Na początku roku szkolnego weszła w życie nowelizacja ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Mowa tu o jedzeniu zawierającym znaczne ilości składników niezdrowych dla dzieci – czyli cukrów i substancji słodzących, tłuszczu i soli. Należą do nich produkty takie jak np. chipsy i słodycze, zwykle chętnie spożywane przez uczącą się młodzież w formie przekąski.
Czysty biznes... batonowy
Jak twierdzi nasza Czytelniczka, w jednej ze starogardzkich szkół, uczniowie wzięli sprawy w swoje ręce i postanowili rozwinąć handel zabronioną żywnością we własnym zakresie. Nikczemny biznes młodzieży polegać ma na kupowaniu między innymi batonów w sklepie i późniejszej sprzedaży na terenie szkoły, już za nieco wyższą kwotę.
- Córka opowiadała mi, że w jej szkole młodzież kupuje batony, które roznosi o konkretnych godzinach jakiś chłopak ze starszej klasy - informuje nasza Czytelniczka. - Pytam się więc, jaki jest sens tej całej ustawy, która ma nauczyć zdrowego żywienia? Przecież młodzież i tak kupi co zechce, jak nie w szkole, to poza nią, a przy tym jeszcze ktoś na tym zarobi. Ten chłopak, który nosi w torbie słodycze sprzedaje je podobno po około 1zł więcej aniżeli normalnie w sklepie. Czysty biznes... - dodaje nasza Czytelniczka.
Zakaz budzi jeszcze większe pożądanie
A co na to sami uczniowie? Jak twierdzą, dobrze, że ktoś zainteresował się asortymentem szkolnych sklepików, jednak nikt nie lubi aż tak drastycznych zmian.
- Ja rozumiem, że chipsy są złe, niezdrowe i trujące, ale to przesada aby ograniczać nam dostęp do wszystkiego – mówi Anna, uczennica jednego ze starogardzkich liceów. – Zakaz budzi jeszcze większe pożądanie. Jak czegoś ktoś nam zabrania, to chcemy tego jeszcze bardziej. A to chyba nie tędy droga... – słyszmy.
Niektórym uczniom żal również pracowników sklepików, które dotychczas funkcjonowały na terenie szkół.
Więcej przeczytasz w bieżącym numerze Gazety Kociewskiej!
Reklama
Szmuglują batonami ?! Skutki rewolucji żywnościowej
Wraz z nowym rokiem szkolnym w życie weszła ustawa, która zabrania sprzedaży w szkołach niezdrowej żywności. Wielu uczniów bojkotuje jednak nowy system i twierdzi, że i tak będą jadać to, co im się podoba. – W szkole mojej córki podobno chłopak ze starszej klasy handluje batonami na przerwach. Sprzedaje je nieco drożej aniżeli w sklepie. Czy nie lepiej było zostawić szkolne sklepiki w spokoju? – pyta nasza Czytelniczka.
- 19.09.2015 08:12 (aktualizacja 01.04.2023 12:39)

Reklama





Napisz komentarz
Komentarze