Od maja br. pełnię funkcje wiceprezesa Grupy Lotos S.A. Wcześniej pod własnym nazwiskiem prowadziłem rozległą działalność gospodarczą. Jedna ze spółek, którą kierowałem w latach 2014 – 2015 (VANGAL Sp. z o.o.), planowała budowę najnowocześniejszego na świecie zakładu produkującego luksusowe jachty. Na realizację tego projektu otrzymała dofinansowanie ze środków unijnych. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości zakwestionowała jednak zasadniczy wydatek projektu (zakup nieruchomości, w których miały być produkowane jachty) pomimo, że przed podpisaniem umowy o dofinansowanie go zaakceptowała. Gdyby po stronie Spółki nie było pewności, że działa zgodnie z prawem, umowa o dofinansowanie nie zostałaby podpisana.
Dziś VANGAL pozostaje w sporze z PARP i - o ile wiem - zamierza swoich racji dochodzić w sądzie. To właśnie niewypłacenie refundacji, opieszałe działanie, brak otwartości na argumenty prawne i inne zaniechania PARP, być może motywowane politycznie (projekt był realizowany w latach ubiegłych), uniemożliwiło spółce VANGAL realizację projektu i kontynuowanie działalności. Nie można zatem mówić o wyłudzeniu dofinansowania unijnego, skoro PARP zmienił swoje podejście do projektu w trakcie jego realizacji. Spółka bardzo starannie dokumentowała swoje działania. Były one racjonalne i zgodne z jej interesem gospodarczym. Nikt nie czerpał osobistych korzyści z projektu. Spółka i wszystkie osoby zaangażowane w projekt współpracują z prokuraturą. Wszyscy zostali już przesłuchani. Nikomu nie postawiono zarzutów.
Dotacja to dla menadżera narzędzie do budowania przewagi konkurencyjnej. Dlatego w swojej działalności gospodarczej zawsze starałem się z nich korzystać. Trzeba mieć dużo złej woli i nieodpowiedzialności, aby na podstawie niesprawdzonych i w dużej części nieprawdiwych informacji i donosów, podważać autorytet zarządu jednej z najważniejszych spółek strategicznych Skarbu Państwa. Nazwanie mnie przez tygodnik „wSieci” „pomorskim baronem” miało zapewne sugerować, że interesy jakie prowadzę nie są do końca przejrzyste. Temu samemu celowi służyć miała też forma artykułu – jego autor zręcznie manipuluje skojarzeniami, omijając przy tym dowody i fakty. Nie bez znaczenia jest także moment publikacji tego szkalującego mnie materiału – zajawka ukazała się w przeddzień zjazdu gdańskiego PiS i wyborów do zarządu regionu. Kontekst, czas, forma i miejsce w którym pojawia się artykuł nie pozostawiają wątpliwości, że nie jest to działanie przypadkowe a jego celem nie było dociekanie prawdy.
Tekst „Baron pomorski”, oprócz insynuacji, zawiera szereg informacji nieprawdziwych i nieścisłych. Dlatego podejmę odpowiednie kroki prawne, mające na celu ochronę mojego dobrego imienia.Inne spółki wymienione w tekście, wobec których pojawiły się insynuacje oraz informacje nieprawdziwe i nieścisłe również będą dochodziły swoich praw.
Przemysław Marchlewicz







Napisz komentarz
Komentarze