- Budowa elektrowni węglowej to według pani szansa czy zagrożenie dla gminy?
- Na pewno taka inwestycja bardzo by się gminie przydała. Zdaję sobie sprawę, że pewna liczba mieszkańców znalazłaby oczekiwane zatrudnienie. Kolejna niebagatelna sprawa to podatki, które mogłyby do nas wpływać. Proszę pamiętać, że nie jesteśmy bogatą gminą. Taki zastrzyk na pewno by się przydał.
- Można dzisiaj oszacować jakie byłyby to pieniądze?
- Absolutnie nie, za szybko, by o tym mówić.
- Choć pewnie w skali roku są to środki, za które można wyremontować niejedną drogę w gminie.
- Na pewno tak. To jest przede wszystkim podatek od nieruchomości, z prowadzenia działalności gospodarczej, oprócz tego 2-proc. wartości budowli, a pamiętajmy, że to nie są tanie urządzenia. Budowa takiej elektrowni to koszt od 5 do 6 mld zł. Oczywiście pomarzyć dobra rzecz. Bardzo bym chciała, by elektrownia powstała u nas. Liczyłam na to, że będzie to elektrownia gazowa, która ma znacznie mniejsze gabaryty, jest tańsza i mniej kontrowersyjna. Sytuacja polityczna jednak odstrasza inwestorów. Czy nam się to podoba czy nie, jesteśmy od gazu uzależnieni. Elektrownia jest potrzebna z jeszcze jednego powodu. Mówi się przecież o odnawialnych źródłach energii. Wiatraki nie są perpetuum mobile. One nie pracują przy za dużym i za małym wietrze. Dlatego konieczne jest wspomaganie farm. Problem jest więc ogólnowojewódzki. Przypomnę, że farma powstanie także w gminie Gniew, w trójkącie Piaseczno, Rakowiec, Tymawa.
- Czy dobrym wyjściem byłoby przeprowadzenie w gminie referendum, by mieszkańcy wypowiedzieli się w sprawie ewentualnej budowy?
- Przyznam, że o tym nie myślałam. Referendum, to trochę dziwne dziecko demokracji. U nas najczęściej przeprowadza się referenda personalne, które często kończą się „niczym”. Z kolei w Szwajcarii głosuje się nawet w temacie lokalizacji przystanku komunikacji publicznej.
Pełną treść wywiadu z burmistrz publikujemy w Gazecie Tczewskiej z 28 sierpnia.







Napisz komentarz
Komentarze