21 lat po polskim zwycięstwie pod Grunwaldem wybucha kolejny konflikt z Zakonem Krzyżackim. Tym razem rycerze Najświętszej Marii Panny najechali polskie ziemie jako sprzymierzeńcy… Litwy. Król Polski Władysław II Jagiełło chciał przekazać władzę nad Wielkim Księstwem Litewskim swojemu najmłodszemu bratu Świdrygielle, pod warunkiem uznania przez niego podległości lennej wobec Korony i przekazania Polsce Podola wraz z Wołyniem. Świdrygiełło, mając ambicje na bycie samodzielnym władcą, nie zgodził się na to. Spodziewając się wojny z bratem sprzymierzył się w 1431 r. z Zakonem Krzyżackim, niechętnym Jagielle i skłonił ich do najazdu na ziemie polskie. Wszystko odbyło się przy pełnej aprobacie niechętnego Polsce króla Węgier i Niemiec Zygmunta Luksemburskiego.
Przymierze z husytami
Władysław Jagiełło skupił się na walce ze Świdrygiełłą wysyłając wojska na Wołyń. Chcąc również ukarać Krzyżaków zawarł dość niespodziewany sojusz z uznawanymi za „heretyków” husytami. Husyci byli to Czesi, zwolennicy nauki teologa Jana Husa, który postulował m.in. nabożeństwa w języku narodowym, walkę z nadmiernym bogaceniem się kleru oraz uznawał Biblię jako jedyne źródło doktryn wiary. Wezwany na sobór w Konstancji w 1414 r. miał się wytłumaczyć ze swoich poglądów. Mimo otrzymania listu żelaznego od Zygmunta Luksemburskiego, który gwarantował mu nietykalność, został skazany na śmierć i spalony na stosie. Doprowadziło to do wybuchu w Czechach tzw. wojen husyckich, w trakcie których zwolennicy Jana Husa pokonali cztery krucjaty i doprowadzili do uniezależnienia się od Niemiec. W 1432 r. w Pabianicach została zawarta umowa o współdziałaniu między Polską a husyckimi Czechami w walce z Zakonem Krzyżackim. Król polski zagwarantował wyposażenie, żołd i wyżywienie dla 8 tysięcy zbrojnych pod wodzą Jana Čapka z Sán. Czesi dotarli do Wielkopolski i w czerwcu 1433 r. wraz z rycerstwem polskim zaatakowali posiadłości zakonne. Następnie w lipcu tego roku wkroczyli na Pomorze i rozpoczęli oblężenie Chojnic. Brak artylerii oblężniczej, a także twarda postawa obrońców spowodowała odstąpienie od oblężenia po 6 tygodniach. Wojska polsko-czeskie wyruszyły na północ i po spaleniu klasztoru w Pelplinie stanęły pod Tczewem.
Zdobycie miasta
29 sierpnia 1433 r. znajdujące się pod murami miejskimi oddziały polsko-husyckie podpaliły przedmieścia Tczewa. Jak opisał to Jan Długosz, pożar dzięki południowemu wiatrowi szybko przerzucił się na jedną z baszt miejskich, a następnie na dach kościoła farnego. Rozżarzone fragmenty dachu zaczęły spadać na budynki mieszkalne potęgując chaos. Wykorzystując sytuacje wojska królewskie rozpoczęły szturm. Obrońcy znajdujący się na murach, mając za plecami ogień porzucili swoje stanowiska, a mieszczanie szukając ratunku rozbili od wewnątrz bramę Gdańską, przez którą weszły wojska polsko-czeskie. Dla zdobywców, oprócz niewielkich strat, które ponieśli bardzo istotne były łupy. Pożar strawił wiele potencjalnych zdobyczy, niemniej w piwnicach znaleziono duże ilości tkanin i różnego rodzaju towarów.
Straszny los jeńców
Jak dalej opisuje Długosz, po zdobyciu miasta wzięto do niewoli „przeszło dziesięć tysięcy” (liczba zapewne mocno przesadzona) zbrojnych i zaciężnych, w skład których wchodzili nie tylko poddani Krzyżaków, ale również Ślązacy i Czesi. Los tych ostatnich był przesądzony, w momencie kiedy Jan Čapka zażądał ich wydania. Zarzucił im „że przeciw własnemu narodowi dawali pomoc Niemcom, i przyszli do Prus najemniczym orężem wojować z królem Polskim i Polakami, którzy dla wspólności języka zawsze byli Czechom przychylni". Kazał na środku obozu ułożyć ogromny stos i wszystkich na nim spalić. W jego ślady poszedł rycerz polski Jan Strasz z Białaczowa, który rozkazał zamknąć w drewnianej szopie pojmanych korsarzy krzyżackich i podpalił budynek. Ci z uwięzionych, którym udało się wydostać wpadali na włócznie obserwujących egzekucję polskich zbrojnych. Dopiero interwencja dowódcy Mikołaja z Michałowa, który rozkazał ugasić ogień, zakończyła okrutne widowisko. Jak opisał to Długosz: „Jeden z tych nieszczęśliwych, mając popalone nogi, zawlókł się jak mógł do pobliskiej sadzawki; a kiedy mniemano, że chciał się wody napić, on bólem zniecierpliwiony sam się w wodzie utopił. Już odtąd nie pastwiono się więcej nad jeńcami.” Inaczej wyglądał los pojmanych mieszkańców miasta. Kobietom dowódcy wojskowi i starszyzna przydzieliła straż złożoną z Polaków, aby nie stały się brankami i padły ofiarą rabunków. Po spaleniu miasta nie mogły one pozostać na miejscu, a pobyt na wsiach mógł być niebezpieczny, dlatego też zdecydowano o przeprawieniu ich zza Wisłę na ziemię pruską. Według Długosza wojskom polsko-czeskim zależało na pozostawieniu przyjaznego stosunku ludności miejscowej. To miało odróżniać naszych rycerzy od Krzyżaków, którzy w 1431 r. dokonywali na terenie Wielkopolski wszelkich niegodziwości.
Po zdobyciu Tczewa wojska wyruszyły w stronę Gdańska, którego jednak nie miały szans zdobyć. 4 września husyci dotarli nad Bałtyk, który widzieli po raz pierwszy w życiu. Zbrojni bawili się w morzu jak dzieci, nabierali także na pamiątkę słoną wodę. Jan Čapek miał wjechać konno w fale i powiedzieć: Oto bracia, przyznaję się wam, że osiągnąwszy w tym miejscu koniec świata, nie mogę się dalej posuwać, ponieważ wzbraniają mi tego morskie wody. Polsko-czeskie oddziały wyruszyły w drogę powrotną. 13 września 1433 r. zawarto rozejm, a w grudniu Polska i Zakon Krzyżacki podpisały pokój w Łęczycy.
Epilog
Po zakończeniu działań zbrojnych Władysław Jagiełło przyjął wodzów wyprawy i hojnie ich obdarował. Jak już pisaliśmy w artykule „ Jak Czesi w Tczewie „swoich” spalili…” Jan Čapek za pomoc otrzymał od polskiego króla m.in. wielbłąda. Krótko potem, w czasie oblężenia katolickiego Pilzna, zwierzę zostało zagarnięte przez obrońców miasta podczas wypadu i od tego czasu wielbłąd jest jednym z elementów herbu Pilzna. 80 lat temu blisko stuosobowa grupa Czechów, postanowiła uczcić pojawienie się swoich przodków nad Morzem Bałtyckim. W sierpniu 1933 r. Czesi przyjechali do Tczewa, gdzie witał ich m. in. burmistrz Stefan Wojczyński. Tczewski wątek czeskiego wyprawy z 1433 r. stał się inspiracją dla pisarza Aloisa Jiráska, który napisał opowiadanie pod jakże trafnym tytułem. „Tčevská hranice” („Tczewski Stos”).






Napisz komentarz
Komentarze