- Jak Pan skomentuje to, co zaszło w Radzie, cały ten jak Pan mówi, przewrót?
- Niezręcznie jest komentować czy oceniać z pozycji byłego prezydenta. Ale ja w mieście żyję nadal, mieszkam, funkcjonuję w różnych przedsięwzięciach publicznych i nie sposób się oderwać od wszystkiego co się dzieje, bo mi nie jest obojętne jako mieszkańcowi Starogardu, jak się będzie miasto rozwijało i co się będzie w mieście działo. Z perspektywy 8 lat, kiedy byłem prezydentem i nie miałem większości głosów, co znacznie bardziej utrudniało prace czy podejmowanie wielu przedsięwzięć, które szybciej mogły być procedowane, chociażby przez radę miasta. Wiele kłód pod nogi mi przeciwnicy rzucali, nie z racji merytorycznych moich działań ale z powodu zwykłych politycznych zagrywek i to jest smutne, że takie najgorsze przykłady z życia politycznego, tego partyjnego, przenoszą się na mniejsze środowiska: miasta, miasteczka. Pomijam duże aglomeracje, bo one mają inną specyfikę niż miasto Starogard czy inne podobnej wielkości. Tu bardziej liczą się siły szersze niż tylko partyjne i polityczne, przede wszystkim organizacje pozarządowe i stąd też mój komitet wyborczy składał się z wielu organizacji pozarządowych, bo to jest siła w naszym mieście. Jak oceniam tę sytuację? Przede wszystkim jestem przekonany, że ten „przewrót” w Starogardzie który miał miejsce, był także wynikiem bardzo gorącej atmosfery kampanii wyborczej prezydenckiej, która się w Polsce toczyła. Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość – ta dwubiegunowość - powoduje, że kłótnie, ostre „bijatyki” polityczne ze szczebla krajowego przenoszą się na niższe szczeble. Niektórzy lokalni politycy a niektórych to śmiało mogę nazwać politykierami, próbują nawiązywać do tej retoryki, do ostrego tonu i wręcz agresji w debacie publicznej, co nie ma nic wspólnego z merytoryczną debatą, która by pozwalała wspólnie wszystkim zmagać się z rozwiązywaniem problemów lokalnych. Myślę, że to głównie spowodowało, że ten „przewrót” miał miejsce. Ale jestem przekonany, że lokalni liderzy PO, nie wytrzymują tego ciśnienia od iluś lat, że nie są u steru, u władzy w naszym mieście, stolicy Kociewia.
- Pan nie miał większości, ma Pan za sobą wiele lat prezydentury i nie było takiej burzy przez ten czas. Jakie mogą być konsekwencje obecnych działań w Radzie?
- Rada sama w sobie musi zdawać sobie sprawę z realiów i możliwości, po pierwsze budżetowych, możliwości pozyskania środków zewnętrznych, w tym przede wszystkim unijnych. To jest taki ostatni okres, jeżeli się to zaprzepaści i będzie rada tak przeciągana, raz w jedną, raz w drugą stronę, będzie tak zwane bezkrólewie, że nie wiadomo kto jest przewodniczącym rady, to to spowoduje, że wiele procesów inwestycyjnych ale i społecznych będzie się oddalało a tym samym środki unijne do Starogardu nie popłyną. Starogard się na nie nie załapie. Jest nieporozumieniem, to co niektórzy z opozycji mówią, że my mamy w Warszawie przełożenie, to my mamy do marszałka województwa przełożenie i to tylko my możemy środki pozyskać. Przez 8 lat mojej prezydentury o mnie także niektórzy tak mówili, że nie mam możliwości pozyskania środków. A z marszałkiem i wicemarszałkami województwa pomorskiego twardo acz skutecznie rozmawialiśmy o możliwości pozyskania środków na sztandarowe przedsięwzięcia w mieście. Te środki były pozyskiwane i to na bardzo wysokim poziomie dofinansowania, bo jeżeli udało mi się pozyskać nie tylko na poziomie tak statystycznie rzecz biorąc 50% ale 75 czy nawet ponad 80 kilku procent środków zewnętrznych, przykładem tego może być chociażby gruntowna przebudowa ulicy Jabłowskiej czy też inwestycji wodno kanalizacyjnej w ulicy Prusa, Rolnej, Heweliusza, czy wiele innych jeszcze inwestycji, to dobitnie potwierdza, że można. Z ubolewaniem mogę jedynie stwierdzić, że kiedy próbowałem za pośrednictwem posła Neumana umawiać się z ówczesnym ministrem transportu Panem Nowakiem w sprawie dużej obwodnicy, kiedy chcieliśmy oficjalnie, ja, Pan starosta i wójt gminy spotkać się z ministrem, to Pan Neuman nie potrafił załatwić spotkania, chociaż na 10 min. Wiec pojechaliśmy i złożyliśmy te dokumenty w jego resorcie, bez jego udziału. Więc nie zawsze można było liczyć na polityków, którzy w Warszawie zasiadają.
- Ostatnio wyłania się w Starogardzie taki radykalny, żeby nie powiedzieć lider, lewicowy. Mam na myśli człowieka, który najpierw organizował referendum przeciwko Panu, potem chciał zdjąć krzyż w urzędzie, a teraz chce odebrania honorowego obywatelstwa księdzu Jankowskiemu. Głosi, że ma poglądy lewicowe, więc zdawałoby się, że mu blisko do Pana...
- Po pierwsze, chyba nigdy w życiu na oczy nie widziałem tego Pana, nawet podczas batalii w sprawie referendum. Byłbym daleki, aby jemu etykietę lewicowego działacza tutaj przypiąć. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jak liczny zastęp ma ten pan za sobą wśród mieszkańców Starogardu? Na podstawie jakich działań tego pana ma to być rozpatrywane?
- Jak mówiłam, organizował referendum, potem chciał zdjąć krzyż w urzędzie, a teraz zbierał podpisy w sprawie odebrania honorowego obywatelstwa ks. Jankowskiemu...
- Pytam więc, co to ma wspólnego z nowoczesną, europejską partią lewicową socjaldemokratyczną? Co to ma wspólnego? Jest to jakaś ekstrema ultralewicowości, walki ze wszystkimi. Ja absolutnie sprzeciwiam się temu, żeby tego pana przypisywać do lewicy w Starogardzie, bo nie ma to nic wspólnego, absolutnie. Podczas referendum, w którym próbowano mnie w 2012 roku odwołać ze stanowiska prezydenta, ten Pan współpracował w batalii referendalnej z lokalną strukturą Platformy Obywatelskiej.
(...) Więcej w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej!






Napisz komentarz
Komentarze