Pieniędzy nie starcza na wszystko - radni Tczewa muszą określić priorytety

Jak szukamy oszczędności, to znaczy, że w budżecie nie ma pieniędzy na pokrycie wszystkich wydatków. Jest początek nowej kadencji rady (2010-2014) i radni muszą ustalić co dla miasta i jego mieszkańców jest najważniejsze. A jak ciąć wydatki, czyli np. likwidować instytucje, to najlepiej na początku kadencji, bo nikt przecież tego nie zaproponuje w roku wyborczym. Gwoli ścisłości - w przypadku Przedszkola nr 9 mówi się o przekształceniu go w niepubliczne.

Wniosków więcej niż kasy
O tym, że trudno będzie skonstruować tegoroczny budżet Tczewa, wiadomo było już jesienią ub. roku. Mimo to radni zgłosili sporo wniosków. Większość z nich nie miała szans na realizację. Po co więc je składano? Najkrócej można powiedzieć: bo radni mają do tego prawo.
Rada Miejska Tczewa uchwaliła budżet miasta 13 stycznia. 42 mln zł poszło na inwestycje. Gdyby chcieć zrealizować wnioski, trzeba byłoby wyłożyć pewnie prawie drugie tyle.
Podczas posiedzenia komisji finansowo-budżetowej RM 12 stycznia skarbnik miasta Helena Kullas   udzieliła radnym informacji na temat losu wniosków. Żartobliwie rzecz ujmując mogłaby stwierdzić: Powiedziałam wyraźnie: pieniędzy nie ma. Tymczasem mozolnie, wniosek po wniosku, wyjaśniała na co starczyło, a co nie pieniędzy. Na co nie ma? Np. os. Witosa - nie ma „kasy” na boisko wielofunkcyjne, remonty ulic czy budynek użyteczności publicznej. Nie ma pieniędzy na przebudowę boiska przy SP nr 8, remont ul. Sambora, na wsparcie pobytu dzieci z Białorusi, ekran dźwiękochłonny przy al. Kociewskiej, na „biały” Orlik czy skatepark. Oczywiście, na kilka wniosków znalazły się pieniądze.
- Kładę to na karb kampanii wyborczej, bo wnioski były składane przed kampanią – mówił w styczniu Mirosław  Pobłocki, prezydent Tczewa. - Jednym z głównych zadań dla samorządu będzie zaktualizowanie WPI i określenie priorytetów inwestycyjnych na tę kadencję.
Teraz gołym okiem widać, że radni muszą ustalić priorytety priorytetów. I nie będzie to łatwy wybór, np. między interesem całego miasta a obietnicami złożonymi wyborcom. A gdzieś są jeszcze kwestie czysto ludzkie, jak los osób ze zlikwidowanych czy przekształcanych jednostek.

Musi być pokrycie
- Od 1 stycznia 2011 r. jest zasada, że wydatki bieżące muszą mieć pokrycie w dochodach bieżących – wyjaśnia Helena Kullas, skarbnik miasta Tczewa. - To główny powód, że budżet było trudno skonstruować. Wcześniej była możliwość pokrywania wydatków bieżących z dochodów inwestycyjnych, można było zaciągać kredyty na wydatki bieżące. Do 2008 r. nie było żadnych problemów, bo dochody były na tyle wysokie, że w zupełności wystarczało na pokrycie wydatków bieżących plus zostawała nadwyżka, którą można było przeznaczyć na wydatki majątkowe. Spowolnienie gospodarcze pod koniec 2009 r. spowodowało spadek dochodów. Dochody powoli wracają do poziomy, ale wydatki nie stały w miejscu. Wzrastały. Radni zawsze musieli wskazać źródło pokrycia, jeśli chcą wprowadzić nowy wydatek do budżetu.

Nie ma co dzielić
Budżet nie jest więc „życzeniowy”. Trzeba też pamiętać, że z ub. roku na 2011 r. przeszły zadania inwestycyjne (także te z udziałem środków unijnych), które muszą być kontynuowane. Na co wszyscy czekają? Na polepszenie sytuacji gospodarczej kraju. A tymczasem – jak widać – miasto szuka oszczędności w wydatkach bieżących. Czy ratunkiem dla budżetu będą większe wpływy np.  ze sprzedaży działek pod budownictwo mieszkaniowe i usługowe (założono wpływ 7,1 mln zł, czyli ponad 50 proc. więcej niż w 2010 r.). Na razie, na niecały miesiąc przed pierwsza tegoroczną korektą budżetową nie ma co dzielić.