Historia Dobromira „Maka” Makowskiego pokazuje, że nigdy nie jest za późno, aby zmienić swoje życie. Mimo, że świat walił mu się na głowię, czuł, że nie ma już dla niego żadnej nadziei, udało mu się odmienić swoje życie. Z pewnością nie było to łatwe. Ludzie znajdujący się blisko, mówili, że nic z niego nie będzie. Jego organizm był zniszczony przez narkotyki i inne używki, do tego stopnia, że trudno było mu złożyć poprawne zdanie. Był bardzo wycieńczony.
Czarny, smutny świat
Jak miał 1,5 roku trafił do domu dziecka. Jego rodzice pobili milicjanta i trafili do więzienia. Jednak jego wspomnienia z rodzinnego domu nie były zbyt kolorowe. Zapach, który pamięta z dzieciństwa, to woń alkoholu, którego nadużywał jego ojciec. Po pięciu latach wyszedł z domu dziecka i mieszkał tylko z ojcem, jego rodzice się rozeszli. Matka została prostytutką. W domu była przemoc, dochodziło do awantur. Ojciec bił go kablem, rzucał o ścianę. Wówczas, jak mówi, nienawidził Boga. Zaczął okradać kolegów w szkole.
– Wtedy usłyszałem po raz pierwszy, że jestem zerem, że do niczego w życiu nie dojdę, to strasznie bolało – opowiada Dobromir „Mak” Makowski. – Rosłem w przekonaniu, że nikim nie będę. Nienawidziłem ludzi, którzy tak łatwo mnie oceniali. W sercu czułem, że chciałem być inny.
Mając osiem lat znalazł się pod tymczasową opieką matki, która nie radziła sobie z własnymi emocjami i smutki topiła także w alkoholu. Pewnego dnia w ataku agresji złamała mu nos. Dobromir nie mógł znaleźć w nikim oparcia.
Brak perspektyw?
Trafił do pogotowia opiekuńczego, myślał, że tam będzie bezpieczny. Okazało się, że relacje, które panują pomiędzy młodzieżą są okrutne a dorośli pedagodzy na to nie reagują.
– To było bardzo okrutne – przyznaje „Mak” Makowski. - Pierwszą sytuację jaką tam zobaczyłem, to było uderzenie w twarz dziewczyny przez wychowawcę. To było straszne, miało być tu bezpiecznie a powtarzały się schematy z mojego domu. Chłopcy podzielili się na grupy, bili innych, okradali, wykorzystywali seksualnie. Miałem 11 lat i zobaczyłem jak świat pedagogiki w to nie ingeruje. W pokoju mieszkałem z chłopakiem, który próbował zamordować swojego kolegę.
Wtedy ktoś po raz pierwszy dał mi rozpuszczalnik i zaproponował ucieczkę z pogotowia. Spędzili pierwszą noc w kanale, wąchali rozpuszczalnik, dookoła biegały szczury. Później złapała go policja i trafił do domu dziecka. Tam przedawkował rozpuszczalnik i trafił na OIOM. Lekarze walczyli o jego życie. Udało się, jednak ta trudna droga nie miała jeszcze końca. Pani pedagog wysłała go do ośrodka leczenia uzależnień. Wtedy po raz pierwszy usłyszał, że Jezus go kocha a Dobromir przecież tak bardzo go nienawidził.
– Przez chwilę zachłysnąłem się tą informacją, ale szybko pomyślałem, że to niemożliwe – przyznał Dobromir. – Gdyby mnie kochał, to rodzice by mnie nie bili, tata odzyskałby wzrok, rodzice mieliby pracę i tworzylibyśmy szczęśliwą rodzinę.
Po wyjściu z ośrodka, zaczął brać kolejne narkotyki. Była amfetamina, grzyby halucynogenne, leki psychotropowe. Pedagodzy mówili mu, że jest zakałą społeczeństwa, że nie ma po co iść do zawodówki, bo i tak niczego się nie nauczy. Dorastał w takim przekonaniu. Miał trafić do poprawczaka, jednak zabrał go do siebie ojciec, jak mówi „Mak” Makowski, wtedy o tym nie wiedział, ale ojciec uratował mu życie. Mimo to, ówcześnie nie mogli się porozumieć. Dobromir trafił ponownie na ulice. Przyłączył się do zorganizowanej grupy, która okradała samochody.
– Doszedłem do takiego miejsca, gdzie nie wiedziałem kim jestem – przyznaje. – Szukałem zaczepki, chciałem się z kimkolwiek bić, byłem coraz bardziej zgorzkniały.
Narkotyki ciągnęły go na dno, widział demony, słyszał głosy, które kazały mu wyskoczyć z mieszkania znajdującego się na czwartym piętrze. Miał początki schizofrenii paranoidalnej.
– Zacząłem wołać o pomoc – wyznaje „Mak” Makowski. – Dzięki mojemu bratu poznałem przyjaciela, który zaprowadził mnie do społeczności chrześcijańskiej. – Mówili o Jezusie, ci ludzie mieli coś w sobie, byli uśmiechnięci. Po latach zrozumiałem, że to co jest napisane w Biblii, po czym poznają nas inni ludzie, to jest miłość wzajemna, ta, którą miał Jezus w sobie.
Zaczął wołać o pomoc do Boga. Jednak miał jeszcze problem z narkotykami. Uklęknął, wziął do rąk ewangelię, mówił, że nie chce brać już narkotyków. Znajomi śmiali się z niego, że prosi o pomoc Boga.
– Bóg stworzył moje serce na nowo – wyznaje. – Trafiłem do szkoły, poznałem fantastycznych nauczycieli, którzy bardzo mi pomogli, dostałem miejsce w bursie. Bóg zaczął zmieniać moje serce.
Jednak to nie koniec zmartwień. Matka chciała popełnić samobójstwo, trafiła w stanie krytycznym do szpitala. Dobromir przyszedł powiedzieć jej, że ją kocha. W tym czasie tata dostał udaru mózgu. Modlił się do Boga, żeby nie odchodził. Dziś bardzo tęskni za swoimi rodzicami, mimo, że nie miał łatwego dzieciństwa. Dobromir, podkreśla, że w życiu ważne jest przeznaczenie, dzięki, któremu można wyzwolić się od zgorzknienia.
– Bóg ma przebaczenie, jeśli zawołasz z głębi serca i pozwolisz przebaczyć, będziesz żył w błogosławieństwie Bożym – przyznaje. – Nie ma lepszej łaski dla człowieka, jak oddać serce Jezusowi i przebaczyć, tak jak Bóg nam przebacza.
Spełniając marzenia
Bardzo bał się iść na studia, choć tego chciał. W domu dziecka niejednokrotnie słyszał, że nawet zawodówki nie skończy. Dobromir podkreśla, że nie warto narzekać, słowa mają wielką moc, którą można przekuć w dobre czyny. Udało mu się skończyć studia na kierunku AWF, mimo tego, że przez większość życia ćpał i palił, uwierzył, że może się udać - jak Dawid pokonał Goliata. Miał jedne z najlepszych wyników wśród studentów. Od kilkunastu lat pracuje z młodzieżą na ulicach, jest pedagogiem. Za wszystko dziękuje Bogu.
Dobromir "Mak" Makowski dziś spełnia się, jako mąż, ojciec Dobrusi i Lubomira, pedagog oraz raper. Założył stowarzyszenie „Młodzi Dla Młodych”, wraz z przyjaciółmi i młodymi ludźmi, których kilka lat temu udało mu się wyrwać z ulicy, tworzą tożsamość pedagogiczną w świetlicy środowiskowej. Dobromir „Mak” Makowski jeździ po Polsce i zachęca wszystkich, aby zaufali Bogu, tak jak on to uczynił w przeszłości. Ze swoim świadectwem wiary odwiedził także kociewskie parafie.







Napisz komentarz
Komentarze