– Wszystko zaczęło się 30 listopada ubiegłego roku – wspomina 27-letni Kamil, mieszkaniec Tczewa. – Ok. 8 rano źle się poczułem. Nie kontrolowałem swoich ruchów, ręce miałem dziwnie wykręcone, nie mogłem nic mówić. Ten widok przeraził moją żonę, która szybko zadzwoniła po pogotowie. Gdy ratownicy przyjechali, usłyszałem, że to pewnie kac po Andrzejkach, bo przecież jestem młody. Ja jednak nie piłem alkoholu od kilku miesięcy. Następnie przewieziono mnie do tczewskiego szpitala na oddział chorób wewnętrznych przy ul. Paderewskiego, gdzie pobrano mi krew i podano kroplówkę.
Pacjent był zaskoczony, że po kilku godzinach wypisano go do domu w stanie ogólnie dobrym. Na wypisie ze szpitala zalecono konsultacje z neurologiem. – Spytałem lekarzy dlaczego nie zbada mnie szpitalny neurolog – kontynuuje mężczyzna. – Odpowiedzieli, że jest akurat niedziela i neurologa nie ma. Kolejnego dnia również źle się czułem, ale nie aż tak tragicznie jak 30 listopada. Kolejki do specjalisty są bardzo długie, więc postanowiłem udać się do prywatnego gabinetu neurologa. Nie uwierzyłem, że nic mi nie jest, a tak twierdzili lekarze ze szpitala. Bulwersuje mnie to, że pomyśleli, że mam po prostu kaca.
Neurolog wysłał pacjenta na badanie tomografii komputerowej głowy, które wykazało obecność guza móżdżku. 10 grudnia Kamil udał się ze skierowaniem do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie spędził 9 dni. Wykonano tam wiele specjalistycznych badań, w tym rezonans magnetyczny. Według gdańskich lekarzy mężczyzna w dniu 30 listopada przeszedł „udar niedokrwienny prawej półkuli móżdżku”, który był powodem zaburzenia równowagi i mowy. Okazało się, że 30 listopada pacjent powinien był pilnie otrzymać leki przeciwzakrzepowe i zmniejszające ciśnienie, bo choć nie zapobiegłyby one udarowi, to mogły zapobiec kolejnemu, który mógł i nadal może przydarzyć się Kamilowi w każdej chwili.
Władze szpitala uważają, że prawa pacjenta nie zostały naruszone. – Z karty informacyjnej i dostarczonych dodatkowych wyjaśnień nie wynika, że 30 listopada pan Kamil wymagał hospitalizacji w trybie pilnym – czytamy w oświadczeniu zarządu spółki Szpitale Tczewskie. – Nie miał zaburzeń mowy ani niekontrolowanych odruchów. Podczas wywiadu pacjent został zapytany o alkohol i inne używki, ponieważ jest to standardowe pytanie przy takich objawach. Jego stan jednak nie wskazywał na spożycie alkoholu. Pacjent nie wyrażał chęci pozostania w szpitalu i oczekiwania na wyniki badań laboratoryjnych, palił papierosy. Po otrzymaniu leków nastąpiła poprawa jego samopoczucia. Pacjent nie wymagał pilnego wykonania TK głowy ani skierowania do szpitala w Starogardzie. W soboty i niedziele na oddziale brak jest możliwości przeprowadzenia konsultacji neurologicznej. Jeżeli pan Kamil nadal czuł się źle, mógł zgłosić się do lekarza Nocnej Opieki Chorych lub ponownie wezwać pogotowie ratunkowe. Decyzję o wykonaniu badań prywatnie pan Kamil podjął samodzielnie i za to trudno obwiniać szpital.
Tczewianin nie zgadza się z odpowiedzią szpitala.
Dokończenie tematu w Gazecie Tczewskiej z 28 stycznia.






Napisz komentarz
Komentarze