Przyszłe mamy wystraszyły się artykułu. Niepotrzebnie.
Średnio w miesiącu na świat w starogardzkim szpitalu przychodziło 135 dzieci. Jednak po ubiegłotygodniowych alarmistycznych publikacjach na porodówkę zgłosiło się tylko siedem pacjentek.
- Obawiam się, że wiele pań zdecydowało się na podróż do innych, odległych placówek – mówi Anna Hartuna. – To niepotrzebny wysiłek i wielki stres w tak ważnym momencie życia. Tymczasem zabezpieczamy dyżury specjalistów położnictwa i neonatologii. Co więcej, nasza porodówka wyposażona jest w specjalną wannę, a nasze położne są odpowiednio przeszkolone, by ulżyć w trudach porodu.
- Sygnalizowaliśmy trudności, zaniepokojenie, ale nie - zamknięcie położnictwa – mówi Beata Ładyszkowska, p.o. dyrektora szpitala. – Kłopoty są w wielu szpitalach, u nas sytuacja też jest niełatwa, ale nie można mówić o zamykaniu czy zawieszaniu działalności, bo to nieprawda i droga do tego daleka. Pracujemy nad poprawą sytuacji, wymogi podstawowe jednak spełniamy.
Starogardzka porodówka czeka na pacjentki.
Reklama
Nie chcą rodzić w starogardzkim szpitalu
STAROGARD GD. Po publikacjach na temat kłopotów oddziałów ginekologicznych w Pomorskiem, starogardzianki omijają szpital św. Jana i jadą rodzić do np. Gdańska. „Czekamy na przyszłe mamy, otoczymy dobrą opieką panie oraz ich maleństwa” – uspokaja Anna Hartuna, lekarz naczelny starogardzkiego szpitala.
- 23.12.2008 00:00 (aktualizacja 04.08.2023 14:42)
Reklama




Napisz komentarz
Komentarze