i aby dokończył spłacanie należności,
podczas gdy firma zewnętrzna odwrotnie - będzie zainteresowana jak
najszybszym zajęciem nieruchomości obciążonej hipoteką, nawet kosztem
upadłości firmy czy zlicytowania kredytobiorcy. Czy skutkiem tej umowy
będą także tragedie wielu ludzi?
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091223&typ=po&id=po31.txt
Wyroki sądów w sprawach Zybertowicza i Michnika, Doroty Nieznalskiej
umieszczającej fotografię męskich genitaliów na krzyżu zwanej "artystką"
oraz dziennikarki Marii Szabłowskiej i Jerzego Targalskiego budzą
zdziwienie. Sąd stwierdził, że Targalski użył obraźliwych sformułowań,
ponieważ wypowiedzi są w jego stylu: "sąd doszedł do przekonania, iż
należy pozwanej dać wiarę, to znaczy uznać, że wyżej wymienione
stwierdzenia padły". To jest zdaniem sądu dowód czy mocna poszlaka?
Krzysztof Wyszkowski podaje wiele faktów dotyczących tych wyroków.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/32115
Cenzura zwycięża w Polsce. Sąd nakazał oto Zybertowiczowi przeprosić
Michnika za rzekome "podanie nieprawdy" w słowach: "swoją drogą to
ciekawe, kto mnie dotychczas pozwał do sądu: dwóch agentów i jeden ich
zaciekły obrońca". Intencja Zyberowicza jest jasna - obrońcą agentów
nazwał Michnika. Czy w świetle całej dotychczasowej linii publicystyki
szefa "Wyborczej", jego radykalizmu w zwalczaniu lustracji,
wielokrotnemu dawaniu wyrazu poglądowi, iż grzebanie się w sprawach
dawnej agentury jest działalnością paskudną i mogącą rozpętać ciemne
moce, nazwanie go obrońcą agentów można uznać za "podanie nieprawdy"?
Żeby tak uczynić, trzeba zamknąć oczy na fakty. Żeby tak uczynić, trzeba
narazić się na śmieszność. Ale jak widać, przy pewnej dozie determinacji
można tak zrobić. W Polsce buduje się rzeczywistość cenzorską. Ci,
którzy są nawet dalecy od poglądów Zybertowicza, Brauna czy Zyzaka, ale
dla których zarazem wolność słowa i opinii jest czymś naprawdę ważnym,
powinni wreszcie to dostrzec.
http://blog.rp.pl/skwiecinski/2010/03/12/polska-kraj-cenzury
Publikacja Pawła Zyzaka na temat Lecha Wałęsy jest nieprawdopodobnie
rzetelna, a wyrok sądu mówiący o tym, że doszło do naruszenia dóbr córki
byłego prezydenta, nie utrzyma się w drugiej instancji - powiedział w
programie "Minęła dwudziesta" w TVP Info Rzecznik Praw Obywatelskich
Janusz Kochanowski. Gdybym miał coś zarzucić autorowi, to tylko to, że
nie lubi bohatera swojej książki. Ale ma 25 lat i może nie pamiętać
Wałęsy takiego, jakiego my pamiętamy. Janusz Kochanowski podał też w
wątpliwość prawo dzieci do występowania na drodze sądowej w obronie
dobrego imienia swoich rodziców.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Kochanowski-sad-pomylil-sie-w-sprawie-Zyzaka,wid,12100155,wiadomosc.html
Sąd swoim wyrokiem w sprawie książki Zyzaka zakwestionował prawo do
kontynuowania badań konkretnego wycinka historii. Uznał, że ów wycinek
ma na zawsze pozostać interpretowany tak, a nie inaczej - pisze historyk
prof. Andrzej Nowak, redaktor wydawnictwa Arcana. Wydawnictwo ma
przeprosić stronę pozywającą (córkę Lecha Wałęsy) całostronicowym
ogłoszeniem płatnym w "Gazecie Wyborczej", a także dopilnować usunięcia
z książki (w następnych wydaniach) wzmianki z zamieszczonego w niej
kalendarium, w której podane są daty rejestracji przez SB (29 XII 1970)
oraz wyrejestrowania (19 VI 1976) Lecha Wałęsy jako tajnego
współpracownika. Tylko tyle - i aż tyle. Dla małego wydawnictwa
bezprecedensowa kara ogłoszenia całostronicowego w najdroższym dzienniku
(czy ktoś widział kiedyś takie całostronicowe przeprosiny w
jakiejkolwiek sprawie?) może być finansowo całkowicie niszcząca. Może
też o to właśnie chodzi. W istocie jednak wyrok ten nie dotyczy tylko
jednej książki i jednego wydawnictwa. Sąd zakwestionował prawo do
kontynuowania badań konkretnego wycinka historycznej rzeczywistości po
wydaniu prawomocnego orzeczenia stwierdzającego - autorytetem sądu
lustracyjnego w tym wypadku - że ów wycinek ma na zawsze pozostać
interpretowany tak, a nie inaczej. W książce Sławomira Cenckiewicza i
Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" z 2008
roku została zebrana bardzo obszerna dokumentacja obalająca argumentację
historyczną orzeczenia sądu lustracyjnego z 2000 roku. Nikt z historyków
nie podważył z kolei argumentów przytoczonych w tej konkretnej kwestii
przez Cenckiewicza i Gontarczyka. Paweł Zyzak w swojej pracy oparł się
na tych argumentach, uzupełniając je w tejże sprawie nowymi, pozyskanymi
przez siebie świadectwami.
http://www.rp.pl/artykul/2,450424.html
Sąd lustracyjny badający sprawę Lecha Wałęsy w 2000 r. nie zajmował się
kwestią, czy legendarny przywódca "Solidarności" i ówczesny kandydat na
prezydenta był zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby
Bezpieczeństwa. Zadaniem tego sądu było rozstrzygnięcie, czy zachowały
się dowody tego, że współpracował on z SB. Mówiąc w dużym skrócie: sąd
lustracyjny odnosił się do materii zupełnie innej niż sprawa rejestracji
Lecha Wałęsy. Jej charakter (TW "Bolek" w latach 1970 - 1976) nie został
w końcowym orzeczeniu jednoznacznie zakwestionowany. Paweł Zyzak
wspomniał o tej rejestracji w swojej książce, bo to dość oczywisty fakt
historyczny. Jeśli więc ktoś zgłasza pod adresem jego pracy zarzut
nieuwzględnienia orzeczenia sądu lustracyjnego z 2000 r., ten, ujmując
rzecz możliwie najdelikatniej, nie bardzo wie, o czym mówi. Co więc jego
książce zarzucił krakowski sąd? Przede wszystkim to, że autor nie
umieścił w kalendarium znajdującym się na końcu książki informacji o
orzeczeniu sądu lustracyjnego "uniewinniającym" Lecha Wałęsę od zarzutów
współpracy z SB. Pytanie, dlaczego Zyzak tak postąpił, jest oczywiste
dla każdego, kto zada sobie trud zapoznania się z tytułem jego książki.
Cytuję fragment tytułu: "Biografia polityczna legendarnego przywódcy
"Solidarności" do 1988 roku". Jest oczywiste, że w książce, w której
cezurą jest 1988 r., nie ma obowiązku umieszczania informacji
wykraczających poza tę datę. Zwłaszcza gdy orzeczenie z 2000 r. budzi
wiele merytorycznych wątpliwości i bardziej zaciemnia sprawę, niż
cokolwiek wyjaśnia. W ustnych motywach orzeczenia krakowskiej sędzi Ewy
Olszewskiej jest jeszcze jedna dość intrygująca informacja. Uznała ona,
że Zyzak "z zamiarem nacechowanym złą wolą umieścił informację o
rejestrowaniu i wykreśleniu z listy tajnych współpracowników". To, że
opisując historyczne fakty, Zyzak kierował się "złą wolą", jest
spekulacją, która z dowodem naukowym (czy też sądowym) nie ma wiele
wspólnego. Ale na podstawie takiego "wnioskowania" zobowiązano Arcana do
umieszczenia w gazecie przeprosin mogących kosztować nawet ponad sto
tysięcy złotych. I po co wprowadzać cenzurę, zamykać w więzieniach
autorów prac naukowych i wydawców? Przecież skuteczniej można ich
wykończyć w białych rękawiczkach, obciążając ogromnymi kosztami za
kierowanie się "złą wolą" w prezentowaniu faktów.
http://www.rp.pl/artykul/451857_Sad_cenzuruje_historykow.html
"Gość Niedzielny" chce kasacji werdyktu sędziny Ewy Tkocz w sprawie
Alicji Tysiąc. Trudno zgodzić się na publikację przeprosin zawierających
nieprawdę. Nigdy nie porównałem pani Alicji Tysiąc do zbrodniarzy
hitlerowskich, nie posługiwaliśmy się też w naszych tekstach 'mową
nienawiści', cokolwiek to określenie miałoby znaczyć" - wyjaśnia ks.
Gancarczyk.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Gosc-Niedzielny-chce-kasacji-wyroku-w-sprawie-ATysiac,wid,12093938,wiadomosc.html
Niesłuszne i sprzeczne z prawem - tak dr Leszek Bosek z Katedry Prawa
Cywilnego Wydziału Prawa i Administracji UW określa orzeczenie
katowickiego Sądu Apelacyjnego w sprawie Alicji Tysiąc przeciw
Archidiecezji Katowickiej i ks. Markowi Gancarczykowi. Sąd zakazuje
krytyki wyroku trybunału strasburskiego, mimo że krytyka treści i
sposobu sprawowania władzy także przez ten organ władzy należy do istoty
europejskiej i amerykańskiej kultury politycznej i prawnej. Sąd pomija,
że w większości publikacji naukowych prezentowany jest pogląd odmienny
niż ten uznany za "jedynie słuszny". Sąd narzucając swoją "prawdę"
bezpodstawnie pomija kontekst sprawy. Narzucanie innej "prawdy sądowej"
jest kuriozalne zwłaszcza w kontekście wypowiedzi samych sędziów ETPCz,
którzy w tzw. "zdaniach odrębnych" i "konkurencyjnych" (Bonello i
Borrego) uznali za konieczne wyjaśnić niejasności związane z tą sprawą.
Gdyby nie było wątpliwości, to przecież tego by nie robili. Tymczasem
sąd w Katowicach stawia zarzuty dziennikarzom, że oni oceniają działania
i intencje trybunału tak jak ci sędziowie. Zdumiewają wywody o związku
wolności słowa i chrześcijaństwa: "Chrześcijaństwo jest religią miłości
i taki też winien być język zamieszczanych w "Gościu Niedzielnym"
publikacji." Gdyby podążać za rozumowaniem sądu, to należałoby
stwierdzić, że to nie sobory tylko sąd ma ustalać czym jest ta religia.
Ponadto, pisma komunizujące albo ekologiczne mogłyby głosić tylko
opinie, które są treściowo i co do formy zgodne z wyobrażeniami sądu o
komunizmie lub ekologizmie. Zasadnicze wątpliwości rodzi uznanie, że
przytoczone teksty dotyczące sprawy Tysiąc są "mową nienawiści". Sąd nie
wyjaśnia, co konkretnie jest mową nienawiści w kontekście trudnej debaty
aborcyjnej, ani też nie wskazuje z jakich konkretnie przepisów
wyprowadza preferowane przez siebie oceny. Sąd powinien się powstrzymać
od spekulatywnych i insynuacyjnych rozumowań, że skoro w jakimś okresie
czytelnicy określonego tygodnika są "niedostatecznie wykształceni", to
znaczy, że temu tygodnikowi nie wolno pisać w określony sposób tekstów.
Polecam pełny tekst opinii prawnej.
http://ekai.pl/wydarzenia/komentarze/x27146/orzeczenie-w-sprawie-a-tysiac-bledne-i-sprzeczne-z-prawem
Sąd po 3 latach wydał w końcu prawomocny wyrok wobec sprawców kradzieży
złomu wartego złotówkę. Sprawa toczyła się cztery razy i kosztowała
Skarb Państwa prawie 6000 złotych - pisze "Dziennik Polski".- To
doskonały przykład, jak nie powinno się sądzić - mówią sędziowie.
http://finanse.wp.pl/kat,104492,title,Proces-o-zlotowke-kosztowal-podatnikow-6-tys-zl,wid,12071627,wiadomosc.html
Rafał Ziemkiewicz: Właśnie sięgnąłem - z pewnym opóźnieniem - po
najnowszy Biuletyn IPN. A tam, od razu, bo na stronie 2. znalazłem
informację znaną być może fachowcom - ale dla mnie będącą rzeczą nową.
Mówi profesor Jerzy Eisler: "Jeśli wierzyć kierownikowi sektora
polskiego w KC KPZS, Piotrowi Kostikowowi, już 16 grudnia, w środę,
czyli jeszcze przed masakrą w Gdyni i przed najbardziej gwałtownymi
walkami ulicznymi w Szczecinie, na posiedzeniu Biura Politycznego KPZS w
Moskwie Leonid Breżniew postawił kwestię sukcesji władzy w Warszawie i
powiedział, że najlepszym kandydatem jest Gierek. Propozycję przyjęto
przez aklamację…" Ciekawe, prawda? W bratniej Polsce właśnie
opanowano sytuację, więc, na logikę, sowieckie politbiuro powinno
wysyłać do Gomułki depeszę gratulacyjną. Tymczasem, wręcz przeciwnie,
podejmuje ono decyzję, kto skompromitowanego "Wiesława" zastąpi. Prorocy
jacyś? W Polsce Kociołek dopiero co wygłosił swoje przemówienie
wzywające do powrotu do pracy, wojsko bodaj jeszcze nie dostało rozkazu,
by strzelać do próbujących się dostać do stoczni, a na Kremlu Breżniew
już wie, że dojdzie do masakry, po której trzeba będzie wymienić
bratniego genseka, więc stawia tę kwestię na plenum! Ilu jeszcze
podobnych faktów trzeba, by powiedzieć to, czego nie miał odwagi
powiedzieć polski sąd, uciekając w bezsensowne przesłuchiwanie tysiąca
nie mogących niczego wiedzieć świadków, a potem w ciągnące się ponad rok
zwolnienie lekarskie sędziego - to, że jednoczesne wydanie apelu o
powrót do pracy i rozkazu strzelania do tych, którzy go posłuchają, nie
było skutkiem bałaganu, tylko z premedytacją popełnioną zbrodnią, mającą
na czele sprowokowanie zamieszek i odsunięcie Gomułki na rzecz Gierka? I
dlatego właśnie rządzący establishment z taką determinacją stara się
skończyć z IPN-em. Już, szybko, choćby i całkiem na rympał, bo cholera
wie, co jeszcze wyciągną i opublikują. Mniejsza o Jaruzelskiego i
Grudzień 70. Są obszary, gdzie ujawnienie prawdy może być dla
legitymizacji establishmentu, jego historycznego prawa do władzy i
"rządu dusz" znacznie groźniejsze.
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/03/24/jaruzelski-i-wszystko-jasne
Oto, zaprawdę Państwu powiadam, prawdziwy znak nowych czasów. Sejmowa
komisja śledcza do przyłapania PiS-u na czymkolwiek, zwana potocznie
"komisją naciskową", po dwóch latach wytężonego i, każdy przyzna,
niezbyt owocnego szukania haków na Kaczora, podsumuje swe prace... Nie,
właśnie nie żadnym raportem. Raporty to były kiedyś. Komisja podsumuje
swoją pracę krótkim filmem czy też prezentacją multimedialną,
przygotowywaną przez jej platformerskich członków. "Pokażemy np. moment
zatrzymania prokuratora Janusza Kaczmarka, później przedstawimy
fragmenty dokumentów czy świadków stwierdzających, że zatrzymanie było
bezpodstawne i wynikało z chęci politycznej eliminacji niewygodnego
ministra" - zapowiada jeden z nich. Proszę zwrócić uwagę: pokażemy
świadków i już. Weryfikacja tego, co mówią, w formule wideoklipu się nie
mieści. Skądinąd stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że jeden z
głównych świadków komisji, wspomniany Janusz Kaczmarek, kłamał. Sądzono
go nawet z tego powodu i sąd orzekł, że będąc oskarżonym mógł kłamać
bezkarnie, bo realizował w ten sposób przysługujące mu prawo do obrony.
Czy w filmie komisji użyte zostaną te właśnie, kłamliwe zeznania? Może
tak być. Film jest o tyle wygodniejszym podsumowaniem prac komisji niż
raport, że w raporcie trzeba by się jakoś odnieść do wątpliwości,
zweryfikować oskarżenia i wiarygodność tych, którzy je rzucają. A w
filmie o wszystkim stanowi montaż. Mam wrażenie, że to kolejny krok po
równi pochyłej, która prowadzi współczesną cywilizację w matrix. Fakty
liczą się coraz mniej. Decydują emocje. Obrazki. Warunkowanie metodą psa
Pawłowa. Pokazujemy Kaczora i ludzie warczą. Pokazujemy Tuska i się
ślinią. Zamiast cokolwiek udowadniać, wystarczy sprawić wrażenie, że się
udowodniło.
http://fakty.interia.pl/polska/news/news/matrix-nasz-powszedni,1444623,2789
Podejrzani o korupcję w sprawie afery węglowej bezkarni z powodu luki
prawnej. Sąd Rejonowy w Rudzie Śląskiej umorzył sprawę trzech
oskarżonych w sprawie tzw. afery węglowej. Prokuratura przedstawiła im
zarzuty korupcyjne w tym samym śledztwie, w którym miała je usłyszeć
Barbara Blida. Sąd umorzył sprawę uznając, że w okresie, w którym
oskarżeni mieli przyjmować i wręczać łapówki, nie pełnili funkcji
publicznych. A to warunek przypisania przestępstwa łapownictwa w świetle
obowiązujących wówczas przepisów.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Umorzona-sprawa-tzw.-afery-weglowej,wid,11935143,wiadomosc.html
Opłakany stan sądownictwa
W MEDIACH. Przegląd opinii i argumentów świadczących o opłakanym stanie sądownictwa w Polsce. Chodzi zarówno o sam kształt sądownictwa, jak i kompetencje i obiektywizm wielu sędziów. Czy jest możliwość wprowadzenia różnych badań przydatności sędziów do pracy w tym zawodzie lub eliminacji z zawodu osób niekompetentnych?
- 28.03.2010 00:00 (aktualizacja 01.04.2023 12:33)
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze