Do zdarzenia doszło 14 października. Czytelnik „Gazety Tczewskiej” z urazem prawej stopy w okolicach kostki udał się po pomoc do tczewskiego szpitala.
Bez skierowania ani rusz
– Rano 14 października wezwałem taksówkę i udałem się do Izby Przyjęć – relacjonuje Mateusz. – Wszedłem, przywitałem się, a pan doktor spytał o skierowanie. Na nic były moje wyjaśnienia, że w obecnej sytuacji nie jestem w stanie po nie się udać. Starałem się wytłumaczyć, że mój stan jest nagły, a ból na tyle silny, że nie pozwala normalnie, a przede wszystkim samodzielnie funkcjonować. Niestety nic to nie dało i musiałem udać się po wymagany dokument uprawniający do udzielenia pomocy. Co w podobnej sytuacji zrobiłaby osoba starsza, nie posiadająca kondycji na moim poziomie? Uznałem, że skierowanie nie jest wymagane od pacjentów przyjmowanych do szpitala w stanach nagłych, gdy nieudzielenie pomocy medycznej może skutkować utratą zdrowia lub jego pogorszeniem, jak w moim przypadku.
Skakał na jednej nodze
Zrezygnowany Mateusz postanowił udać się do pobliskiego „białego domku” po skierowanie. Twierdzi, że personel szpitala nie zaoferował mu w tym celu żadnej pomocy, ani kul, ani wózka. Skacząc na jednej nodze, pacjent kierował się do sąsiedniego budynku jednocześnie wysłuchując zapytań zdziwionych ludzi. Zmęczony, zlany potem mężczyzna po ok 20 min. „doskakał” do rejestracji poradni, gdzie zaskoczony personel wystawił mu potrzebne skierowanie oraz zaproponował pomoc w postaci transportu wózkiem. Kiedy Mateusz ponownie dotarł do Izby Przyjęć, wykonano mu zdjęcia RTG.
– Stwierdzono zwichnięcie stawu skokowego – kontynuuje Mateusz. – Lekarz zalecił minimum 2 tygodnie zwolnienia lekarskiego, ale gdy poprosiłem o jego wystawienie, odesłał mnie do lekarza rodzinnego, zasłaniając się procedurami. Mając już serdecznie dość „profesjonalnego” potraktowania mojej osoby, zabrałem wszystkie dokumenty i udałem się do przychodni na Czyżykowie. Nikt z personelu szpitala nie zapytał czy mam jak dojechać do innej placówki medycznej oraz czy jest mi potrzebna inna pomoc. Zabrakło w tym wszystkim serca, empatii, ale przede wszystkim powołania, jakim jest zawód lekarza, czy pielęgniarki.
Prezes szpitala komentuje
W imieniu Czytelnika zadaliśmy zarządowi szpitala kilka pytań. Niestety do chwili obecnej uzyskaliśmy jedynie krótki komentarz prezesa Szpitali Tczewskich oraz ogólnikowe potwierdzenie, że trwa postępowanie wyjaśniające.
– Jako prezes mogę powiedzieć, że obejrzymy nagranie monitoringu oraz spotkamy się m.in. z ordynatorem tego oddziału – mówi prezes Janusz Boniecki. – Jako osoba prywatna dodam, że w takiej sytuacji pomoc powinna być udzielana bez wchodzenia w procedury medyczne. Nie tego pacjenci oczekują od świadczących usługi medyczne. Nie podoba mi się tego typu podejście.
Na szczegółowe odpowiedzi na nasze pytania musimy poczekać. Do sprawy wkrótce wrócimy.







Napisz komentarz
Komentarze