„Impreza była przednia. Schlaliśmy się tak, że Grubego trzeba było wieźć na pogotowie.” Albo: „byłam u kosmetyczki, teraz jadę do galerii, a później mamy uroczysty obiad u starych” – któż z nas nie był mimowolnym odbiorcą podobnych dyskusji w pojazdach miejskiej komunikacji. Gdy konieczność wysłuchiwania podobnych historii spływa po części pasażerów jak po kaczce, inni w najlepszym przypadku mają ochotę wyrzucić telefon rozmówcy przez okno.
W krakowskich tramwajach i autobusach ruszyła akcja zniechęcająca podróżujących do opowiadania o swoich osobistych problemach. Podobne rozwiązania mogą w niedługim czasie wprowadzić także Warszawa i Białystok. Czy problem dotyczy także naszego miasta?
- W Tczewie sytuacja jest nieco inna i wynika ze specyfiki komunikacji – mówi Marek Pieczewski z firmy Meteor. – Podróż autobusem nie trwa dłużej niż ok. 10 min. Nawet jeśli trafi nam się denerwujący pasażer, po kilku minutach będziemy od niego uwolnieni.
Temat nie jest kierownikowi tczewskiego oddziału zupełnie obcy. Sam przypomina sytuację, gdy zamknięty w pociągowym przedziale, skazany był zapoznać się z historią choroby swojej współpasażerki. - Żałowałem, że nie mam przy sobie słuchawek – żartuje Marek Pieczewski. – W Tczewie podobnych sygnałów od pasażerów jednak nie odnotowujemy.
Dłuższe podróże zdarzają się w popularnej „50” firmy Arriva. Tu sytuacja wygląda nieco inaczej.
Jak? Dokończenie tematu w Gazecie Tczewskiej z 23 grudnia.








Napisz komentarz
Komentarze