23-letnia matka ze Starogardu Gdańskiego została zatrzymana w związku z zarzutami fizycznego i psychicznego znęcania się nad trójką małych dzieci.
„Znęcanie nad dziećmi trwało od lipca 2016 r.”
Jak informuje prokuratura, dzieci miały być między innymi przypalane papierosami.
- Prokuratura Rejonowa w Starogardzie Gdańskim, oceniając zgromadzony materiał dowodowy, podjęła decyzję o zatrzymaniu 23- letniej kobiety, której przedstawiono zarzut fizycznego oraz psychicznego znęcania się, ze szczególnym okrucieństwem, nad małoletnimi dziećmi – w wieku 2 lat, 3 lat oraz 13 miesięcy - informuje Tatiana Paszkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Znęcanie nad dziećmi trwało od lipca 2016 r. i polegało m.in. na pozostawianiu ich bez opieki, zaniedbywaniu, a także spowodowaniu licznych otwarć naskórka oraz przypalaniu papierosami. Przy czym tego rodzaju obrażeń nie stwierdzono u 13 miesięcznego dziecka. Podejrzana nie przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu, złożyła wyjaśnienia - dodaje rzecznik prasowa Prokuratury.
12 listopada podjęto decyzję o jej tymczasowym aresztowaniu.
- Sąd zastosował areszt na okres trzech miesięcy - informuje Tatiana Paszkiewicz.
MOPS nie miał zastrzeżeń do rodziny
Jak ustaliliśmy, MOPS znał rodzinę, w której dochodzić miało do przemocy wobec dzieci.
- Pracownicy Ośrodka mieli kontakty z rodziną od grudnia 2015 r. ze względu na udzielane świadczenia – informuje Urszula Ossowska, dyrektor MOPS w Starogardzie Gd.
Do października tego roku nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości w zakresie opieki nad dziećmi czy w ogólnym funkcjonowaniu rodziny. Dokładnie 4 października br. MOPS otrzymał jednak wiadomość, że takowe problemy istnieją. Tego samego dnia pracownicy ośrodka zawiadomili policję i odwiedzili matkę w miejscu jej zamieszkania. Podczas kontroli nie stwierdzili jednak żadnych uchybień.
- Dzieci były pogodne, spokojne, nie były u nich widoczne ślady przemocy fizycznej; mieszkanie było ogrzane i posprzątane, nie było zdewastowane; rodzina zaopatrzona była
w żywność, przygotowany był gorący posiłek – informuje dalej dyrektor MOPS.
Pracownicy socjalni odwiedzali rodzinę jeszcze kilka razy w tym samym miesiącu. Dokładnie 7, 18 i 20 października monitorując sytuację rodziny. Nie wszystkie wizyty były zapowiedziane. Nic nie wzbudzało podejrzeń, że w rodzinie może rzeczywiście dochodzić do jakiejkolwiek przemocy czy zaniedbywania ze strony 23-letniej matki.
Aż do 8 listopada, kiedy to znajoma kobiety postanowiła zainterweniować widząc przerażający stan jednego z dzieci.
- Podejrzewałam, że tam dzieją się niedobre rzeczy już wcześniej, właściwie od chwili gdy ojciec dzieci, czyli mąż Gosi ją zostawił. To było chyba gdzieś około maja – mówi Agnieszka, która postanowiła przerwać krąg przemocy we wspomnianej rodzinie. – Zabierałam te dzieci do siebie do domu, nad jezioro w wakacje i wcześniej już zauważyłam siniaki i krwiaki. Półtora miesiąca temu zauważyłam u najstarszej z córek Gosi krwiaki na plecach, zapytałam skąd się tam wzięły, ale Gosia powiedziała, że mała spadła ze schodów. Nie dawało mi to spokoju, więc wzięłam dzieci na lody i po drodze do sklepu. Wiktoria mi powiedziała, że wujek kupił mamie kwiaty a ona poobrywała główki od tych kwiatów. Za to dostała pasem od wujka. Pokazywała mi jak ją bił, jak bił mamę, jak głową o ścianę uderzał, jak mama wymiotowała na środku pokoju. Ja wiem, że dzieci coś tam sobie wymyślają, że czasem dodają, ale nie aż tak – zauważa kobieta.
Jak wspomina nasza rozmówczyni, kobiety pokłóciły się, gdy ta zwróciła uwagę matce, że jej dziecko jest bite.
- Byłam w skarbówce załatwiać niedawno sprawy urzędowe i coś mnie tknęło, by odwiedzić jednak Gosię. Weszłam na górę, na schodach minęłam jakąś kobietę w płaszczu. Pobawiłam się z dziewczynkami, bo mały był zamknięty w „celi” – kontynuuje pani Agnieszka.
Więcej na ten temat znajdziecie w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej!
Napisz komentarz
Komentarze