Wybór Muzeum narodowego w Gdańsku jako depozytariusza tego zdjęcia gwarantował dobre warunki jego ekspozycji, profesjonalna opiekę konserwatorską, przede wszystkim zaś umożliwił włączenia fotografii do zbiorów sztuki nowoczesnej gdańskiego muzeum i prezentowanie jej wśród innych dzieł sztuki.
Uroczystość odbyła się w Oddziale Sztuki Dawnej (Pałac Opatów), w zbiorach którego fotografia będzie przechowywana. Od dwóch tygodni fotografia była udostępniona zwiedzającym Galerie Stałą Polskiej Sztuki Nowoczesnej. Pracownicy Muzeum Narodowego w Gdańsku będą teraz pracować nad zmianą galerii, tak aby "Anna Proletariuszka" znalazła najlepsze w jej przestrzeni miejsce.
* * *
Portret Anny Walentynowicz powstał w pierwszych dniach kwietnia 2004 roku, w ruinach formierni
na terenie dawnego wydziału K-2 Stoczni Gdańskiej. Było to moje pierwsze z Nią spotkanie. Pretekstem było zlecenie z redakcji „Newsweeka”. Poproszono mnie o zdjęcie do tekstu, traktującego o możliwości wglądu osób represjonowanych przez peerelowską Służbę Bezpieczeństwa w swoje teczki personalne, zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej. Pomyślałem, że to wyjątkowa szansa, aby przy okazji tego zawodowego spotkania stworzyć portret będący uzupełnieniem prowadzonych przeze mnie autorskich dokumentacji stoczni, które w tamtym czasie polegały głównie na portretowaniu robotników. Niecały rok wcześniej obroniłem dyplom na gdańskiej ASP – był to cykl dwunastu portretów robotników, które zestawiłem z fotografiami z miejsc ich pracy.
Miejsce, w którym postanowiłem portretować Annę Walentynowicz, było mi doskonale znane.
Znajdowało się zaledwie kilkadziesiąt metrów od budynku dawnej Centrali Telefonicznej, zajmowanej od 2002 roku przez „Kolonię Artystów”, w której kilka lat mieszkałem. Dla mnie pani Anna była symbolem i zależało mi na wykonaniu dobrego, „mocnego” portretu. Chciałem, aby wyrażał mój stosunek do Niej, opowiadał Jej historię, a zarazem odnosił się do ówczesnej sytuacji stoczni gdańskiej, miejscu któremu poświęciła kilkadziesiąt lat swojego życia.
Takie były moje założenia, człowieka urodzonego w 1978 roku, niepamiętającego niczego z późniejszego o dwa lata zrywu „Solidarności”. To zadanie było jednym z moich pierwszych zleceń zawodowych. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy przekroczyliśmy bramę historyczną, pani Anna powiedziała że jest to jej pierwsza wizyta na terenie zakładu od wielu lat. Zrozumiałem, że widok absolutnej degradacji wydziału kadłubowego, na którym się znaleźliśmy, będzie dla Niej pierwszym doświadczeniem tego miejsca, odkąd przestała pracować w stoczni. Tereny te przemierzaliśmy taksówką, bardzo chciałem, aby w jak najmniejszym stopniu pani Anna odczuła niedogodności wyprawy. Nie była wtedy w dobrej formie i z trudem poruszała się po zrujnowanych obiektach. Choć zaplanowałem sesję na kwadrans, trwała ponad godzinę. Anna Walentynowicz chciała się przyjrzeć miejscu, nie zadawała pytań, po prostu patrzyła na przestrzeń hali oraz nieczynnej pochylni, gdzie wykonałem drugi portret. Kwadrans zajęła też rozmowa z dwójką robotników, którzy zdecydowali się podejść i Ją zagadnąć. Widząc zmęczenie, chciałem interweniować i przerwać rozmowę, jednak kiedy zobaczyłem, że robotnicy płaczą, wycofałem się. Odwożący potem bohaterkę taksówkarz nie przyjął opłaty za kurs. Fotografia, choć w redakcji „Newsweeka” bardzo się spodobała, nie została ostatecznie zaakceptowana jako ilustracja do tekstu. Była zbyt mało „dydaktyczna”. Następnego dnia wykonałem parę „bardziej prasowych” fotografii w mieszkaniu pani Anny. Jedna z nich została opublikowana. Sam portret doczekał się druku w tym tygodniku w 2005 roku, przy okazji materiału o 25. rocznicy powstania „Solidarności”. Podarowałem Annie Walentynowicz małą odbitkę tego zdjęcia. Stała potem, oprawiona w ramkę, na półce w jej mieszkaniu, a później na prośbę pani Anny została wykorzystana jako okładka jej wspomnień. Portret został wystawiony w tym samym roku w postaci dużego wydruku, w ramach wystawy „Strażnicy Doków” w Instytucie Sztuki Wyspa na terenach postoczniowych. Wtedy też po raz pierwszy użyłem tytułu Anna Proletariuszka. Ten sam wydruk zainstalowałem przy bramie historycznej stoczni dzień po Jej tragicznej śmierci. Wisiał tam przez miesiąc.
Anna Proletariuszka to portret Anna Walentynowicz, zrobiony przez Michała Szlagę. Matka „Solidarności” została sfotografowana u schyłku swojego życia na tle zrujnowanej hali stoczni gdańskiej. Postindustrialne, zdegradowane otoczenie zarazem kontrastuje i przytłacza przedstawioną osobę, wchłaniając i zatapiając jej postać w monochromatycznej gamie zielono-rdzawych barw. Tradycyjne konwencje portretowe podporządkowane rygorom osiowej i zamkniętej kompozycji, frontalność ujęcia oraz hieratyzm pozy zostały tu jednak niepokojąco przekroczone. Fotograf nie uległ pokusie narzucających się wymogów reprezentacyjności, zapotrzebowań heroizacji czy zwyczajowego upamiętniania.
Dawna przodownica pracy, świadoma ideowo proletariuszka, zaangażowana w wolnościowy ruch robotniczy i niezależną działalność związkową, wreszcie pamiętna bohaterka strajków sierpniowych, ukazana została niemalże „chłodnym okiem”, w całej prawdzie swej osobistej egzystencji, w bezlitośnie przygnębiającej przestrzeni. To pełne nostalgii przedstawienie kobiety w niekobiecym miejscu łączy cechy fotograficznego dokumentu, artystycznego portretu, a także pejzażu i alegorii o wanitatywnym charakterze. Ambiwalentnie jest pochwałą niezależności, afirmacją siły woli i cichego bohaterstwa, lecz równocześnie jest ewokacją nieuchronności, przemijania czy wyobcowania. Anna Proletariuszka – ikona niegdysiejszej wspólnoty i pokojowego wybicia się na niepodległość, jawi się jako figura wykluczenia i alienacji. Jest zarówno obrazem fiaska utopii politycznych, erozji społecznych więzi, dewaluacji ideałów oraz gorzkiej weryfikacji mitu solidarności, jak również uniwersalną alegorią przemijania oraz indywidualnym epitafium bohaterki. Prawdziwie to określiła jedna z klasycznych działaczek ruchu robotniczego: Proletariuszka, najbiedniejsza z biednych, najbardziej pozbawiona praw spośród już ich nieposiadających…







Napisz komentarz
Komentarze