17 lutego. Razem z Ewą Dzierżanowską-Wasielewską podjeżdżamy pod parterowy budynek przy ul. Głowackiego. Z zewnątrz dom wygląda tak, jakby od lat nikt w nim nie mieszkał. Sekretarz stowarzyszenia „Wspólnie dzieciom” prosi nas o interwencję w sprawie jego właściciela Waldemara W., który od pewnego czasu znajduje się w coraz to gorszym stanie zdrowotnym. O kłopotach zawiadomił ją lokator mieszkający u Waldemara W. - Aleksander Czubacki, schorowany, skromnie żyjący z niepełnosprawną córką rencista, który korzysta ze wsparcia fundacji w postaci żywności.
Wchodzimy do środka
Pierwszy krok. Smród zmusza do zakrycia ust i nosa. Kto nigdy nie był w pustostanie, w którym koczują bezdomni, nie uwierzy, że da się żyć w takich warunkach. Ostrożnie podchodzimy do drzwi pokoju. Nie dają się jednak otworzyć. Uchylamy jedynie na szerokość półmetrowej szpary. To sterta ubrań, wymieszanych z butelkami, ekstrementami i czym tylko można sobie wyobrazić blokuje wejście do pomieszczenia. Smród jeszcze większy. Z pokoju po chwili wyłania się właściciel. Mówi, że nie potrzebuje pomocy, zamierza sam zgłosić się do szpitala.
- Na początku lutego mówiłem dzielnicowemu, że W. już ledwo chodzi - mówi Czubacki. - Przyszedł tutaj, widział co się dzieje. Powiedział, że zawiadomi MOPS. Nie wiem jak było, bo nikt do niego nie przyjechał.
MOPS zapewnia, że dzielnicowy sprawy nie zgłaszał. W piątek, 19 lutego o tym co zastaliśmy przy ul. Głowackiego osobiście powiadomiliśmy ośrodek pomocy. Obiecano pomoc oraz interwencję w domu W. We wtorek mężczyznę zabrano do szpitala przy ul. Paderewskiego w Tczewie. Tego samego dnia w godzinach wieczornych mężczyzna zmarł.
Zimna woda i miska
Ze zrujnowanego korytarza można odbić w lewo do średniej wielkości pokoju wynajmowanego przez Aleksandra Czubackiego i jego córkę. Wnętrze zadbane, schludne zupełne przeciwieństwo tego, co znajduje się po drugiej stronie ściany. Okazuje się, że to tylko pozory.
- Nie mamy ciepłej wody, nie mamy wanny, bo W. sprzedawał wszystko, by mieć na alkohol, nawet junkers. Ubikacja? Sam pan zobaczy – uchyla drzwi do pomieszczenia wielkości metr na metr. Widoku nie warto szerzej opisywać. - Córka pomaga w MOPS, to tam się wykąpie. Mi pozostaje zimna woda i miska. Trudno nam się żyje. Problemem są szczury. Całe szczęście, że mamy koty, bo inaczej zagryzłyby nas na śmierć. Do tego przez okna wieje zimnem. Są tak stare, że niedługo szyby zaczną wypadać.
Mężczyzna za życie w takich warunkach płacił W. 300 zł miesięcznie. Pieniądze – jak mówi – szybko mu się rozchodziły, później musiał kupować właścicielowi jedzenie, by ten nie żebrał po ludziach. To samo z węglem na opał czy opłatami za energię. Wszystkie opłaty ponosił Czubacki. Tak mijały miesiące i lata – w sumie – jak szacuje rencista – 7, od kiedy są na liście mieszkaniowej. Jakim cudem, mimo oddawania niemal co roku nowych mieszkań komunalnych i socjalnych w Tczewie, rodzina nie załapała się na nowe lokum? (...)
Reklama
Horror w czterech ścianach. O nich świat zapomniał...
Kilka dni po naszej interwencji przy ul. Głowackiego zmarł 53-letni mieszkaniec Górek. Przez ostatnie lata uzależniony od alkoholu mężczyzna, mieszkał w warunkach uwłaczających ludzkiej godności - powiedzą niektórzy - sam sobie zgotował ten los, jednak to co zastaliśmy w jego czterech ścianach przekracza ludzkie pojęcie. Po śmierci w zrujnowanym mieszkaniu zostawił dwójkę lokatorów. Rencistę w sędziwym wieku i jego 40-letnią niepełnosprawną córkę. Rodzina od kilku lat stara się o mieszkanie z miejskiego zasobu lokalowego, jednak bez skutku. Choć nie mają ciepłej wody, a nawet wanny (sprzedana przez właściciela na alkohol), a po domu biegają szczury wielkości kotów, nie znaleziono dla nich choćby skromnego lokum.
- 03.03.2016 07:21 (aktualizacja 17.04.2023 19:53)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze